Chicagowskie Adler Planetarium znajduje się wśród 21 organizacji z całego kraju, które chciałyby zaopiekować się jednym z trzech promów kosmicznych, gdy przejdą już one na zasłużoną emeryturę. 12 kwietnia NASA ogłosi, jakie to będą miasta.
Chcąc pomóc w podjęciu decyzji i próbując uzyskać przewagę nad konkurencją zarząd planetarium zaprezentował w czwartek plan nowego, szklanego pawilonu, w którym jeden z promów znalazłby ostateczne miejsce spoczynku.
Będzie to Discovery, Atlantis, czy Endeavour ? Największe szanse na przejęcie tego pierwszego ma Smithsonian, jednak do końca nic nie jest pewne. Nasze planetarium ma nadzieję, że dzięki czwartkowej prezentacji zwiększy swe szanse na wygrana w przetargu.
Zaprezentowany budynek będzie miał co najmniej 28,000 stóp powierzchni, jego ściany w większości wykonane będą ze szkła, a z wnętrza roztaczał się będzie widok na jez. Michigan i linię brzegową Chicago. Parking znajdowałby się pod ziemią. Prom kosmiczny zawieszony byłby wewnątrz.
“Chcielibyśmy, by sprawiał wrażenie zawieszonego na orbicie – powiedział Paul Knappenberger, prezydent Adler Planetarium – Jakby miał przelecieć przez całe Chicago”.
Chicagowskie planetarium rozpoczęło starania o przyznanie prawa do zakupu jednego z trzech wahadłowców już w sierpniu ubiegłego roku. „Kosmiczny wyścig” jak niektórzy nazywają zakrojoną na szeroką skalę kampanię promocyjną traktowany jest przez zaangażowane w to instytucje bardzo poważnie. Byłoby to nie tylko wielkie wyróżnienie, ale również gwarancja posiadania unikatowego obiektu w swoich zbiorach.
Koszt będzie spory. NASA przekaże wprawdzie prom bezpłatnie, ale muzeum będzie odpowiedzialne za renowację i transport, które ocenia się na ok. 28 mln. dolarów.
Do tego dochodzi koszt budowy specjalnego pawilonu z kontrolowana wilgotnością powietrza i temperaturą, co może kosztować nawet 70 mln. Mogą pojawić się też nieprzewidziane koszty. Dyrektor planetarium ocenia, że w razie wygranej jego placówka będzie musiała zebrać ok. 100 mln. Przypomina, że to wciąż o ponad 300 mln. mniej, niż niedawna budowa nowego skrzydła w Art Institute, czy o 400 mln. mniej, niż koszt powstania Millenium Park.
NASA poprosiła wszystkie biorące udział w przetargu instytucje o opisanie korzyści dla kraju i jego mieszkańców, jakie przyniosłoby umieszczenie w ich zbiorach kosmicznego statku. Zarząd naszego planetarium uważa, że Chicago byłoby najlepszym miejscem dla jednego z promów. Położeni jesteśmy centralnie, możemy poszczycić się wielką liczbą mieszkańców, należymy do miejsc najczęściej odwiedzanych przez turystów z całego świata. Tak przynajmniej uważa dyrektor Adler`a, Paul Knappenberger Jr. dodając, iż jakikolwiek prom wspomógłby realizację hasła „inspiracja dla następnych pokoleń odkrywców”.
Jednak szefowie pozostałych placówek starających się o prawo zakupu nie poddają się i znajdują argumenty przemawiające na ich korzyść.
Floryda uważa, że prom należy się jej ze względu na zlokalizowany w tym stanie Przylądek Canaveral, z którego wszystkie rozpoczynały swe misje. Teksas jako argumentu używa Centrum Kontroli Lotów znajdującego się w Houston, natomiast Ohio faktu, że mieszkali w nim pionierzy lotnictwa, bracia Wright.
Nowy Jork z historią podbijania przestworzy i kosmosu nie ma wiele wspólnego, zapewnia jednak, że jest w stanie ściągnąć największe tłumy zwiedzających.
Co najmniej trzy muzea w Kalifornii uważają, że mają „right stuff”, nawiązując do tytułu głośnego filmu o tym tytule, opisującego historię pokonania bariery dźwięku i podbijania kosmosu z udziałem lotników z tamtejszej wojskowej bazy lotniczej Edwards.
O otrzymanie promu kosmicznego walczą również między innymi Seattle w stanie Waszyngton, Tulsa w Oklahomie, Huntsville w Alabamie, czy McMinnville z Oregonu, gdzie w 1947 r. powstał jedyny egzemplarz największego w historii lotnictwa drewnianego samolotu transportowego Hughes H-4 Spruce Goose.
Walka o prawo do zakupu jest tak zacięta, że reprezentujący Florydę i Teksas kongresmeni próbowali umieścić w projekcie ustawy o Agencji Kosmicznej zapis nakazujący przekazanie promów stanom związanym z programem lotów wahadłowców. W ostatniej chwili poprawka ta została na żądania przedstawicieli innych stanów usunięta.
Nie ulega wątpliwości, że stawka jest wysoka.
„Tak, jak wszystko, co unikatowe, przechodzące w stan spoczynku orbitery będą wielką atrakcją - powiedziała Valerie Neal, kurator Smithsonian National Air and Space Museum – Są jednymi z najważniejszych obiektów związanych z podbojem kosmosu, które trafiły na rynek muzealny od czasów Apollo i Skylab w latach 70.”
Ostatnie słowo należy do obecnego administratora NASA, Charles`a Boldena Jr., który zadecyduje gdzie trafią promy. Dyrektor jednej ze starających się o nie placówek porównał je do współczesnych statków Kolumba – Niny, Pinty i Santa Marii.
Discovery juz powrócił ze swego ostatniego rejsu, ostatnie loty czekają w tym roku Atlantis i Endeavour. Później NASA zajmie się podbojem innych planet. Jako pierwszy powstanie statek, który będzie w stanie dolecieć na Marsa. Kiedy? Nie wiadomo, ale to odległa przyszłość.
RJ