Wszyscy nagle zaczęli zastanawiać się nad bezpieczeństwem reaktorów atomowych tak, jakby temat do tej pory nie istniał. Musiało dojść do zagrożenia, by nagle rządy wszystkich państw atomowych przypomniały sobie o potencjalnych problemach z tym związanych. Europa wykorzystuje sytuację w Japonii do własnych celów, chociaż każdy kraj członkowski inaczej. Niemcy na przykład zatrzymują siedem elektrowni na trzy miesiące i będą dokładnie sprawdzać wszystkie zabezpieczenia. Jednocześnie obiecują przyspieszenie planów mających na celu całkowitą ich likwidację i zastąpienie elektrowniami na paliwa odnawialne. To polityczne posunięcie, gdyż Niemcy nigdy nie ufali tym urządzeniom i teraz tamtejszy rząd chce zebrać nieco punktów. Nikt bowiem nie ma wątpliwości, że bez nich kraj stanie w miejscu. W tej chwili zaledwie kilkanaście procent energii pochodzi tam ze źródeł odnawialnych, trochę więcej ze spalania węgla, reszta to rozszczepienie atomu. Niemcy będą więc musieli powrócić do paliw kopalnych, przynajmniej na razie, choć będzie to ze szkodą dla środowiska. Wytłumaczenie już się znalazło – dla planety to nieistotne skąd pochodzi dwutlenek węgla, od nas, z Portugalii, czy innego kraju. Takie plany ma obecny rząd, jakie będzie miał następny, zobaczymy. Kraj ten już wie, jaki ma przed sobą wybór, pozostaje kwestia, czy się na to zdecyduje. Bo podobnie jak w innych krajach, wszyscy wiedzą tam, że energia z innych źródeł będzie znacznie droższa. Nikomu to nie przeszkadza i nie ma się co dziwić. Po awarii w Czarnobylu niektóre miejsca w Niemczech do dziś promieniują. W Polsce też, choć akurat ten argument nie jest w dyskusji na temat przyszłości energetycznej naszego kraju zbyt często używany.
W Hiszpanii na ulice Madrytu wyszło kilka tysięcy ludzi domagając się zamknięcia natychmiast najstarszej elektrowni atomowej w tym kraju. Rząd obiecał sprawdzić zabezpieczenia i zrobić w tej sprawie, co się da. Francja o problemach nie chce słyszeć. Ma najwięcej reaktorów w przeliczeniu na mieszkańców i jest pod tym względem potęgą. Czy ją to przekonanie o własnej wielkości uchroni przed ewentualnymi problemami? Raczej nie…Włosi nie biorą udziału w rozmowach, bo decyzje w tej sprawie podjęli już lata temu postanawiając, że nie będą się bawić ze strukturą atomu.
Kraje takie jak Polska dyskutują od lat i żadnych wniosków nie wyciągają. Prawdopodobnie gdy świat zacznie zamykać swoje elektrownie atomowe i przestawiać się na nowe i bezpieczne technologie, u nas z wielkim namaszczeniem ruszy budowa pierwszego reaktora.
Cieszy postawa amerykańskich naukowców, którzy do tematu podchodzą spokojnie i nie pozwalają politykom zbyt dużo na ten temat mówić. Wszyscy przyznają, że byłoby dobrze zamienić atom na spiętrzoną wodę, promienie słoneczne i inne, lepsze, bezpieczniejsze źródła, ale na razie kraj nie może sobie na to pozwolić. Zapotrzebowanie na prąd będzie coraz większe, głównie za sprawą coraz droższej ropy, gazu, węgla i rosnących potrzeb. Dano nam do zrozumienia, że podwoimy wysiłki nad zapewnieniem bezpieczeństwa reaktorów, może zastanowimy się nad zamknięciem lub przeniesieniem kilku w lepsze miejsce – dalej od Kalifornii – ale na razie nic więcej zrobić nie możemy. Na razie amerykańska gospodarka polega głównie na spalaniu ropy, gazu i węgla – odpowiednio 37, 24 i 20 procent pozyskiwanej energii – reaktory atomowe dostarczają jej ok. 9%, ale ich udział rośnie. Byśmy mieli pełen obraz należy dodać, że elektrownie wodne dostarczają w USA ok. 3%, wiatrowe 0.7%, geotermiczne 0.4%, słoneczne zaledwie 0.1%. Rośnie też rola spalanej biomasy. W tej chwili Stany Zjednoczone uzyskują z niej ponad 4% swej energii. Reaktory atomowe mają wprawdzie 9% udział w produkcji energii, ale aż 20% prądu płynącego w sieci elektrycznej miast pochodzi z tego źródła.
Osobiście nie mam wyrobionego zdania na ten temat. Jak większość z nas podświadomie obawiam się jakiegoś tragicznego wydarzenia w jednej ze stu czterech elektrowni atomowych w USA. W samym Illinois mamy ich jedenaście. Jednak im dłużej nic złego się nie dzieje, tym spokojniej śpię. Zapominam, że ta niewidzialna śmierć może pojawić się w każdej chwili i nie będzie przed nią ucieczki. Z ogniem można walczyć wodą, przed woda można uciec w górę, promieniowania jednak nic nie zatrzyma.
Z drugiej strony rozumiem, że czasem trzeba podjąć skalkulowane ryzyko, by coś osiągnąć. To trochę tak jak palenie papierosów i jazda samochodem. Wiemy, że paląc zwiększamy ryzyko poważnych chorób, ale nie myślimy o tym, dopóki nie usłyszymy diagnozy lekarza. Nie musimy szybko jeździć, ale to robimy. Do pierwszego, poważnego wypadku. Na razie wszystko jest pod pozorną kontrolą. Od czasu wybuchu w Pensylwanii 32 lata temu nic się nie wydarzyło, a kontrole są tak skuteczne, że sami obrońcy środowiska namawiają do budowy kolejnych reaktorów w USA, które dostarczają prąd non stop przy zerowej emisji szkodliwych gazów.
Żadna metoda pozyskiwania energii nie będzie dobra. Atom może wymknąć się spod kontroli, palenie węgla powoli zabija środowisko w którym żyjemy, ropa się kiedyś skończy, nie możemy zbudować zapór co kilometr na wszystkich rzekach, promieni słonecznych może dociera do nas sporo, ale jeszcze nie potrafimy ich skutecznie łapać. Dziennik USA Today rozpoczął kilka dni temu dyskusje z czytelnikami zatytułowaną “Atom, węgiel, czy ropa. Wybierz swoją truciznę”.
Gazeta przypomina, że każdy sposób niesie ze sobą ryzyko. Niedawny wybuch platformy na Zatoce Meksykańskiej uświadomił nam z jak wielkimi kosztami związane jest wydobycie ropy naftowej. Gazu mamy pod dostatkiem, ale jego wydobywanie jest skomplikowane i niebezpieczne. W czasie tego procesu naruszamy głębokie pokłady skał, wtłaczamy tam wielkie ilości trujących, rakotwórczych substancji chemicznych, które później zatruwają glebę i wodę. Na powierzchnię wydostaje się trujący metan oraz promieniotwórcze elementy. Węgla też jest sporo, ale przy jego wydobyciu ginie wielu górników, a jego spalanie najbardziej zanieczyszcza powietrze, którym oddychamy. Słońce i woda byłyby najlepsze, ale miną dziesięciolecia zanim nauczymy się z ich potęgi korzystać. Specjaliści sugerują, by do energii atomowej podchodzić jak do lotów samolotem. Pilnować, kontrolować, uczyć się na błędach i nie pozwalać na ich powtórzenie. Jednym to wystarczy, innym nie. Za kilka tygodni temat elektrowni zniknie, powrócimy do stałych tematów porzucając w połowie trwające właśnie dyskusje. Pojawią się znowu, przy następnej tragedii, do której na pewno gdzieś, kiedyś dojdzie. Ale widocznie na razie tak musi być.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak