Na temat kary śmierci i możliwości jej zniesienia w naszym stanie pisałem w tej rubryce nieco ponad miesiąc temu, na początku grudnia. Wówczas niektórzy politycy i działacze zaczynali się nad taką ewentualnością zastanawiać. Zadałem wówczas pytanie:
„Po ponad dziesięciu latach warto zastanowić się, co dalej? Albo znosimy moratorium, albo znosimy karę śmierci, gdyż obecnej sytuacji nie można przeciągać. Owszem, jest ona wygodna dla wielu polityków, bo wilk jest syty i owca cała. Prawo dopuszcza egzekucje, a jednocześnie nie pozwala ich wykonywać. Jak długo?”
Dziś znamy już odpowiedź, choć ostateczna decyzja pozostaje w rękach gubernatora. Nawet jeśli ustawy nie podpisze, na co niestety się zanosi, to moratorium nie zerwie, gdyż przeciwników najwyższego wymiaru kary jest wśród legislatorów zbyt wielu, czego dowodem mogą być wyniki niedawnego głosowania. Illinois może więc dołączyć do cywilizowanych rejonów naszego globu lub pozostawić wszystko w zawieszeniu, tak jak było do tej pory i oczekiwać na bardziej sprzyjający moment.
Za każdym razem, gdy temat ten poruszany jest w publicznych i prywatnych rozmowach na pierwszy plan wysuwa się skuteczność stosowania kary, mimo, że głównym powodem jej wstrzymania, a teraz zniesienia, była niedopuszczalna liczba błędnych decyzji prokuratorów i sądów. Zgodnie z przypuszczeniami decyzja legislatury wywołała oburzenie części społeczeństwa i radość pozostałych. Jak zwykle są dwa bieguny i prawie nic pomiędzy nimi.
Nie jesteśmy w stanie lub nie potrafimy na ten temat spokojnie porozmawiać. Zawsze w pewnym momencie sięgamy po niedozwolone argumenty – uśmiercamy najbliższe naszemu rozmówcy osoby i pytamy, co by w tej sytuacji zrobił, jak się zachował i czy w dalszym ciągu byłby przeciwnikiem takiej kary. Tak nie wolno. Wiele osób, które rzeczywiście znalazły się w takiej sytuacji wcale nie było jednomyślnych.
Trudno podejmować decyzje kierując się wymyślonymi, sprowokowanymi i nieistniejącymi emocjami, dlatego, że zawsze działa to w dwie strony. Przeciwnik kary śmierci może zapytać, co rozmówca zrobiłby, jak by się czuł, gdyby został niesłusznie skazany za zbrodnię, której nie dokonał, skończyłyby mu się wszystkie możliwości odwołań i jedyne co mógłby zrobić to czekać i liczyć dni jaki pozostały do wykonania wyroku.
Niedawno usłyszałem, że teraz to już się nie zdarza, gdyż współczesne badania DNA eliminują taką możliwość. Według mnie argument bardzo słaby.
Pamiętacie morderstwo 3 letniej Riley Fox w 2004 r.? Po długim dochodzeniu zamknięto w więzieniu jej ojca, Kevina. Oczekując na rozprawę o gwałt i morderstwo własnej córki spędził tam prawie rok. Wszystko się zgadzało, oprócz DNA. Nie pasowało, ale pasowały wszystkie inne poszlaki. Mężczyzna został uznany winnym przez społeczeństwo, media, polityków i przede wszystkim prokuratorów. Sąd miał tylko postawić kropkę nad „i”. Całkiem przypadkowo agenci FBI przeglądając dokumenty skazanych za inne przestępstwa osób skojarzyli próbkę DNA z wynikami odsiadującego 14 lat za gwałt Scotta Ebby. Nagle wszystko się zmieniło. Okazało się, że Eby długo był sąsiadem Foxów, że rok po morderstwie Riley został zatrzymany za gwałt na młodszej kuzynce. Po krótkiej rozmowie przyznał się do wszystkiego. Kilka miesięcy temu Kevin Fox wyszedł na wolność. Sprawiedliwość zatriumfowała dzięki przypadkowi, bo na pewno nie dzięki pracy prokuratury.
Inny przykład. Jerry Hobbs oczekując na rozprawę spędził w więzieniu pięć lat. Uznano, że zamordował własną, 8 letnią córkę i jej koleżankę w miejscowości Zion na pograniczu Illinois i Wisconsin. Nikt nie miał wątpliwości. Mężczyznę czekała kara śmierci. Rozprawa miała być tylko formalnością.
Dopiero kilka miesięcy temu wśród dowodów znaleziono próbkę DNA i powiązano ją z innym mężczyzną. Hobbs okazał się niewinny. Co by było, gdyby dowód w postaci DNA nie znalazł się w porę?
Trzeci przykład. Były więzień i skazaniec, Randy Steidl, wyszedł na wolność w 2004 r. po odsiedzeniu 12 lat za morderstwo, którego nie popełnił. Pomógł mu przypadek, znowu odnalezione po latach badania DNA, organizacje pozarządowe i wiele prywatnych osób działających na rzecz zniesienia kary śmierci. Gdyby nie moratorium Steidl dziś by już nie żył. Nigdy też nie poznalibyśmy prawdziwego mordercy.
Udokumentowanych przykładów z ostatnich lat jest więcej. W ilu przypadkach popełniliśmy jako społeczeństwo błąd i straciliśmy niewinnego człowieka, możemy się nigdy nie dowiedzieć. Dlatego używanie argumentu o doskonałości DNA jest nie na miejscu.
Stan Illinois przywrócił najwyższy wymiar kary w 1977 r. Od tego czasu do momentu wprowadzenia moratorium w 2000 r. wykonano 12 egzekucji. W tym samym czasie uniewinniono aż 20 osób skazanych już przez sąd na karę śmierci. Liczby mówią same za siebie.
Nawet nie zastanawiam się nad słusznością wykonywania kary śmierci i jej skutecznością w przeciwdziałaniu przestępczości. Zacznę o tym myśleć, gdy system okaże się nieomylny, czyli prawdopodobnie nigdy. Nie jesteśmy idealni, więc jak moglibyśmy stworzyć coś działającego bez zarzutu?
Dlatego cieszę się, że legislaturze naszego stanu udało się podjąć taką decyzję. Liczę, że Pat Quinn okaże się człowiekiem rozumnym i politykiem z klasą. Wiem jednocześnie, że tragedie takie jak niedawna strzelanina w Tucson w tym nie pomagają i rozumiem taki punkt widzenia. Zamordował kilka osób na oczach tłumu. Ciężko ranił kilkanaście. Nawet nie żałuje swego czynu. Ale czy domaganie się kary najwyższej w jego przypadku nie skazuje na śmierć kolejnych kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu niewinnych? Trudno znaleźć właściwą odpowiedź, dlatego dyskusja na ten temat jest tak trudna i dla wielu bolesna, i będzie trwała jeszcze przez wiele lat.
Zakończę zdaniem sprzed miesiąca:
„Kara śmierci nazywana jest karą ostateczną. Pozbawiamy życia przestępcę, a przynajmniej osobę uznaną za sprawcę okrutnego czynu. Czy jednak potrafilibyśmy ją wykonać wiedząc, że istnieje spore prawdopodobieństwo popełnienia pomyłki?”
Miłego weekendu.
Rafal Jurak