Chicago ma nowego dyrektora szkół publicznych. W poniedziałek burmistrz elekt Rahm Emanuel mianował na to stanowisko Jeana-Claude Brizarda, który pełnił dotychczas funkcję kuratora okręgu nowojorskiego w Rochester. Jakkolwiek przyzwyczailiśmy się już do roszady etatów przywódców lokalnego dystryktu szkół publicznych, to tym razem czystka obejmie także radę nadzorczą. I nie skończy się na tym. Szeroko zakrojony zmiany, w tym rezygnację ze stażu pracy nauczyciela jako podstawy wynagrodzenia, które ma być oparte o wyniki nauczania, zapowiada burmistrz elekt Rahm Emanuel dochowując wierności swym przyrzeczeniom wyborczym.
„Rozumiemy, co się dzieje. Już kupujemy rękawice bokserskie”, zapowiada w odpowiedzi na to prezydent związku zawodowego nauczycieli, Karen Lewis. Obsadzenie na stanowisku szefa chicagowskich szkół publicznych Brizarda, posiadającego reputację przywódcy nie unikającego starć ze związkiem zawodowym nauczycieli, przygotowuje scenę polityczną do potencjalnie wybuchowej ostatecznej rozgrywki z niechętnym naruszeniu obecnego status quo związkiem nauczycieli. Do niepopularnych posunięć, które popiera Brizard, należą rozwój szkół czarterowych i oparcie wynagrodzenia nauczyciela na zasadzie osiąganych przez jego uczniów wyników nauczania. Emanuel zapowiada realizację swych obietnic wyborczych, w tym wydłużenie dnia nauki i zwiększenie odpowiedzialności nauczycieli. Rzecz jasna, wszystko to ma służyć dobru dzieci. Problem tylko w tym, że jako swój priorytet stawia je także związek zawodowy nauczycieli. Niektórzy z wychowawców zauważają, że powiązanie wynagrodzenia nauczycieli z ich wynikami ma się nijak do poprawy jakości szkół publicznych, o które przecież chodzi wszystkim stronom konfliktu.
Z konferencji prasowej, która odbyła się w ubiegły poniedziałek w Kelly High School ze szkół na południu miasta, niewiele można wywnioskować. Jak to ze sztampowych pokazów, w których pełno nic nie mówiących sloganów i nierealnych przyrzeczeń politycznych. Pojawiając się na konferencji prasowej w towarzystwie i pod opieką burmistrza elekta, Brizard odczytał z kartki oświadczenie, w którym podkreślił, że jest zaszczycony i podekscytowany swą nominacją. Ale to Emanuel, a nie przyszły dyrektor dystryktu odpowiadał na większość pytań dziennikarzy. „Jest to okres ekscytujący i pełen wyzwań dla edukacji, zwłaszcza edukacji miejskiej”, oświadczył Brizard. „Nasze szkoły osiągają wyniki gorsze od spodziewanych. Bezpieczeństwo wielu dzieci udających się do i ze szkoły jest nierzadko wątpliwe”, dodał. „Wiemy, że poprawa przygotowania nauczycieli i ich skuteczności, wyposażenie dyrektorów w możliwości wywierania nacisku i pociąganie ich do odpowiedzialności, a przede wszystkim uczynienie z rodziców prawdziwych partnerów w dużym stopniu poprawi nauczanie naszych dzieci.” Wszystko to prawda, ale pod takim oświadczeniem mógłby podpisać się każdy z dyrektorów okręgu.
Eksperci przywiezieni w teczce
A przeżyliśmy już kilkunastu reformatorów lokalnego dystryktu szkolnego. Byli wsród nich Argie Johnson, Ted Kimbrough, Ruth Love. To troje z przywiezionych spoza miasta dyrektorów, którzy mieli zdziałać cuda w chicagowskim okręgu szkolnym w latach zanim burmistrz Daley powziął odpowiedzialność za system szkolnictwa publicznego w roku 1995. Johnson przybył z dystryktu nowojorskiego, Kimbrough z Campton, w Kalifornii, a Love z Oakland. Każdy z szefów rozpoczynał swą działalność z lepszą reputacją niż kiedy opuszczali swe stanowiska.
Odkąd nastał Daley, Chicago wykształciło swych własnych reformatorów, jakkolwiek nie wywodzących się z chicagowskich szkół publicznych. Najpierw Paul Vallas, a potem Arne Duncan wprowadzili praktykę eksportowania reformatorów szkolnictwa. Vallas wyrobił sobie taką reputację, że był w stanie zabezpieczyć sobie zatrudnienie w Filadelfii i Nowym Orleanie, a Duncan przebił się na samą górę, do Białego Domu, na stanowisko sekretarza szkolnictwa w administracji prezydenta Obamy.
Pomimo niekwestionowanej reputacji przywódców chicagowskiego okręgu szkół publicznych, nikt już dzisiaj nie pamięta ich nazwisk, a szkoły były i pozostają ogromnym wyzwaniem dla każdego z przywódców. Burmistrz elekt uczynił z niego swój priorytet polityczny i sprawą pierwszorzędnej wagi biznesowej. Rozumie to każdy rodzic, który kiedykolwiek zainteresował się nauczaniem swych dzieci w ramach systemu publicznego. Wiemy także, że liderzy chicagowskich szkół publicznych przychodzą i odchodzą, a problem pozostaje. Wydaje się, że przekracza on kompetencje nawet najzdolniejszego dyrektora dystryktu, a nawet burmistrza. Ale gdzieś trzeba zacząć.
W przeciwieństwie do wielu przywiezionych w teczce speców od edukacji, Brizard ma na swym koncie ponad 20 lat pracy jako nauczyciel fizyki w szkole średniej, a ponadto doświadczenie w roli kuratora okręgowego i generalnego w nowojorskim okręgu w Rochester. W okresie trzech lat, kiedy pełnił funkcję kuratora szkół w Rochester, poprawiły się statystyki promocyjne i wyniki testów. Brizard wprowadził plan strategiczny, który oferował większą autonomię dla szkół osiągających najlepsze wyniki i zwiększoną kontrolę nad szkołami borykającymi się z problemami. Popierał system nagradzający nauczycieli za wyniki, a nie staż pracy. W rezultacie tych działań uzyskał przedłużenie kontraktu od swych szefów i wotum nieufności ze strony związków zawodowych. Wiele wskazuje na to, że w Chicago poczuje się jak u siebie w domu.
Związkowe wotum nieufności
Wiele zasadniczych propozycji Jeana-Claude Brizarda oznacza zanegowanie chicagowskiego obecnego status quo. Jedną z nich są szkoły czarterowe. Są to szkoły publiczne, utrzymywane ze środków publicznych, gdzie nauka jest bezpłatna, funkcjonujące niezależnie od lokalnych dystryktów szkolnych. Są zakładane przez grupy rodziców, nauczycieli, czy organizacje pożytku publicznego, które podpisują kontrakt z administracją stanową, określający warunki funkcjonowania i spodziewane wyniki. Jeśli nie zostaną one spełnione, szkoła czarterowa może zostać zamknięta. Zapisy odbywają się według miejsca zamieszkania, a jeśli liczba chętnych przewyższa liczbę miejsc, przeprowadza się loterię. Szkoły czarterowe cieszą się znacznie większą autonomią niż szkoły publiczne, umożliwiając eksperymenty z godzinami pracy i wynagrodzeniem, ponieważ większość nauczycieli w szkołach czarterowych nie jest zrzeszona w związkach zawodowych. Tym właśnie można tłumaczyć sprzeciw związków zawodowych wobec tego pomysłu przyszłego dyrektora chicagowskiego systemu szkół publicznych.
Związki zawodowe nie godzą się także na oparcie wynagrodzenia o osiągane wyniki, a nie staż pracy. Obecny system oferuje schronienie dla nawet najbardziej nieskutecznych nauczycieli, powodując drenaż talentów do zasobniejszych dystryktów, które doceniają je i odpowiednio wynagradzają. Jedną z najbardziej hołubionych metod służących utrzymaniu obecnego porządku rzeczy jest niesłychanie skomplikowany mechanizm zwalniania złych nauczycieli, obwarowany serią półśrodków, jak mediacje, ostrzeżenia, negocjacje i szkolenia, który w praktyce utrudnia, jeśli nie uniemożliwia zwolnienie nauczycieli leniwych i nie osiągających spodziewanych wyników. Propozycja Jean-Claude Brizarda ma na celu usprawnienie systemu zwalniania złych nauczycieli, który stanowi element kultury przedkładającej interes zawodowy nauczyciela nad dobro ucznia. Konsekwencją tego będzie możliwość określania wynagrodzeń nauczyciela w oparciu o osiągane przez niego wyniki, a nie długość stażu pracy. Utrudni to nauczycielom zdobycie stażu pracy gwarantującego im bezpieczeństwo, bez względu na wyniki nauczania, i podjęcie decyzji o strajku.
Senat Illinois przesłał już do stanowej Izby ustawę, która radom nadzorczym szkół chicagowskich pozwoli na domaganie się wydłużenie dnia nauczania roku szkolnego, bez konieczności zabiegania o aprobatę związku zawodowego. Do proponowanych metod usprawnienia systemu należą także vouchery dla tych, których potrzeby nie są spełniane przez szkoły publiczne.
Oprócz nowego szefa chicagowskie szkoły publiczne otrzymują zupełnie nową radę nadzorczą. Dokonując całkowitej restrukturyzacji systemu burmistrz elekt ogłosił w poniedziałek, że wymienia całą radę szkolną, wyznaczając 16 jej nowych członków. W siedmioosobowym zarządzie zasiądzie bankier David Vitale, prezydent stanowej rady szkolnej, Jesse Ruiz, a także dyrektor miliardowej fundacji i przewodnicząca finansów w kampanii prezydenckiej Obamy, Penny Pritzker, co prasa komentuje jako dowód poczynań strategicznych Rahma Emanuela. Nowa rada szkolna ma rozpocząć funkcjonowanie w maju, wkrótce po objęciu urzędu przez Emanuela. W tym samym czasie Brizard przejmie oficjalnie funkcje dyrektora CPS.
Nowy dyrektor, nieufni nauczyciele i ambitny burmistrz
Brizard jest jednym z rosnącej liczby kuratorów wykształconych w Broad Superintendents Academy. Instytucja szczyci się 100 absolwentami piastującymi różnorodne przywódcze pozycje na terenie całego kraju, w tym Los Angeles i obecnie Chicago. Akademia w zasadzie oferuje uczestnikom szkolenia możliwość podróżowania po całym kraju i głębokiego zapoznawania się z wysiłkami reformatorskimi w wielu miastach. Jej studenci przypatrują się najlepszym praktykom, poddają analizie konkretne przypadki i zastanawiają się w jaki sposób usprawnić system. Okaże się to przydatne, kiedy Brizard będzie musiał poradzić sobie z chicagowskim deficytem rzędu $720 milionów, nieufnymi nauczycielami i ambitnym nowym burmistrzem.
W swym liście rezygnacyjnym do rady nadzorczej liczącego 32,000 uczniów dystryktu w Rochester, Brizard zachwalał jako swe osiągnięcia podniesienie statystyki uczniów kończących szkołę do 51% z 39% w trzech latach swego urzędowania, podwojenie liczby uczniów na kursach zaawansowanych, poprawę programu nauczania, zmniejszenie liczby uczniów zawieszonych w prawach akademickich o dwie trzecie od roku 2006, zaoszczędzenie $51 milionów z budżetu poprzez bardziej skuteczne praktyki biznesowe i rozpoczęcie 10-letniej inicjatywy modernizacji szkoły o wartości $1.2 miliardów. Brzmi to dumnie. Nie bardzo wiadomo jednak co za tym stoi.
Chicagowskie szkoły publiczne stoją przed podobnymi wyzwaniami. Budżet, który Brizard ujawnił w obecnym miesiącu zakłada około $80 milionowe redukcje, 1,000 zwolnień nauczycieli i utratę wielu popularnych programów szkolnych. Burzliwa trzyletnia kadencja Brizarda w Rochester stanowi przedsmak tego, co czeka nas w najbliższym czasie w Chicago. Prezydent związku zawodowego nauczycieli w Rochester informuje, że urzędowanie Brizarda obfitowało w częste starcia ze związkiem o możliwość usunięcia nauczycieli z powodu niesubordynacji i naciski na powiązanie wynagrodzeń z wynikami testów uczniowskich i ewaluacją przez zwierzchnika. Stąd też relacje z Brizardem jako szefem nowojorskiego dystryktu tamtejszy związek zawodowy ocenia negatywnie, a samego dyrektora jako niechętnego współpracy i imputującego, że głównym złem są źli nauczyciele. W kontekście czekających Brizarda wyzwań chicagowskich niepokoi fakt, że poczynione przez niego rekomendacje by zamknąć szkoły w Rochester połączyły nowojorskich rodziców, nauczycieli i uczniów w proteście. Tamtejsza rada nadzorcza ostatecznie głosowała za porzuceniem pomysłu zamknięcia szkół. Nie bez znaczenia jest również statystyczna dysproporcja doświadczeń przyszłego dyrektora CPC. Chicago ma niemal 13 razy więcej uczniów niż Rochester.
Podjęte przez Brizarda reformy są zbieżne z propozycjami zmian w szkolnictwie chicagowskim, które wysunął Emanuel w czasie kampanii wyborczej. Jednocześnie jeszcze w bieżącym miesiącu oczekuje się prezentacji nowego budżetu przez tymczasowego szefa CPS, Terry Mazany’ego, który wykaże deficyt rzędu $720 milionów, wymuszający większe zwolnienia, cięcia w wydziałach i programach szkolnych. Tymczasem raport Chicago News Cooperative informuje, że deficyt na następny rok szkolny jest o $100 milionów wyższy niż CPS poprzednio szacowało. By sprostać zobowiązaniom dystrykt bierze pod uwagę podwyżkę podatków od nieruchomości rzędu $80 milionów. W grę wchodzi 2,000 stanowisk nauczycielskich i liczebniejsze klasy. W odpowiedzi na rewelacje prasowe, rzecznik prasowa CPS, Monique Bond opublikowała oświadczenie, w którym informuje, że formalnie nie wystąpiono jeszcze z propozycją podwyżki podatków. Potwierdza jednakże, że deficyt budżetowy w chicagowskim dystrykcie wynosi $724 milionów, a kwota zaległych płatności ze strony administracji stanowej wynosi $290 milionów. Rzecznik wyjaśniła, że CPS podejmuje wysiłki w celu poczynienia redukcji, które byłyby jak najdalsze od fundamentalnego nauczania.
W dziedzinie nauczania, niedawny sprawdzian umiejętności z nauk ścisłych dowiódł, że chicagowscy uczniowie czwartej i ósmej klasy pozostają daleko w tyle za innymi dużymi dystryktami miejskimi. Około 80% szkół miejskich nie osiągnęło założonych federalnie celów akademickich, co jest wynikiem godnym pożałowania, jeśli bierze się pod uwagę, że wszyscy uczniowie będą zobowiązani do osiągnięcia wymaganego federalnie poziomu z matematyki i czytania do roku 2013-14.
Kolejnym wyzwaniem będzie kontrakt ze związkiem zawodowym nauczycieli, który wygasa w roku 2012. Do drażliwych kwestii z pewnością będą należeć oceny wyników pracy nauczyciela i ustalenie wynagrodzeń w miarę jak Emanuel naciska na wydłużenie dnia nauki i roku szkolnego.
Nominacja Brizarda na stanowisko dyrektora dystryktu i wymiana całej rady nadzorczej CPS świadczy o tym, że burmistrz elekt podejmuje szeroko zakrojone i systemowe wysiłki zmiany. Pozostaje tylko życzyć sobie, by nie były one kolejną roszadą stanowisk. Szefowie CPS przychodzą i odchodzą, a problemy z nauczaniem naszych dzieci wykraczają poza ramy sztampowych sformułowań zdobiących życiorys byłych dyrektorów.
Oprac. Ela Zaworski