Śladowe ilości promieniotwórczego jodu wykryto w atmosferze Stanów Zjednoczonych wskutek nuklearnego wycieku w japońskiej elektrowni Fukushima. Bardzo czuła aparatura w elektrowniach w Robinson i Crystal River w Południowej Karolinie i na Florydzie zarejestrowała niskie poziomy promieniowania w środowisku. Podobnych ilości skażeń oczekuje się w najbliższych dniach w elektrowni Harris w pobliżu New Hill, a także w Brunswick w pobliżu Southport w Północnej Karolinie. Małe ilości promieniotwórczych izotopów jodu 131 i ksenonu 133 dotarły w ubiegły poniedziałek rano do stacji monitorującej w Las Vegas. Nieznaczne ilości promieniowania z Japonii odnotowano także na Zachodzie, w tym w Kalifornii, Kolorado, na Hawajach i Waszyngtonie. Rzecznicy firm energetycznych uspokajają, że zarejestrowane poziomy promieniotwórczego jodu nie stanowią zagrożenia dla zdrowia publicznego. Brzmi to jednak zdumiewająco podobnie jak zapewnienia o bezpieczeństwie po wybuchu elektrowni w Czernobylu. Co gorsza, podczas japońskiego kryzysu nuklearnego 20 ze 124 amerykańskich stacji ostrzegawczych było nieczynnych z powodu remontu.
Jod 131 jest formą promieniowania zazwyczaj wydzielanego w powietrze przez elektrownie nuklearne. Jod przemieszcza się w powietrzu bardzo łatwo, stąd może być wykryty na przeciwległej od Japonii półkuli. Przedstawiciele firm energetycznych zapewniają, że poziom promieniotwórczego jodu był zbyt mały by wpłynąć na zdrowie lub bezpieczeństwo publiczne. Zarazem jednak przerwy w funkcjonowaniu systemu, jak również zwłoki w naprawie monitorów w niektórych z najbardziej zaludnionych terenów, spowodowały wszczęcie przesłuchań w Kongresie na temat bezpieczeństwa amerykańskich elektrowni nuklearnych i niezawodności systemu wykrywania promieniotwórczości.
W Kalifornii, gdzie na wybrzeżu znajdują się dwie elektrownie nuklearne zlokalizowane w pobliżu linii uskoku powstałych w wyniku japońskiego trzęsienia ziemi, cztery z jedenastu stacjonarnych monitorów były dwa tygodnie temu nieczynne z powodu napraw lub konserwacji. Agencja ochrony środowiska, Environmental Protection Agency uzasadnia, że aparatura funkcjonuje na zewnątrz przez cały rok i wymaga okresowych przeglądów, ale nie naprawiła ich dopóki kilka dni później niskie poziomy promieniowania zaczęły przemieszczać się w kierunku terytorium Stanów Zjednoczonych.
Nie wiedzieliśmy, że się zepsuła
EPA w oświadczeniu adresowanym do Associated Press uspokaja, że w miejsce remontowanych monitorów umieszczono awaryjną aparaturę, a system nieprzerwanie wykrywał nawet najmniejsze ślady promieniowania. Niezależne ciało nadzorujące EPA, inspektor generalny Arthur Elkins poinformował AP, że zamierza przeprowadzić plan awaryjny agencji. System ostrzegania, wprowadzony po zimnej wojnie i unowocześniony po atakach 9-11, mierzy promieniowanie na terenie całego kraju przy użyciu kilkunastu monitorów, które okresowo wciągają próbki powietrza i rejestrują odczyty dotyczące promieniotwórczych izotopów. Dane EPA, jak również próbki pobierane w Japonii przez liczne agencje federalne, są przesyłane do zlokalizowanego w Kalifornii Doradczego Centrum Komunikacji Atmosferycznej (National Atmospheric Release Advisory Center), w ramach Departamentu Energetyki. Zespoły badawcze poddają je sprawdzeniu przy wykorzystaniu złożonych modeli komputerowych, które przewidują w jaki sposób promieniowanie w Fukushima może rozprzestrzenić się na drugą stronę Pacyfiku.
By zaoszczędzić środki, EPA polega po części na przeszkolonych ochotnikach, którzy regularnie wymieniają filtry powietrza w monitorach RadNet i przesyłają je pocztą do laboratorium w Alabamie, gdzie dane poddawane są dokładnej analizie w kilka dni później. Ochotnicy są także odpowiedzialni za ostrzeżenie EPA, jeśli coś złego dzieje się z aparaturą. Wygląda na to, że system ostrzegania na wypadek promieniotwórczości w całym kraju nie tylko jest niewystarczająco kontrolowany, ale, obsługiwany przez ochotników, może łatwo zostać narażony na szwank.
Wina nie leży jedynie po stronie ochotników, ale agencji, która ewidentnie nie poczuwa się do odpowiedzialności za reagowanie na ich ostrzeżenia. Świetnym tego przykładem jest kilkumiesięczna zwłoka w naprawie jednego z monitorów, w Fontana, w Kalifornii, który zaprzestał transmisji danych w listopadzie, a chociaż regionalni przedstawiciele kontroli atmosferycznej z południowokalifornijskego wydziału Air Quality Management District powiadomili o tym agencję EPA, został on naprawiony dopiero w ubiegłym tygodniu, po wybuchu kryzysu nuklearnego w Japonii, kiedy naprawa monitorów nabrała wagi priorytetowej. Na przykład w San Diego regionalny przedstawiciel systemu monitorującego RadNet, który nadzoruje funkcjonowanie aparatury na rzecz APA, przyznał, że zajmował się nią nie będąc świadomy, że była wadliwa zanim przedstawiciel agencji nie pojawił się w ubiegłym tygodniu w celu jej naprawy. APA informuje, że system dysponuje wystarczającą liczbą monitorów, by wykryć jakiekolwiek promieniowanie, nawet jeśli pojedyncza aparatura ulegnie awarii.
Biurokraci na straży standardów bezpieczeństwa nuklearnego
Przesłuchania w Kongresie w sprawie niezawodności systemu ostrzegania przed promieniowaniem ujawniają rozbieżność stanowisk pomiędzy EPA i kalifornijskimi ustawodawcami. „Mamy wystarczająco danych z całego kraju by móc dostrzec potencjalne zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa”, konkluduje Ron Fraass, który kieruje laboratorium National Air and Radiation, w ramach EPA, w Montgomery, w Alabamie. Porównuje on zepsutą aparaturę pomiaru promieniotwórczości do komputera cały czas funkcjonującego na zewnątrz. Nie sądzę jednak, że to porównanie oddaje w pełni wagę pomiaru zagrożenia promieniotwórczego.
Kalifornijscy ustawodawcy kwestionują adekwatność monitoringu EPA, podkreślając, że wzdłuż wybrzeża pomiędzy San Francisco i Los Angeles brakuje sensorów. Zauważają przerwy w funkcjonowaniu systemu ostrzegawczego. Podobnego zdania jest również Daniel Hirsch, ekspert do spraw energetyki nuklearnej, który wykłada na University of California, w Santa Cruz. Naukowiec jest zaniepokojony sytuacją, w której agencja nadzorująca wygłasza pozbawione sensu zapewnienia o tym, że wszystko jest w porządku, choć w rzeczywistości duża część systemu monitorującego była zepsuta.
Przerwy w funkcjonowaniu systemu alarmowego w Stanach Zjednoczonych intensyfikują obawy o poziom radioaktywności na terenie uszkodzonej japońskiej elektrowni atomowej Fukushima I. Dyrektor generalny ONZ-owskiej Międzynarodowej Agencji Energii Atmowej, Yukiya Amano ocenił, że radioaktywność w środowisku, produktach żywnościowych i wodzie jest powodem zaniepokojenia. Agencja jest przedmiotem ostrej krytyki za powściągliwość w informowaniu o kryzysie i zbyt powolne reagowanie. MAEA planuje zwołanie międzynarodowego szczytu w sprawie zwiększenia bezpieczeństwa nuklearnego i ulepszenia systemu reagowania na katastrofy. Okazuje się, że ma to jednak bardziej charakter polityczny i doradczy, a nie praktyczny. Pomysł zwołania szczytu w sytuacji, w której nie przezwyciężono kryzysu i nie bardzo wiadomo jak to zrobić, jest nieco surrealistyczny. MAEA tłumaczy, że jest jedynie instytucją stojącą na straży pokojowego wykorzystywania energii jądrowej i nie posiada uprawnień do egzekwowania standardów bezpieczeństwa nuklearnego.
Skąd przecieka radioaktywna woda?
Tymczasem japońscy ratownicy próbują powstrzymać rosnący poziom wysoko radioaktywnej wody, która przeniknęła do tuneli i nisko przy ziemi umiejscowionej aparatury w elektrowni w Fukushima, tworząc nowe, śmiercionośne wyzwanie dla ratowników. Poziom radioaktywności wody w reaktorze numer dwa japońskiej elektrowni Fukushima 1150 razy przekracza normę stężenia radioaktywnego jodu 131 w wodzie morskiej w pobliżu siłowni. Eksperci zakładają, że jod 131 rozkłada się stosunkowo szybko i co osiem dni jego ilość będzie się zmniejszać o połowę. Zarazem jednak wyjaśniają, że wszelkie normy zawartości radionuklidów w wodzie są ustalane z dużym zapasem bezpieczeństwa i dotyczą wody słodkiej. Stąd nie wiadomo jak podchodzić do norm w wodzie morskiej i co taka norma w ruchomym morzu może oznaczać.
Nie znane pozostaje źródło przecieku, a ratownicy używają worków z piaskiem i paneli cementowych do zapobieżenia przeniknięcia skażonej wody do okolicznej gleby i oceanu. Wyzwanie jest utrudniane poprzez konieczność polewania wodą reaktorów nuklearnych i basenu zużytego paliwa, które w przeciwnym wypadku przegrzałyby się i wydzielałyby podniesione poziomy promieniowania. Administracja japońska ostrzegła w ubiegły wtorek, że temperatura w jednym z reaktorów ponownie wzrosła. Jak informuje sekretarz japońskiego gabinetu, Yukio Edano, chłodzenie reaktorów pozostanie priorytetowym zadaniem, jakkolwiek zmniejszona zostanie ilość wykorzystywanej wody.
Powagę katastrofy potęguje fakt, że w kilku miejscach w elektrowni atomowej w Fukushima znaleziono w ziemi wokół elektrowni pluton, długo utrzymujący się związek radioaktywny. Japoński rząd oświadcza, że część plutonu, wykrytego w próbkach pobranych tydzień wcześniej, mogła przedostać się do gleby z prętów paliwowych wewnątrz uszkodzonej elektrowni. Pluton jest silnie rakotwórczy, jeśli jego cząsteczki przedostaną się do płuc.
Ratując bez planu
Dwa tygodnie po wywołanym tsunami silnym trzęsieniu ziemi, kiedy w siłowni elektrowni Fukushima doszło do awarii systemów chłodzenia i uszkodzenia czterech bloków reaktorowych, powodujących emisję substancji promieniotwórczych do otoczenia, administracja japońska ciągle nie zna rozmiaru zniszczeń i nie ma planu jak zapanować nad sytuacją. Urzędnicy administracji nadal nie wiedzą skąd pochodzi przeciek i w jaki sposób woda przedostała się do usytuowanych blisko ziemi tuneli i siłowni w kompleksie elektrowni. Inżynierowie doprowadzili nowe linie wysokiego napięcia z sieci energetycznej, ale wysoce promieniotwórcza woda uniemożliwiała pracownikom ich zawieszenie. Poziom radioaktywności wody w tunelu ponad czterokrotnie przekraczał roczny limit, co oznacza, że nawet krótkie narażenie na promieniowanie może być szkodliwe. Przedstawiciele elektrowni informują, że pluton został wykryty w próbkach w pięciu miejscach w glebie na terenie kompleksu, sugerując, że skażenie z wody z trzeciego reaktora przesiąkło do ziemi. Ten reaktor jest zasilany mieszanką plutonu i uranu.
Na wiele z tych pytań odpowiedzi dostarczą dokładne chemiczne analizy wody. Obecność pewnych izotopów może okazać się pomocna w ustaleniu czy skażenie pochodzi z rdzenia reaktora czy basenu zużytego paliwa. Woda może spełnić funkcję odcisków palców. Radioaktywna woda znajduje się w czterech reaktorach kompleksu Fukushima, a promieniotwórcze skażenie zarejestrowane w środowisku otaczającym reaktor numer 2 czterokrotnie przewyższało poziom uznany za bezpieczny. Ratownicy próbują wydobyć radioaktywną wodę i znaleźć miejsce jej przechowania. Brali pod uwagę napompowanie wodą ogromnych, częściowo pustych zbiorników wewnątrz reaktora, który miał gromadzić skondensowaną wodę. Te zbiorniki okazały się jednak pełne. Tymczasem plany uruchomienia systemu chłodzenia natrafiły na przeszkodę, kiedy okazało się, że linie wysokiego napięcia musiałyby przebiegać przez budynki siłowni, które zostały zalane skażoną wodą.
Obawa dotycząca innych radioaktywnych substancji już wcześniej spowodowała, że rząd japoński nakazał ewakuację mieszkańcom w promieniu 12 mil od kompleksu. Wszystkim zamieszkałym w promieniu od 12 do 18 mil od elektrowni nakazano dobrowolne opuszczenie lub pozostanie w domach, jeśli nie zdecydują się na ewakuację. Sekretarz japońskiego gabinetu, Yukio Edano, przyznaje, że ewakuanci coraz częściej łamali nakaz ewakuacji w promieniu 12 mil bez autoryzacji w celu odzyskania personalnych przedmiotów ze swych domów. Edano nakłaniał ich do powstrzymania się od tego, informując ich, że jest prawdopodobne, że teren jest skażony i że istnieje duże ryzyko dla zdrowia ludzkiego.
Yukiya Amano, szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, ostrzega, że stabilizacja reaktorów kryzys może potrwać miesiące. Kryzys w Fukushima jest największym wypadkiem atomowym od czasu Czernobyla w roku 1986. Już obecnie wiadomo, że spowodował znaczne skażenie środowiska, żywności i wody w okolicach elektrowni i terenów otaczających. Liczba ofiar śmiertelnych osiągnęła 11,000, a zaginionych – 17,339.
Na podst. „U.S.A. Today” i „Chicago Tribune” oprac. Ela Zaworski