----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

25 listopada 2010

Udostępnij znajomym:

Aż 20 kandydatów starających się o fotel burmistrza Chicago zdążyło złożyć odpowiednie dokumenty w czasie wyznaczonym przez komisję wyborczą. Wśród nich znani z pierwszych stron gazet politycy i działacze oraz prywatne osoby, o których usłyszeliśmy po raz pierwszy. Petycja nie gwarantuje jeszcze wpisania na kartę do głosowania, trzeba spełnić szereg wymogów, co nie wszystkim się udało.

 

Do znanych należą Rahm Emanuel, Carol Moseley Braun, Gery Chico, Danny Davis, Miguel del Valle, James Meeks oraz Rolland Burris, który dołączył do stawki w ostatniej chwili po powrocie z Waszyngtonu, gdzie z nadania Roda Blagojevicha zajmował miejsce w senacie.

Nazwiska pozostałych nic nie mówią przeciętnemu mieszkańcowi Chicago i w większości przypadków tak pozostanie, mimo ich udziału w emocjonujących wyborach na stanowisko burmistrza miasta. Część robi to dla zabawy, inni dla sławy. Każdy ma jakiś pomysł – niektóre nawet warte są uwagi, niewielu ma poważny program, wszyscy jednak liczą na zwycięstwo.

 

Na przykład M. Tricia Lee, zajmująca się satyrą i pisaniem książek dla dzieci, której rodzina mieszka w Chicago od pokoleń, chciałaby podzielić miasto. Jej plan po ewentualnym zwycięstwie zakłada budowę dwóch urzędów miejskich – jednego  dla północnej i zachodniej części Chicago, drugiego dla południa i wschodu. W ten sposób nastąpiłby podział władzy, na czym skorzystać miałoby południe w tej chwili według niej traktowane przez radę miasta drugorzędnie. Wyrzuciłaby też z pracy obecnego szefa Rady Edukacji oraz poprawiła bezpieczeństwo na południu likwidując program Oprah Winfrey Show, choć nie wyjaśniła zależności pomiędzy sławną dziennikarką, a stopniem przemocy na ulicach.

Inny kandydat, John HU HU, mieszka w centrum I jest pośrednikiem w sprzedaży nieruchomości. Gdyby wygrał byłby pierwszym burmistrzem Chicago o pochodzeniu azjatyckim. Do startu w wyborach zainspirowała go dzierżawa parkometrów miejskich. Uznał, że lokalni politycy oderwani są od rzeczywistości – handlują parkingami, mimo ze żaden z nich nigdy nie parkował na ulicy, a większość ma swoich kierowców i samochody służbowe. Po zwycięstwie wprowadziłby szczegółową kontrolę finansów miasta, wyrzucił z pracy szefa policji, a na jego miejsce zatrudnił osobę pochodzącą z obecnych jej kadr.

Do wielkiej polityki powraca Jay Stone, syn znanego aldermana, Bernarda Stone z 50 okręgu. Już w 2003 r. Jay ubiegał się o pozycję radnego. Wyścig przegrał, między innymi za sprawą własnego ojca, który poparł jego przeciwnika mówiąc, iż „kocha swego syna, ale o polityce nie ma on zielonego pojęcia”. Młody Stone chciałby przede wszystkim zmienić ordynację wyborczą nakładającą na kandydatów zebranie co najmniej 12,500 podpisów pod petycją. Taka zmiana byłaby dla niego wskazana, gdyż jego dokumenty złożone w komisji wyborczej zawierają ich zaledwie 280, co automatycznie przekreśla szanse wpisania go na kartę do głosowania. Oprócz tego Jay Stone jest hipnoterapeutą, co podczas obrad rady miasta może okazać się przydatne...

Wśród kandydatów mamy oprócz tego producenta muzycznego Tyrone Cartera – raczej mało znanego miłośnikom muzyki; Williama Walls`a, który nazywa siebie kandydatem nanotechnologicznym. Walls chce uczynić z Chicago światowe centrum nanotechnologii, kilka razy większe, niż Silicone Valley w Kalifornii. Jest jeszcze Rob Halpin, wynajmujący mieszkanie od Rahma Emanuela. Spodobało mu się nie tylko mieszkanie ale i praca polityka.

Trudno przewidzieć wyniki wyborcze każdego z nich. Poza znanymi, wymienionymi na początku, trudno będzie osiągnąć liczbę głosów wystarczającą do zakwalifikowania się do drugiej rundy. Wiadomo jednak, że przy tak wysokiej liczbie kandydatów druga runda jest prawie nieunikniona. Nawet najbardziej znanym trudno będzie zdobyć 50% głosów przy dwudziestu kontrkandydatach.

RJ

 

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor