iPhone jest popularny, ładny, przydatny. Może nas też zdradzić w najmniej odpowiednim momencie. Jako pierwszy i na razie jedyny telefon komórkowy po kryjomu zapisuje on we własnej pamięci każde miejsce, jakie odwiedzi w naszej kieszeni.
Dostawcy usług telefonicznych od lat zbierają tego typu informacje wykorzystując sygnał wież nadawczych. Pozwala im to na poprawę serwisu i poznanie przyzwyczajeń swych klientów. Z danych tych korzysta również policja w prowadzonych przez siebie dochodzeniach. Jednak do tej pory trasy naszych wędrówek zapisywane były w komputerach firmy, iPhone zapisuje je we własnej pamięci. Za każdym razem, gdy łączymy go z domowym komputerem w celu wymiany plików, czy uzupełnienia danych kopiuje te informacje do jego pamięci. Teoretycznie więc każdy kto ma później do niego dostęp może poznać każde miejsce naszego pobytu w ostatnich miesiącach lub latach.
Zanim właściciele iPhonów zaczną się martwić uspokajamy, że nie jest to łatwe. Wymaga odpowiedniego, bezpłatnego programu iPhoneTracker, który można znaleźć w internecie. Jego instalacja możliwa jest tylko na komputerach Mac i wymaga sporej znajomości tematu. Samo użycie aplikacji też nie jest proste. Poza tym, po co ktoś miałby to robić?
Eksperci twierdzą, że samo zbieranie danych nie szkodzi nam, ale w poważny sposób ingeruje w naszą prywatność. Co się stanie, jeśli do informacji tych znajdzie dostęp zazdrosny partner? Dzięki danym zawartym w telefonie i naszym komputerze można udowodnić, że byliśmy w miejscu, do którego się nie przyznajemy. Wykorzystać to mogą pracodawcy, sądy i przestępcy.
Ponieważ do zbierania danych wykorzystywane są wieże telefoniczne, mapa naszych wędrówek nie jest tak dokładna jak przy wykorzystaniu GPS. Nie podaje dokładnego adresu, raczej dzielnicę, czy skrzyżowanie ulic. W wielu przypadkach to jednak wystarczy. Na ustach wielu użytkowników pojawia się ostatnio pytanie: Po co producent telefonów to robi?
RJ