----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

10 marca 2011

Udostępnij znajomym:

Była to niewątpliwie trudna decyzja. Tym bardziej należy się gubernatorowi pochwała, bo chyba po raz pierwszy od czasu przejęcia stanowiska nie przeraziła go perspektywa utraty kilku procent poparcia.

Może nie radzi sobie z innymi sprawami zbyt dobrze, mam tu na myśli budżet i wydatki, ale niewątpliwie uczciwie podszedł do tematu kary śmierci. Nie musiał, mógł wybrać inaczej zachowując poparcie jej zwolenników, czy kilku konserwatywnych organizacji. Nikt nie miałby mu za złe, gdyby nie podpisał ustawy i zachował w mocy moratorium wprowadzone przez Ryana. Byliśmy podzieleni równo w tej sprawie, więc każda decyzja wydawała się możliwa i prawdopodobnie każda po jakimś czasie byłaby zaakceptowana. Oczywiście toczylibyśmy przez chwilę dyskusje o utraconych szansach i kolejnej, która nie wiadomo kiedy się pojawi.

Zawsze otwarcie popierałem wysiłki zmierzające do zniesienia kary śmierci. Nie tylko w naszym stanie, ale w każdym miejscu gdzie się ją stosuje. Jednocześnie zawsze zdawałem sobie sprawę jak trudno do tego niektórych przekonać. Głównie dlatego, że w nielicznych przypadkach naprawdę wydaje się ona jedyną, właściwą reakcją na okropne zbrodnie niektórych przedstawicieli naszego gatunku. To te, wobec których niektórzy stosują słowo „nieludzkie”, czemu gorąco się sprzeciwiam. Są one jak najbardziej ludzkie i żadna inna forma znanego nam życia nie byłaby ich w stanie dokonać.

Dlatego całkowita rezygnacja z kary najwyższej może się wydawać nie najlepszym rozwiązaniem. Cóż, na pewno nie jest idealnym. Ale znacznie gorszym było jej utrzymywanie, gdy co druga niemal osoba trafiająca do celi śmierci okazywała się po jakimś czasie niewinna. Trzeba oddać sprawiedliwość naszym prawodawcom – robili co mogli, by naprawić rozlatujący się system. Ale operatorami systemy byli ludzie, którzy błędy popełniają, a później często tuszują sprawę dla własnej wygody, czy w imię kariery. Na pewno dotychczasowe działania były o wiele dalsze od ideału.

Nasz stan nie może teraz spocząć na laurach. To, że nie ma w nim kary śmierci nie znaczy, iż możemy pozwolić, by osoby niewinne otrzymywały w zamian dożywotnie kary więzienia. Właściwie nic się nie zmieniło. Reformy systemu wciąż są konieczne, a pieniądze zaoszczędzone na zniesieniu kary śmierci (mówimy o setkach milionów dolarów rocznie) nie powinny się rozpłynąć w budżecie, ale zostać przeznaczone na przeciwdziałanie przestępczości i pomoc ofiarom zbrodni. Dobrze by również było, gdyby nasi prawodawcy upewnili nas, iż żaden seryjny morderca nigdy nie opuści więzienia i pozbawiony będzie jakichkolwiek luksusów, które zwykle pojawiają się w miare upływu czasu.

Oczywiście wszystko jeszcze może się zmienić w przyszłości. Pojawi się nowy skład legislatury, inny gubernator, znów dojdziemy do wniosku, że wszelkie luki w prawie zostały naprawione i nie grozi nam już pomyłka. Amnesty International donosi jednak, że nie zdarza się to zbyt często, a ewentualne cofnięcie zakazu wykonywania kary śmierci jest chwilowe. Tym jednak będziemy się martwić w kolejnych latach, jeśli oczywiście taka konieczność wystąpi.

***

Wypadałoby teraz nawiązać do dzisiejszego tytułu, bo część pierwsza nie miała z nim nic wspólnego. W dzisiejszym wydaniu Monitora znaleźć można tekst o szczęściu i miejscach, gdzie jest go najwięcej (podobno mieszkańcy Hawajów uśmiechają się najczęściej). Wydaje mi się, że tekst jest niepełny, gdyż nie obejmuje najnowszych badań związanych z najpopularniejszym ostatnio zjawiskiem zwanym Facebook.

Jest to wyjątkowy portal społecznościowy. Zrewolucjonizował sposób, w jaki kontaktujemy się z innymi, pozwala nam zapomnieć w niektórych chwilach o otaczającym nas świecie i w nieco inny sposób, niż zwykłe strony internetowe uciec w wirtualną rzeczywistość. Tu też podobno zaczyna się problem. Tak przynajmniej twierdzą psychiatrzy z uniwersytetu Stanford, którzy chyba z nudów zajęli się obserwacją użytkowników tej strony.

Okazuje się bowiem, że Facebook wpędza nas w depresję. Serio. Trudno w to uwierzyć, ale świadczą o tym wyniki. Początkowo badania nie miały nic wspólnego z tą stroną, skupiały się wyłącznie na symbolach szczęścia i czynnikach, które wpływają na nasze dobre lub złe samopoczucie. Ponieważ brali w nim udział głównie ludzie młodzi w większości posiadający tam swój profil, z czasem Facebook znalazł się w centrum zainteresowania.

Początkowo portal społecznościowy miał służyć do przekazywania innym wiadomości na swój temat, komentowania, utrzymywania kontaktów, nawiązywania nowych znajomości. W krótkim czasie zmienił swój charakter, o czym przekonać się można już po kilkunastominutowych odwiedzinach na tej stronie. Kolorowe zdjęcia, roześmiane twarze, rodzinne uroczystości, wspaniałe wycieczki, sukcesy w pracy. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda w porządku i nie widzimy w tym nic złego.

Jednak dzięki Facebookowi możemy się nie tylko wszystkim pochwalić, ale wręcz wyolbrzymić, ukryć niedoskonałości, a czasami zachowywać się idiotycznie, co w oczach innych uchodzi za luz i życie pełną piersią. Niestety, jak zauważyli psychiatrzy, inni z tego powodu tracą pewność siebie i wydobywają na wierzch ukryte wcześniej kompleksy. Większość z nas klika na fotografie i teksty innych nie zastanawiając się nad tym. Wszystko, co zobaczymy traktujemy poważnie i wydaje nam się, że to prawdziwy obraz życia innych.  W porównaniu z tym nasze własne życie wydaje się szare.

To tak jak słuchając płyty z największymi przebojami jakiegoś zespołu zapominamy, że większość pozostałych utworów, które się na niej nie znalazły nie nadaje się często do słuchania. Zresztą przeglądnijmy własny profil, jeśli ktoś go oczywiście posiada. Czy rzeczywiście napisaliśmy szczerze, że zanim udało nam się zrobić piękna fotkę z wakacji pracowaliśmy dzień i noc w pocie czoła, by na nie zarobić. Albo o tym, że zanim udało się zrobić zdjęcie roześmianego dziecka przez trzy godziny trzeba było znosić jego płacz? O samych zdjęciach nawet nie warto wspominać, wszyscy wiemy, jakie kryteria muszą spełniać, by zostały umieszczone na publicznej stronie. Nie ma w tym absolutnie nic złego. Musimy tylko pamiętać, że inni robią to samo, a w większości przypadków mają znacznie bujniejszą wyobraźnię i zaawansowany brak skrupułów Mam nadzieję, że depresja związana ze szczęściem innych prezentowanym na Facebooku minęła.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor