Chicagowscy aldermani jednogłośnie przyjęli w czwartek rezolucję nawołującą prezydenta Obamę do nałożenia moratorium na deportację części nielegalnych imigrantów. Chodzi przede wszystkim o osoby, których usunięcie z kraju oznacza rozdzielenie rodziny.
Rada miasta przypomniała prezydentowi o obietnicach złożonych w czasie kampanii wyborczej, dotyczących kompleksowej reformy imigracyjnej. Zwrócono uwagę, że do tej pory nie wywiązał się z nich nawet częściowo.
Jednogłośnie przyjęta rezolucja dotyczy nielegalnych imigrantów, którzy opuszczając przymusowo Stany Zjednoczone zostawiają tu posiadających obywatelstwo lub stały pobyt członków rodziny oraz osoby objęte postanowieniami tzw. Dream Act – odrzuconego przed kilkoma tygodniami przez Kongres.
Chicagowscy aldermani chcą, by Barack Obama skorzystał ze swych uprawnień i powstrzymał tego typu deportacje, nazwane w dokumencie “nieludzkimi”. Radni przypomnieli, że każdego dnia dochodzi do rozdzielenia ponad 1,100 rodzin w całym kraju.
Pomysłodawcą rezolucji byli radni pochodzenia latynoskiego oraz Edward M. Burke z 14 okręgu miejskiego zamieszkałego w większości przez Latynosów.
Burke zaznaczył, że już ponad 150 lat temu, w latach 1850-tych, Rada Chicago zakazała swym stróżom prawa współpracy ze służbami federalnymi w poszukiwaniach zbiegłych niewolników. Sprawa imigrantów jest według niego podobna. Chodzi o „współczucie i moralność” – powiedział Burke w czasie czwartkowej konferencji prasowej i dodał, że „jeśli stan Illinois może wprowadzić moratorium na karę śmierci, to Stany Zjednoczone powinny zastosować moratorium na okrutne deportacje”.
Alderman Roberto Maldonado z 26 okręgu miejskiego wspomniał, iż liczba deportacji za czasów prezydenta Busha była dwa razy niższa, niż obecnie, pod rządami demokraty przekonującego o swej sympatii dla imigrantów.
“To ma być przyjaciel społeczności latynoskiej? – pytał Aldonado – To jest prezydent, który obiecał Latynosom i imigrantom projekt reformy w pierwszych 90 dniach swego urzędowania? Właśnie zaczyna kampanię wyborczą na drugą kadencję, a my ciągle czekamy”.
Chicagowscy radni wielokrotnie w przeszłości stawali po stronie imigrantów. W 2006 r. domagali się wprowadzenia moratorium na federalne naloty imigracyjne w czasie, gdy Kongres debatował nad ewentualną reformą, nazywając je próbą zastraszenia działaczy proimigracyjnych i sprzyjających im polityków. Trzy lata później stanął po stronie deportowanego studenta Rigo Padilli, dzięki czemu otrzymał on tymczasowy, legalny pobyt w kraju.
Również w czwartek chicagowska aktywistka Emma Lozano oskarżyła kandydata na burmistrza miasta, Rahma Emanuela, o blokowanie wszelkich reform imigracyjnych podczas jego prawie 2 letniego pobytu w Białym Domu.
„Sugerował prezydentowi odłożenie tego tematu na przyszłość, mówiąc, że nie powróci on wcześniej, niż podczas drugiej kadencji demokratycznego prezydenta” – powiedziała Lozano.
Emanuel próbował przeciwstawić się jej słowom przypominając własną biografię, czyli fakt, że jego dziadkowie również byli emigrantami, a także historie swego głosowania w Kongresie. Zapytany, dlaczego nie doszło do żadnych działań na rzecz imigrantów za jego czasów w Waszyngtonie odpowiedział:
„Nie przysługuje mnie jednemu chwała za dziecięcą opiekę medyczną, za uniwersalny system ubezpieczeń zdrowotnych. Tak samo nie można tylko jednej osoby obarczać winą, że coś się nie wydarzyło”.
RJ