Wszystko, co wiemy o wszechświecie i co możemy w nim w miarę dokładnie opisać, dotyczy mniej więcej pięciu jego procent, reszta to coś czarnego, wielkiego, praktycznie nie nadającego się by to uchwycić, a jednocześnie bezsprzecznie istniejącego. Czarna materia, czarna energia, niby są, a jakby ich nie było. Badamy, budujemy skomplikowane urządzenia do namierzania tych dziewięćdziesięciu pięciu procent i praktycznie nic z tego konkretnego nie wynika, poza faktem, że to musi być, pytanie tylko jak, gdzie i dlaczego?
Podobnie jest z antymaterią, której cząstki jakkolwiek udało nam się ostatnio połapać, to ciągle nie wiadomo gdzie ona jest, o ile w ogóle jest jej tyle, ile zakładamy, że powinno być.
Jest z tym wszystkim raczej sytuacja mało różowa, można nawet śmiało powiedzieć, że czarno w tej kwestii, póki co, widać.
Nie zmienia to faktu, iż badamy i poznajemy coraz szybciej i coraz skuteczniej. Jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia potencjał obliczeniowy całej NASA miał moc, którą dziś ma każdy, przeciętny telefon komórkowy. Niedługo prawdopodobnie przestanie obowiązywać do tej pory święte i niepodważalne prawo Moora, które mówi o podwajaniu się mocy procesorów, czyli w istocie komputerów co osiemnaście miesięcy. Jeśli ten proces będzie się dokonywał jeszcze szybciej, niedługo będziemy kompletnie do niczego niepotrzebni komputerom, bo one staną się samo wystarczalne dla siebie.
Dostęp do wszelkiego rodzaju elektronicznych, multimedialnych, cyfrowych, sieciowych, internetowych, wirtualnych gadżetów jest tak powszechny, łatwy i relatywnie tani, iż niebawem sami staniemy się żywymi, samo-przemieszczającymi się komputerami nieustannie podłączonymi do sieci, ponieważ czipy będą tak niezwykle tanie, że ich obecność stanie się powszechna i oczywista jak powietrze, woda i elektryczność. Będą nawet, a może przede wszystkim zainstalowane w naszym ciele, ze szczególnym uwzględnieniem ludzkich mózgów – wynikające z tego konsekwencje przyprawiają o zawrót głowy: będziemy wiedzieć wszystko, nieustannie i o wszystkich.
Czy rzeczywiście z tej wszechogarniającej, ogólnie dostępnej i nieskończonej „wiedzy” internetowej będzie wynikało coś sensownego i czy będzie się to przekładało na fakt, że będziemy lepszymi, mądrzejszymi, szlachetniejszymi i wspanialszymi istotami – tego rzecz jasna nie da się przewidzieć, ale można przypuszczać, że łatwo z tym nie będzie.
Będziemy mieć GPS w soczewkach zakładanych na oczy, automatycznych tłumaczy wszczepionych w naszych ośrodkach mowy, będziemy wymieniali sobie chore czy uszkodzone organy ciała, tak jak dziś zmieniamy koszule, a nade wszytko przestaniemy być uzależnieni od kopalin, z których produkujemy energie, bo synteza jądrowa załatwi nam tyle energii, że nie będziemy wiedzieli, co z nią zrobić, a przy okazji zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki problem z efektem cieplarnianym – jednym słowem jakoś trzeba przeczekać te dziesięć czy dwadzieścia lat, bo tyle trzeba czasu, by te wszystkie „cuda” zaczęły być powszechne – tak przynajmniej obiecuje w swej fascynującej książce zatytułowanej nomen omen „Wizje” Michio Kaku, jeden z najbardziej znanych na świecie fizyków, który od wielu lat propaguje nową wizję nauki i świata.
„Promienie śmierci, pola siłowe, ubrania zapewniające niewidzialność. Czy będą dostępne już w najbliższych dziesięcioleciach, czy dopiero za tysiące lat? Jeszcze sto lat temu uczeni stwierdziliby, że lasery, telewizja i bomba atomowa to pomysły całkowicie wykraczające poza obszar idei fizycznie możliwych. W swych książkach uznany fizyk Michio Kaku sprawdza, w jakim stopniu rozwiązania techniczne i urządzenia spotykane w fantastyce naukowej, które obecnie uważa się za równie niemożliwe, staną się w przyszłości częścią naszej codzienności.”
Zbyszek Kruczalak