Dla wielu osób rzeczą całkowicie naturalną jest dzielenie się swoimi spostrzeżeniami i poglądami na temat bieżących wydarzeń i miejsca pracy na internetowych stronach należących do popularnych portali społecznościowych. Niestety, wiele osób zapomina, że nawet w takich miejscach obowiązują pewne ograniczenia. Cena za zbyt swobodne wyrażanie opinii może być wysoka i wiązać się z utratą pracy.
Pracodawcy również korzystają z nowoczesnych technologii i programów. Mają do tego prawo i często sprawdzają swych podwładnych w sieci www. Niewinny komentarz może wtedy stać się przyczyną rozwiązania umowy o pracę.
Mieszkaniec Chicago, Glen Busch, umieścił na stronie Facebook komentarz dotyczący strzelaniny w Tucson. Napisał on tam zdanie „Nie możesz strzelać do ludzi z którymi się nie zgadzasz! Była ona (kongresswoman Gifford –red.) umiarkowanie konserwatywną demokratką, sprawiała wrażenie wspaniałej osoby”. Dzień później otrzymał list od swego szefa kończący ponad 2 letnią współpracę. W uzasadnieniu przeczytać można było, że „firma nie może angażować się w publiczne polemiki”.
Prawnicy zajmujący się sprawami cywilnymi przyznają, że podobnych spraw jest coraz więcej, zwłaszcza w ostatnich dwóch latach. Pracodawcy mają pełne prawo przeglądać prywatne strony swych podwładnych i zwykle to czynią. Jeśli znajdą tam coś, z czym się nie zgadzają, nawet jeśli jest to w pełni legalne, mają podstawę do rozwiązania umowy o pracę. Sprawa najczęściej dotyczy osób zatrudnionych w sektorze prywatnym, którzy niewłaściwie interpretują prawo przyznające im wolność wypowiedzi.
"Almost all employees, understandably, think that we have a freedom of speech right that extends to all areas of our life, including employment. That"s not the case. Unless somebody is a public employee, unless somebody works for a governmental entity, the federal government, state, local, generally they have no free speech rights," said Case. "Prawie wszyscy, co zrozumiałe, myślą, że mamy wolność słowa rozciągająca się na wszystkie strefy naszego życia, włączając w to miejsce pracy – mówi prawniczka Kristin Case zajmująca się sprawami cywilnymi – Niestety, tak nie jest. Jeśli ktoś nie pracuje dla lokalnej, stanowej, czy federalnej administracji rządowej zwykle ma ograniczona wolność wypowiedzi”.
Radzi też, by każdy od czasu do czasu poszukał w internecie informacji na własny temat i sprawdził, co piszą o nim znajomi i rodzina. Kontrole mogą też dotyczyć komputerów służbowych i wszystkich połączeń wykonywanych przy jego użyciu.
Aż 66 proc. pracodawców przyznaje, że monitoruje połączenia internetowe swych pracowników. Najczęściej podawane przyczyny to obawa o bezpieczeństwo firmy, obawy przed pozwami sądowymi, czy wydajność pracownika.
PO długich rozmowach wspomniany wcześniej Glen Busch odzyskał pracę. Uważa jednak, że jego doświadczenie powinno być przestrogą dla innych.
RJ