Rahm Emanuel, były szef gabinetu prezydenta Obamy, były kongresman, były doradca prezydenta Clintona, wygrał wtorkowe wybory w Chicago zdobywając wymaganą większość głosów. Uzyskując 55 procent poparcia uniknął drugiej, kwietniowej tury wyborów. Wydawałoby się, że wraz z nowym burmistrzem miasta, którym przez ponad dwadzieścia lat władali ojciec i syn Daley, wkraczamy w nową erę polityki Chicago. Wiele wskazuje jednak na to, że to tylko pozorna zmiana warty. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że rezygnacja Daley’ego z udziału w kolejnej kadencji, ustąpienie Emanuela ze stanowiska w gabinecie Obamy i zastąpienie go przez Williama Daley’ego, były jedynie przypadkowo zbieżne w czasie.
Popularny publicysta Chicago Tribune, John Kass, okiem uważnego obserwatora dostrzega w powszechnie wychwalanej zwycięskiej grze politycznej Emanuela zarówno cynizm jak i wyrachowaną kalkulację skutecznej machiny chicagowskiej, która przecież wyniosła na tron miłościwie nam panującego Obamę. Trudno odmówić mu racji. Po dwudziestu latach rządów Daleych, Chicago ociera się o bankructwo, kumoterstwo i faworyzowanie popleczników stało się synonimem polityki w stylu chicagowskim, a samo zwycięstwo Emanuela zapobiegło weryfikacji ksiąg rachunkowych Rady Miejskiej.
Rahm Emanuel został okrzyknięty zwycięzcą już kilka miesięcy temu. Tajemnicą poliszynela były bowiem prowadzone przez kandydata zakulisowe rozmowy z najbardziej wpływowymi filantropami i członkami rad nadzorczych największych chicagowskich organizacji rządowych i charytatywnych. Zdobywał ich zaufanie swą bezpośredniością i bezkompromisowością, dzwoniąc na ich komórki. Rahm Emanuel jest bowiem graczem doświadczonym i wytrawnym.
Już w kwietniu 2010 roku Emanuel wyznał przeprowadzającemu z nim rozmowę Charliemu Rose: „Mam nadzieję, że burmistrz Daley będzie brał udział w kolejnej turze wyborów...ale jeśli burmistrz nie będzie startował, pewnego dnia chciałbym wziąć udział w kampanii o stanowisko burmistrza miasta Chicago.” Ten dzień nadszedł szybko. Kiedy we wrześniu 2010 Daley ogłosił, że wycofuje się z życia politycznego, Emanuel rozpoczął przygotowania do walki o Chicago. W październiku ubiegłego roku opuścił Biały Dom, powrócił do Chicago i zagryzał zęby cierpliwie znosząc legislacyjne potyczki, nawet podczas 11 godzinnych przesłuchań rady wyborczej, w związku z kontestowanym prawem stałego pobytu w Chicago. Na potyczki słowne Emanuel nie pozwolił sobie nawet wtedy, kiedy tymczasowo został usunięty z listy kandydatów. Stąd też nie od rzeczy był pierwszy, powyborczy komentarz Kassa, który z dziennikarską ciekawością oczekuje, kiedy wreszcie Emanuel wybuchnie ze słynną już właściwą sobie agresją i konfliktowością, za którą zresztą został tymczasowo usunięty z gabinetu Clintona.
Prawdziwa twarz burmistrza
Kiedy Rahm Emanuel patrzy prosto w kamerę i mówi wyborcom, że administracja miejska „nie polega na zapewnieniu, że najlepiej ustosunkowani czy posiadający przyjaciół otrzymują prace”, to wiemy, że w najlepszym razie mija się z prawdą.
Nie ulega wątpliwości, że już wkrótce będziemy mogli obserwować prawdziwą twarz burmistrza elekta. Próbując przekonać wyborców, że był najlepszym kandydatem, Emanuel sprzedawał im swą mocno podretuszowaną biografię. Jakkolwiek składa on publiczne obietnice zakończenia praktyki obsadzania na stanowiskach administracji miejskiej osób posiadających koneksje polityczne, to warto pamiętać, że sam został wybrany do Kongresu dzięki pomocy pracowników miejskich, opłacanych ze środków podatniczych, którzy wyznawali, że wykonywanie pracy kampanijnej dla bosów partii demokratycznej było częścią ich obowiązków.
Emanuel omija problem wykorzystania przez niego poufnych informacji i koneksji do zdobycia miejsca w Kongresie. Burmistrz elekt mówi bardzo niewiele na temat tego, jak wykorzystał swe powiązania i wpływy w radzie miejskiej w swej karierze politycznej, która umożliwiła mu kandydowanie na stanowisko burmistrza.
Pierwsza próba zdobycia pozycji w Kongresie, podobnie jak reelekcje w roku 2004 i 2006 były wspomagane przez pracowników miejskich, będących częścią machiny politycznej, lojalnej wobec burmistrza Richarda Daley, która to była przedmiotem dochodzenia federalnego pod zarzutem wykorzystania zatrudnienia w administracji miejskiej i promocji w celu nagradzania przyjaciół. W rezultacie śledztwa oskarżono kilkunastu czołowych urzędników administracji Dalye’ego, a ostatni z nich, były komisarz departamentu ulic i oczyszczania miasta, Al Sanchez, został ostatnio skazany na dwa i pół roku więzienia.
Kto za nim stoi?
Chicago Tribune informuje, że według zeznań sądowych, akt publicznych i wywiadów, zwolennicy Daley’ego zbierali podpisy pod petycjami, pukali do drzwi wyborców i zdobyli poparcie wyborcze na rzecz Emanuela. Odkąd Emanuel został wskazany jako beneficjent nielegalnej protekcji politycznej, utrzymywał, że nie popełnił nic niewłaściwego. Ale Chicago Tribune donosi, że obecni lub byli pracownicy administracji miejskiej informują, że pracowali społecznie w kampanii Emanuela pod kierownictwem swych demokratycznych szefów. James Sprandel, emerytowany pracownik Streets and Sanitation Department, oświadczył, że rozprowadzał petycje na rzecz Emanuela za namową swego, obecnie oskarżonego, byłego szefa, Daniela Katalinica, wówczas wicekomisarza w departamencie. Sprandel wspomina, jak Emanuel pił piwo z nim i innymi ochotnikami kampanijnymi podczas swej pierwszej kampanii dziękując im za pomoc. Emanuel nie wypowiada się osobiście na ten temat. Przez swego rzecznika prasowego, Bena LaBolta, informuje, że nie akceptuje tych wydarzeń z przeszłości i że stworzył zarys przepisów, które zagwarantowałyby, że zatrudnianie w Radzie Miejskiejodbywa się w sposób profesjonalny i że pracownicy są zatrudniani i awansowani wyłącznie na podstawie swych osiągnięć, w interesie podatników. Tyle oficjalne oświadczenie. Szkoda tylko, że przyszły burmistrz unika osobistej wypowiedzi w kwestii swego bezpośredniego zaangażowania w korupcyjny i kumoterski proceder, który stanowi niewątpliwie najważniejszy problem administracji miejskiej.
Kilkudziesięciu ochotników pracujących przy kampanii reelekcyjnej Emanuela z roku 2006 pokazało się na tajemnej liście ustosunkowanych, która wyszła na światło dzienne w roku 2006 podczas procesu Roberta Soricha, szefa patronatu Daley’ego. Według zeznań sądowych Katalinic i Soroch spotkali się w siedzibie komitetu kampanijngo Emanuela w roku 2002. Katalinic zeznawał, że otrzymywał polecenia od Grega Goldnera, który zarządzał kampanią reelekcyjną Daley’ego z roku 2003, jak również pierwszą kampanią Emanuela do Kongresu. Goldner, który nigdy nie został oskarżony w skandalu dotyczącym zatrudniania w administracji miejskiej, nie przyznaje się do jakiejkolwiek wiedzy na temat korupcji.
Tymczasem, jak informuje Chicago Tribune, pracownicy miejscy doskonale rozumieli co się działo. „Daley uczynił z niego swoje osobiste przedsięwzięcie”, Sprandel wyznał na temat Emanuela. „Wcześniej nie słyszałem o Rahmie Emanuelu, ale siły Daley’ego w Radzie Miejskiej stwierdziły, Będziemy go wspierać, i tak zrobiliśmy.” „Tak właśnie rzeczy się miały”, stwierdził Sprandel. „Aby uzyskać dodatkowe godziny albo upragnione zadanie, trzeba było poświęcić swój czas polityce”. Inny pracownik miejski, Jesus Navarro, pracownik w miejskim Water Department, którego imię pojawiło się na liście, wyjaśnia, że „zajmował się polityką by zachować swą pracę”. Osobiście nie znał nawet Rahma Emanuela, ale zbierał podpisy na rzecz polityka na polecenie radnego Williama Banksa. Chciał jedynie czuć się bezpiecznie w swym miejscu pracy, więc dołączył do organizacji 36. okręgu wyborczego.
Burmistrz 25 procent wyborców
Rahm Emanuel dokonał rzeczy wręcz nie do pomyślenia, zyskując większość poparcia wyborczego przeciwko pięciu oponentom w pierwszych od roku 1947 wyborach nie obejmujących kandydatury urzędującego burmistrza. Zwyciężył w okręgach wyborczych z przeważającą liczbą białych mieszkańców w swym byłym dystrykcie kongresowym na północnej i północno-zachodniej stronie miasta. Były szef gabinetu prezydenta Obamy uzyskał znaczące poparcie okolic zamieszkałych przez Afro-Amerykanów. Zgromadził 55.2 procent głosów, przekraczając wymagane 50 procent potrzebne do uniknięcia drugiej tury kwietniowych wyborów. Gary Chico zdobył 24 procent głosów, Miguel del Valle – 9.3 procent, a Carol Moseley Braun – 9 procent. Dwoje mniej znanych kandydatów, Patricia Van Pelt-Watkins i William „Dock” Walls, otrzymali łącznie 2.5 procent.
Rahm Emanuel wygrał 40 z 50 miejskich okręgów wyborczych, otrzymując 70 procent poparcia wyborczego w gęsto zaludnionych okręgach nad jeziorem. Zdobył również ponad 50 procent głosów w okręgach zamieszkałych przez populację afro-amerykańską, niemal dwukrotnie przewyższając główną czarnoskórą kandydatkę, Braun.
Gery Chico zwyciężył w pozostałych 10 miejskich okręgach wyborczych. Były to głównie zamieszkałe w większości przez Latynosów okręgi na południowej stronie miasta, gdzie Chico wychował się, a także na zachodniej stronie miasta. Były szef gabinetu Daley’ego wygrał również w okręgach 19. i 41., w których przeważają policjanci i strażacy, których związki zawodowe udzieliły mu formalnego poparcia. Przewaga Chico nad Emanuelem nie była jednak znacząca.
Frekwencja wyborcza wyniosła zaledwie 41 procent, o 10 punktów procentowych mniej niż oczekiwano. 46. burmistrz Chicago, a pierwszy pochodzenia żydowskiego, zastąpi najdłużej urzędującego szefa administracji miejskiej zdobywając przewagę najmniejszą procentowo liczbą głosów wyborczych od kilkudziesięciu lat. Jak się szacuje, Emanuel mógł wygrać dzięki 325,000 głosów wyborczych, co stanowi najmniejszą liczbę głosów oddaną na jakiegokolwiek zwycięskiego burmistrza Chicago w ostatnich trzech dekadach. Ta niska frekwencja wyborcza oznacza, że Rahm Emanuel może objąć urząd posiadając 25 procent poparcia chicagowskiego elektoratu. Fakt, że ponad połowa mieszkańców Chicago, którzy mogliby głosować, nie poszła do urn, dowodzi jednak fundamentalnych wad i zaniedbań systemu. Jakich i czyich, to już jednak zupełnie inna kwestia.
Upór, dyscyplina i gotówka
Wtorkowe wybory oznaczały zakończenie osobliwej kampanii, obejmującej początkowo 20 oponentów, która wymagała obrony nazwiska zwycięzcy na liście kandydatów. Nie ulega wątpliwości, że wygrana jest konsekwencją nie tylko poparcia politycznego udzielonego Emanuelowi przez Daley’ego, ale olbrzymiej ilości gotówki. Emanuel był w stanie w czasie zaledwie kilku tygodni na jesieni ubiegłego roku zbudować potężną machinę zbiórki funduszy kampanijnych, która przyniosła dochód rzędu $13 milionów, czterokrotnie więcej niż najbliższy oponent, Gery Chico. Emanuel wykorzystał w tym względzie nie tylko swój talent i doświadczenie wyniesione ze zbiórek funduszy na rzecz kampanii Daley’ego i prezydenta Clintona, ale pomoc profesjonalnych kwestarzy pracujących dla Obamy i demokratycznego kongresowego komitetu kampanijnego.
Chociaż komitet kampanijny Emanuela otrzymał miliony od lokalnych ofiarodawców, to Emanuel wykorzystał także swe związki na terenie całego kraju, jak również powiązania swego brata, agenta z Holywood, Ari’ego, w celu pozyskania demokratycznych donatorów i menedżerów finansowych. Sposób pozyskiwania funduszy kampanijnych, finansujących nie tylko nieustannie emitowane reklamy, ale i ogromne operacje kampanijne, był jednym z zasadniczych argumentów wniesionych przeciwko Emanuelowi przez Chico, który kwestionował zbierania pieniędzy w mieście słynnym historycznie z korupcji.
Środki zgromadzone przez Emanuela umożliwiły mu wyprzedzenie konkurentów w organizacji reklamy, emitowanej już wkrótce po listopadowych wyborach i wykorzystującej zarówno Clintona jak i Obamę, popularnych zwłaszcza wśród Afro-Amerykanów. Wprawdzie Obama nigdy formalnie nie udzielił Emanuelowi poparcia, ale komplementy udzielone ustępującemu ze stanowiska szefa gabinetu kandydatowi, zostały wykorzystane w reklamach, powodując ataki oponentów o próbę wmanewrowania wyborców.
Pieniądze kampanijne ułatwiły Emanuelowi skoncentrowanie się na zbudowaniu organizacji kampanijnej, mogącej zająć się uprzykrzonymi problemami walki ulicznej, która zeszła, jak wiemy, do poziomu piwnicy, gdzie ponoć miały być przechowywane dowody na stały pobyt Emanuela w Chicago. Oprócz talentu do zbiórki pieniędzy burmistrzowi elektowi nie można bowiem odmówić charakteru i dyscypliny, dzięki którym nie tylko wytrzymał poniżające przesłuchania procesu o lokalny meldunek, ale także nie odszedł od motywów przewodnich swej kampanii, opartej na reformie edukacji, redukcji przestępczości i odbudowie ekonomii, trzech tematów obowiązkowo poruszanych przez niemal każdego polityka.
Emanuel, znany z wykorzystania wyzwań dla własnego interesu, w taki właśnie niekonwencjonalny sposób potraktował przesłuchania w procesie o stałe zamieszkanie w mieście. Podczas odpowiedzi na celowo irytujące pytania, Emanuel stosował się do obranego w czasie kampanii planu delegowania swych prawników i wzniesienia się ponad sądową burdę. Kiedy adwokat Emanuela z przekąsem zauważył potencjalnie propagandowy charakter widowiska, kandydat poszedł jeszcze dalej. „Jest to w praktyce tańsze”, spuentował nie od rzeczy.
W mieście, w którym całe pokolenie przywykło do Richa Daley’ego jako jedynego burmistrza, którego znało, Emanuel kreuje się i jest traktowany jako panaceum na całe zło. Podczas kampanii Emanuel obiecał uratowanie budżetu miejskiego poprzez zmianę sposobu w jaki wywożone są odpadki, używając siatkę współrzędnych zamiast okręgi wyborcze. Emanuel stwierdził, że miejski departament ulic i oczyszczania będzie mógł współzawodniczyć o prace z prywatnymi inwestorami. Zaoszczędzi to miastu $60 milionów.
Emanuel przyrzekł także zrealizować swój plan redukcji miejskiego podatku od sprzedaży z 1.25 procent do 1 procenta w zamian za rozszerzenie podatku od sprzedaży na towary luksusowe. Wszystko to oczywiście kreatywne i śmiałe zamierzenia. Problem w tym, że sam kandydat przyznał, że rozwinął ów plan na odwrocie koperty, którą wyjął podczas pośpiesznie zwołanej konferencji prasowej, mającej stanowić przeciwwagę dla poparcia Chico przez związek zawodowy policjantów.
Zakończenie kampanii wyborczej przywitaliśmy z dużą ulgą. Sam Emanuel przyznaje bowiem, że „To, co miało miejsce podczas kampanii jest tylko kampanią”. „Ten etap mamy już za sobą”, dodaje. Przed burmistrzem elektem stoją tymczasem same wyzwania. Zdecydowane, 55 procentowe poparcie wyborcze Emanuela świadczy o zasadniczej potrzebie reform miasta, znanego z kumoterstwa i korupcji. Teraz, gdy kurtyna kampanijnego widowiska opadła, będziemy burmistrzowi elektowi patrzyć na ręce i uważnie obserwować czy pragnienie zmian pozostanie jedynie kampanijnym hasłem wyborczym.
Ela Zaworski