Przeglądając zwykłe, codzienne wiadomości znalazłem niedawno coś, czego nie spodziewałem się ujrzeć przez co najmniej kolejne cztery tygodnie.
Podsumowanie roku 2010.
Dotyczyło ono wprawdzie przegranych i zwycięzców w tegorocznych produkcjach Hollywood, najlepszych gadżetów elektronicznych na rynku i zaliczonych wyborów listopadowych, a więc tematów, które w pewnych granicach uznać można za zamknięte. Jednak poszukałem głębiej i znalazłem: najlepsze zdjęcie 2010 roku, najśmieszniejszą wiadomość, najsmutniejsze zdarzenie itd.
Redakcje poszczególnych pism walczą o przetrwanie. Rozumiem, kto pierwszy ten lepszy. Jednak czasem powinniśmy się zatrzymać. Wiem, że takie podsumowanie, zwłaszcza jeśli znajduje się na stronach internetowych, można w każdej chwili uzupełnić, poprawić, zredagować. Ale chyba nie o to chodzi. Do końca roku pozostało jeszcze kilka tygodni. Mnie osobiście zależy, by upływały one jak najwolniej, podobnie jak każdy inny tydzień, dzień, czy godzina. Dlatego między innymi staram się nie nosić zegarka, który bezustannie mi o pewnych rzeczach przypomina. Po co się spieszyć? Również na większy szacunek zasługują te media, które nie wyprzedzają wydarzeń, nie starają się powiedzieć pierwsze byle czego, ale robią to nieco później, po krótkim choćby zastanowieniu nad tym, co ma być powiedziane. Na podsumowania będzie czas, w końcu wszystko jeszcze może się zdarzyć, choć akurat życzę nam, by były to wyłącznie zdarzenia pozytywne i radosne.
Niestety, nie możemy jednak wszystkiego przewidzieć. W 2004 r. gdy wszyscy podsumowali już mijający rok na kilka dni przed jego zakończeniem, rozpakowali otrzymane na gwiazdkę prezenty i zrobili plany na kolejny rok, w wybrzeże Azji Południowo-Wschodniej uderzyło potężne tsunami. Co było później wiemy. Zresztą koniec roku zwykle przynosi nieoczekiwane wydarzenia, czy to w polityce, czy w ekonomii. Znamy tyle mądrych przysłów: Nie chwal dnia przed zachodem, Nie mów hop, póki nie przeskoczysz i kilka innych. Posłuchajmy czasem mądrości przodków. Niestety, nikt nie słucha. Jadąc przed kilkoma dniami samochodem słuchałem ciekawej rozmowy w radiu publicznym. Niestety, nawet najlepsi dziennikarze nie potrafią oprzeć się pokusie...w pewnym momencie padło pytanie: To jaki był ten rok w polityce i ekonomii? Kolejne 20 minut goście w studio poświęcili na wyrażanie swych opinii na ten temat.
Jeszcze ponad miesiąc! Wciąż mamy jesień! Przez miesiąc może się pogłębić lub zakończyć recesja, może upaść rząd i powstać w jego miejsce nowy, możemy dostać awans w pracy lub wyjechać na nieoczekiwane, długie wakacje. Wrócić z nich też zdążymy.
Nie tylko w mediach widać oznaki pośpiechu. Również w sklepach. Wiem, że każdego roku narzekamy, iż dzieje się to zbyt wcześnie, ale tym razem chyba przesadzono. Już w pierwszy dzień po Halloween gdzieniegdzie zaczęły nieśmiało pojawiać się bożonarodzeniowe ozdoby. W tej chwili w połowie centrów handlowych słychać mikołajkowo – choinkową muzykę, wśród wystaw sklepowych dominuje biała wata i czerwone ubrania, a połowa reklamówek zaczyna się od słów „zbliżają się święta”. Kilka dni temu swoje sezonowe sklepy rozłożyli na placach i parkingach sprzedawcy choinek, a w sklepach sportowych można kupić wszystko, pod warunkiem, że ma to związek ze śniegiem. Jeśli ktoś wybiera się na wakacje w ciepłe kraje i chciałby zaopatrzyć rodzinę w stroje kąpielowe, okulary przeciwsłoneczne, kapelusze ochrone to niestety, trzeba poczekać do wiosny. W Chicago pomiędzy wrześniem, a kwietniem jest to towar nieznany.
Jeśli o mnie chodzi, to odczuwam wiele różnych rzeczy, ale nie ma wśród nich nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Jeszcze nie i cieszę się tym, gdyż bez śniegu, mrozu, kolorowej choinki i płynących w powietrzu życzeń nie potrafiłbym ich celebrować. Na razie mamy drugi dzień niższych temperatur i być może w weekend padał będzie drobny śnieg. Pewnie jak zwykle w nocy, gdy śpię, więc nawet go nie zauważę. Zanim przestawię się na gwiazdkowy i noworoczny tryb choć przez chwilę chcę poczuć to, co w tym kraju jest wyjątkowe i w innych miejscach raczej nie spotykane. Thanksgiving. Oczywiście w wielu krajach też są dni, które przypominają o darach natury, ludzkiej przyjaźni, rodzinie. Tu jednak wygląda on, a właściwie jeszcze niedawno wyglądał wyjątkowo. Wbrew pozorom nieważne co będzie na stole. Nie musimy na siłę wrzucać do piekarnika wielkiego indyka, choć ma to swój urok. Nie przygotowujmy niczego w pośpiechu, zmęczeni i rozżaleni, że dochodzi nam jeszcze jeden obowiązek. Skupmy się na najbliższych, rodzinie. Pomyślmy, tak jak robiono to w ten dzień jeszcze kilkadziesiąt lat temu o tym, co wydarzyło się w naszym życiu, podziękujmy w myślach za drobne, często niedoceniane chwile, a także ludzi wokół nas.
Niektórzy mogą powiedzieć, że to nie ich święto. Zgoda. Ale jest to święto mieszkańców tego kraju, do których jeśli nie jesteśmy tu przejazdem na wakacjach automatycznie się zaliczamy. Dzień ten przyciąga i jednoczy wszystkich, niezależnie od wyznania, poglądów politycznych, pochodzenia. Lubię ten dzień, ale nie porównuję go z niczym. Jest inny i może właśnie dlatego wyjątkowy. Niestety, jest poważnie zagrożony.
Został z jednej strony zagłuszony przez coraz głośniejsze imprezy Halloweenowe, z drugiej przyćmiony zbyt wcześnie zapalanymi światełkami choinkowymi. Jeśli będziemy w takim tempie przesuwać granice poszczególnych okresów i pór roku, w listopadzie robić podsumowania roku i zatrzymywać się tylko na zakupy przy okazji czarnego piątku, to za kilkanaście lat Thanksgiving będzie tylko datą w kalendarzu. Szkoda, bo jest to według mnie nasze wspólne dobro, coś, co powinniśmy pielęgnować, chronić i przekazywać innym. Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.