----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

19 maja 2011

Udostępnij znajomym:

Każdego sezonu na cele charytatywne oddaję co najmniej dwa duże worki ubrań. Niektóre z nich jeszcze z metką, a część noszonych może kilka razy różnych artykułów garderoby wystawiam przed drzwiami wejściowymi wcześnie rano opatrzone karteczką CF. To skrót od Cancer Federation, organizacji charytatywnej przeznaczającej dochód ze sprzedaży na rzecz leczenia nowotworów dziecięcych. Robię to od wielu lat, pomimo nieustannego zdziwienia męża, że ciągle pozostaje mi coś do oddania. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku pozbywam się za dużych, niemodnych ubrań lub chybionych zakupów, całkowicie rezygnując z powinności sprawdzenia czy organizacja przyjmująca moje donacje robi z zarobku właściwy użytek. Okazuje się, że nie jestem wyjątkiem.

Ofiarodawcy, którzy w dobrej woli umieszczają swoje niegdyś ulubione, a dzisiaj przyciasne już dżinsy w pojemnikach na odzież i buty, powinni mieć się na baczności. Niektóre z instytucji, które obsługują pojemniki na odzież używaną, zamiast celów charytatywnych napędzają przemysł przetwórstwa tekstylnego wartości $1 miliarda. Część z nich służy przedsiębiorstwom komercyjnym, które kreatywnie korzystają z panującego na rynku zamieszania i swoistego zafascynowania organizacjami charytatywnymi umizgującymi się do społeczeństwa jako lek na całe zło.

Pojemniki na używaną garderobę nie są, jak się okazuje, sobie równe. W swej różnorodności kształtów i kolorów reprezentują zarówno organizacje charytatywne, jak i poszukiwanych na rynku przestępców, kontrowersyjne agencje oraz organizacje nastawione na czysty zysk. Przeprowadzona przez Chicago Tribune analiza potwierdza jedynie panującą na rynku konsternację.

Wraz z pogłębiającą się recesją na poboczach dróg i parkingach tak miasta jak i przedmieść pojawiało się coraz więcej pojemników na odzież. Wydawało się to zupełnie naturalną konsekwencją zubożenia społeczeństwa, które z bólem musiało pozbyć się radosnego nabywania rzeczy i zostało zmuszone do przejścia w fazę przetrwania. Używana odzież bardzo dobrze pasowała do wyobrażenia rozprzestrzeniającej się biedy i chęci jej zaradzenia poprzez przeznaczenie używanych ubrań dla osób tego potrzebujących. Problem w tym, że o ile pojemniki na odzież używaną są do siebie łudząco podobne, to tylko niektóre z nich są zarządzane przez organizacje charytatywne. Inne są własnością przedsiębiorstw komercyjnych, które mogą lub nie przeznaczać pewną kwotę z uzyskanego ze sprzedaży zysku agencjom pożytku publicznego. Co gorsza, niektóre z organizacji zarządzających pojemnikami na ubrania, nie spełniają podstawowych standardów ciał nadzorujących, jak Better Business Bureau czy zlokalizowanego na terenie naszej metropolii Institute of Philanthropy.

Pojemniki bezwstydnie dochodowe

Jak wykazuje analiza Chicago Tribune, szeroki wachlarz pojemników na oferowane ubrania obejmuje zarówno miejsca zbiórki całkowicie przeznaczonej na cele charytatywne, jak Salvation Army, jak i przedsiębiorstwa bezwstydnie dochodowe. Do bezpowrotnej przeszłości należą jasne reguły gry organizacji pożytku publicznego, które większość swego dochodu przeznaczały rzeczywiście na cele charytatywne, jak Salvation Army, Goodwill, St. Vincent de Paul. Obecnie większość pojemników na donacje tekstylne należy do kompanii dochodowych nie posiadających związków z organizacjami charytatywnymi, a niektóre z nich na cele społeczne przeznaczają jedynie część swych zysków.

Stąd też agencje pożytku publicznego traktujące poważnie swą działalność preferują by odzież była doręczana w oryginalnych centrach zbiórki i sklepach z odzieżą używaną w celu zapobieżenia zniszczeniu czy zamoczeniu darowizny jeszcze przed jej posortowaniem. Uwalnia to agencję od konieczności wydawania środków na paliwo i transport, umożliwiając pełne wykorzystanie pieniędzy na potrzeby programowe. Ale Salvation Army oprócz centrów zbiórki i ciężarówek w celu odbierania używanej odzieży z domu, nadal utrzymuje około 75 pojemników na donacje na terenie metropolii Chicago.

Niechciane tekstylia stanowią ogromny przemysł w Stanach Zjednoczonych, jedynie przez niewtajemniczonych kojarzony z organizacjami pożytku publicznego. Stanowiąc jedną z najstarszych działalności na świecie, przetwórstwo tekstylne generuje olbrzymi dochód sięgający niemal $1 miliarda, według Secondary Materials and Recycled Textiles Association, branżowej grupy handlowej.

Jak zarobić na poplamionych bluzkach i dziurawych dżinsach?

Zysk nie jest jednak całkowicie wykorzystywany. Według szacunków rządowych Amerykanie wyrzucają 85 procent niechcianych tekstyliów. Dzieje się po części z powodu szeroko panującego przekonania, że organizacje charytatywne są zainteresowane jedynie tymi artykułami, które mogą zostać sprzedane w ich sklepach z odzieżą używaną. Tymczasem o ile są to rzeczywiście donacje najbardziej cenne, to na niechcianej odzieży może zarobić miliony na rynkach wtórnych, które obejmują sprzedaż używanych rzeczy w krajach rozwijających się i przetwarzanie ich do celów przemysłowych.

Organizacje charytatywne podkreślają, że zysk jest generowany także przez dziurawe dżinsy, poplamione bluzki i płaszcze z zepsutymi zamkami. Są zainteresowane wszystkimi artykułami, bez względu na ich jakość, ponieważ jeśli nie będą mogły je sprzedać w jednym ze swych sklepów, to można je spożytkować na cokolwiek innego, począwszy od szmat do mycia, przez materiały do nowych tekstyliów, a skończywszy na dodatku do asfaltu. Wiele przedsiębiorstw współpracuje bardzo ściśle z organizacjami charytatywnymi w celu przetworzenia artykułów, które nie mogą zostać sprzedane w ich sklepach z używaną odzieżą. Używane tekstylia, nie nadające się do sprzedaży w Stanach Zjednoczonych mogą przynieść dochód sięgający $35 centów za funt. Część z nich jest przesyłana do krajów rozwijających się w celu sprzedaży, inna do komercyjnej produkcji ścierek, a jeszcze inna jest przetwarzana we włókno do produkcji mebli, tapicerstwa, izolacji, wytłumienia, wyściełania dywanów i budownictwa.

Przeczy to popularnemu wyobrażeniu, że organizacje charytatywne korzystają jedynie z odzieży w nieposzlakowanym stanie. Tymczasem w skali rocznej agencje charytatywne wespół z prywatnymi przedsiębiorstwami poddają obróbce 2.5 miliarda funtów odzieży. Stanowi to jedynie 25% odpadów tekstylnych.

Dobroczynność środowiskowa

O ile jednak ta symbioza organizacji charytatywnych z przemysłowymi zwiększa skalę przemysłu przetwórstwa tekstylnego, to konfunduje potencjalnych ofiarodawców oraz prowadzi do defraudacji celów charytatywnych przez dochodowe korporacje żądne zysku. Na miejsce redukowanej liczby pojemników na odzież używaną prowadzonych przez agencje dobroczynne, które preferują centra zbiorcze gwarantujące zachowanie jakości oddawanego towaru, pojawiają się pojemniki będące własnością przedsiębiorstw komercyjnych reklamujących zbiórkę niechcianej odzieży jako dobroczynność na rzecz ochrony środowiska bądź też tworzące swe własne organizacje niedochodowe.

Jednym z poważniejszych graczy komercyjnych jest Gaia, która przez kilkanaście ostatnich lat jest krytykowana za podawanie się za agencję ochrony środowiska, kiedy w praktyce większość jej działalności polega na sprzedaży odzieży w celach zysku. Podobnie funkcjonują Planet Aid i USA-gain, które zwiększyły liczbę swych pojemników na odzież, pomimo związków z kontrowersyjną organizacją duńską, Tvind. Jej dyrektor został wprawdzie formalnie uniewinniony z zarzutów o sprzeniewierzenie i pranie brudnych pieniędzy, ale opuścił Stany Zjednoczone zanim rząd wniósł apelację.

Inną kategorię reprezentuje przedsiębiorca z Florydy, Jay Katari, który jest właścicielem albo właścicielem akcji kilkunastu przedsiębiorstw przetwórstwa tekstylnego, ale jednocześnie właścicielem organizacji niedochodowych, jak Shoe for a Cure and Cancer Free America. Krytycy wnioskują, że przeznacza bardzo nieznaczny procent swego dochodu na cele walki z nowotworami, a kontrowersja spowodowała, że John Hopkins Cancer Center i Children’s Center zaprzestały przyjmowania donacji z tych organizacji.

Kontrowersję potęguje również organizacja charytatywna pod nazwą Go Green dysponująca około tysiącem pojemników w skali kraju, a 200 w Chicago. Oficjalnie przyświeca jej zbożny cel walki z rakiem. Dyrektor wykonawcza agencji, Nicole Leve, informuje, że komercyjne firmy przetwórstwa tekstylnego wykonują większość działań i płacą organizacji za zdeponowaną w pojemnikach odzież. Tymczasem rozliczenie podatkowe organizacji szacuje ogólny dochód na jedynie $14,500 i świadczy ewidentnie o tym, że żadne środki nie są przeznaczane na cele walki z rakiem lub usługi programowe. Zamiast tego raport finansowy świadczy, że wszystkie uzyskane fundusze zostały spożytkowane na pokrycie początkowych kosztów.

Komercyjną działalność stanowi organizacja MAC Recycling, z siedzibą w Maryland. Jest to kompania dochodowa, która współpracuje z Drug Abuse Resistance Education w 10 stanach, ale w jasny sposób informuje o zysku otrzymywanym ze sprzedaży odzieży. DARE otrzymuje od $250 do $300 za pojedynczy pojemnik w skali rocznej, przy czym ich liczba sięga 1,500 w całym kraju.

Obserwatorzy tego zyskownego przemysłu radzą, by klienci uważnie czytali napisy na pojemnikach i telefonicznie sprawdzali podawane tam informacje. Więcej informacji można znaleźć za pośrednictwem Guidestar.com, na witrynach biur stanowych prokuratorów, American Institute of Philanthropy, Better Business Buresu, Charity Navigator, Greatnonprofits.org i Philanthropedia.

Na podst. Chicago Tribune oprac. Ela Zaworski

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor