... mówili członkowie senatu Illinois na początku roku wskazując m.in. na niewielkie ograniczenia w wydatkach na podróże i prenumeratę czasopism. W tym samym czasie, zaledwie kilka dni po rekordowej podwyżce podatków dochodowych, podnieśli pensje podległym sobie pracownikom.
Republikańscy senatorowie w Springfield do końca walczyli o zachowanie stopy podatku na poziomie 3 proc. Domagali się też od demokratów oszczędności budżetowych i ograniczenia wydatków. W połowie ubiegłego roku informację o podwyżkach w administracji gubernatora Quinna nazwali brakiem fiskalnej odpowiedzialności i często używali tego argumentu w kampanii przedwyborczej.
Dlatego dziwić może, że przyznali niedawno pracownikom swych biur podwyżki zarobków wynoszące średnio 4.9%. Nie byli w tym osamotnieni, demokratyczni senatorowie zrobili to samo podwyższając pensje podległych sobie osób średnio o 4.5%.
Sprawa dotyczy wyłącznie senatu, przewodniej siły stojącej za podwyżką naszych podatków - do tej pory przedstawiciele obydwu partii w Izbie Reprezentantów nie zrobili tego, choć nie można wykluczyć, że mają taki plan na przyszłość.
Patty Schuh, rzeczniczka prasowa lidera republikańskiej mniejszości w Senacie, którym jest Christine Radogno przyznała, że 62 osoby zatrudnione przez senatorów jej partii otrzymało po 1 stycznia podwyżki sięgające nawet 7 proc. Jednocześnie zwróciła uwagę, że osoby te nie miały niezmienione pensje od prawie 3 lat.
Podobnego argumentu użyli demokraci, którzy podnieśli pensje pracowników swych biur po 15 stycznia. Niektórzy otrzymali nawet 10.3% więcej, ale jak zaznaczono, miało to miejsce pierwszy raz od dwóch lat.
Dodatkowe pieniądze dla 62 pracowników biur republikańskich to $85,000 rocznie, dla 86 zatrudnionych przez demokratów to $197,084. Jak widać nie są to w skali prawie 15 miliardowego deficytu sumy wielkie. Jednak dla obserwatorów sceny politycznej sam fakt przyznania ich w tym okresie jest trudny do zaakceptowania.
Prezydent senatu uważa, że w związku z podwyżką podatków i planowanymi dodatkowymi milionami przychodu nie można nazwać kilkuset tysięcznej podwyżki działaniem nieodpowiedzialnym. Wtórują mu republikanie.
Obydwie strony zwracają uwagę, że politycy wcale nie będą wydawać więcej pieniędzy, gdyż ograniczyli już swe budżety rezygnując z prenumeraty niektórych czasopism, czy ograniczając podróże na koszt podatników. Demokraci w senacie zaproponowali ustawę nakazującą 5% oszczędności w wydatkach biur poszczególnych polityków, które przyniosłyby „nawet” 264,000 dolarów. Proces ten obydwie strony nazywają „zaciskaniem pasa”.
Z wyjątkiem organizacji pozarządowych nikt nie krytykuje decyzji senatorów, gdyż niemal każdy departament, włączając w to administrację stanową, w ostatnim roku uczynił to samo.
RJ