----- Reklama -----

WolfCDL. Zostań kierowcą ciężarówki

19 maja 2011

Udostępnij znajomym:

Część dwudziesta siódma wykładów prof. Józefa Tischnera z cyklu „Wybrane problemy z filozofii człowieka”

W tym sensie można powiedzieć, że ujęcie Hegla jest ujęciem syntetyzującym te ujęcia, o których mówiliśmy poprzednio. Zwróćmy uwagę teraz na tekst Hegla z „Fenomenologii ducha” [s.25-26]:

„Żywa substancja jest bytem, który naprawdę jest podmiotem, albo innymi słowy jest bytem, który jest naprawdę rzeczywisty tylko o tyle, o ile substancja jest ruchem zakładania i ustawiania siebie samego, czyli zapośredniczeniem między swoim stawaniem się czymś innym i sobą samym”.

Rozważmy jeszcze inne słowa, które ilustrują tę sprawę. Chodzi o słowa:

„ans ich” i „ für sich”.

Zachodzi różnica pomiędzy „bytem w sobie” a „bytem dla siebie”. Substancja jest bytem w sobie. Uśpiony człowiek jest bytem w sobie, natomiast człowiek, który idzie do łazienki i czyści sobie zęby jest bytem dla siebie, ponieważ poprzez czynność czyszczenia zębów zapośrednicza swoje doświadczenie samego siebie. Kiedy mówię „zapośrednicza”, to trzeba dodać, że zapośredniczenie nie ma charakteru logicznego w sensie, w jakim w tradycyjnej logice tak zwany termin średni zapośredniczył powstanie wniosku. W tradycyjnej logice mieliśmy tak:

„każdy człowiek jest śmiertelny. Sokrates jest człowiekiem, Sokrates jest śmiertelny”

Terminem zapośredniczającym był termin „człowiek”. „Człowiek” znikał z wniosku, ale był bardzo potrzebny, bo zapośredniczył przejście z jednej przesłanki do drugiej. Dzięki  pośrednictwu słowa „człowiek” można było powiedzieć, że Sokrates jest śmiertelny. W logice dialektycznej mamy do czynienia z czymś podobnym, bo chleb, który ja chcę zjeść, jest jakby tym terminem średnim, który zapośrednicza moje doświadczenie mnie.

Jaka jest różnica między tym zapośredniczeniem Hegla, z terminem średnim z logiki Arystotelesa?

Różnica polega na tym, że zapośredniczenie u Hegla związane jest zawsze z jakimś cierpieniem, a często z doświadczeniem śmierci.

Cierpienie, ból, głód, pragnienie, niepokój sumienia, strach przed śmiercią – to wszystko są czynniki, które są niezmiernie ważne w budowie ludzkiego SELBST.

Czynniki te negują człowieka, one jak gdyby od wewnątrz go niszczą, one mu od wewnątrz zaprzeczają i człowiek, żeby siebie potwierdzić, musi zaprzeczyć przeczeniu – przeczyć przeczeniu. Hegel twierdzi, że człowiek nigdy nie mówi „tak” – po prostu „tak”. Każde jego „tak” jest w gruncie rzeczy „nie” powiedziane jakiemuś „nie”, dlatego historia człowieka jest także historią jego cierpień. Cierpienie nie jest czymś, co przychodzi z zewnątrz i spływa po człowieku jak woda po gęsi. Cierpienie jest rzeczywistością wewnętrzną człowieka i ono buduje człowieka. Dzięki temu buduje, że człowiek jako świadomość ma moc mówienia „nie” temu, co do niego mówi „nie”. Przychodzi cierpienie i mówi do człowieka „nie” i człowiek mówiąc cierpieniu „nie” buduje swoje wewnętrzne tak, czyli swoje SELBST.

Jeszcze na jeden moment zwróćmy dokładnie uwagę, na ten chleb. Nie ma w człowieku prostego wyjścia do świata, jako jakiegoś entuzjazmu, który ogarnia świat ramionami i czerpie z niego, co tylko się da. Zawsze jest to podwójne wejście: tak i nie. Ten chleb jest, ale on jest dla mnie. Ja go akceptuję tylko o tyle, o ile on jest dla mnie.. Ja go o tyle odkrywam, o ile on jest dla mnie. Gdybym nie czuł głodu, nigdy bym tego chleba nie odkrył.

Ale teraz sprawa bardziej się komplikuje, a zarazem odsłaniają się tutaj nowe horyzonty filozofii człowieka. To wyjście człowieka na zewnątrz biegnie dwoma drogami. Jest wyjściem w stronę rzeczy, albo mówiąc ogólniej, w stronę sceny świata i jest wyjściem w stronę drugiego człowieka. Pojawiają się nowe problemy. Zaczyna się dramat człowieka z drugim człowiekiem. Także wyjście człowieka do drugiego człowieka nosi w sobie piętno „tak” i „nie”.

Człowiek wychodząc do drugiego człowieka, mówi mu „nie” i „tak” – lecz oto drugi człowiek przychodzi do mnie także z jakimś „tak” i z jakimś „nie”. I ja przychodzę do niego z jakimś „nie” i z jakimś „tak” i w tym momencie zaczyna się spór z drugim człowiekiem. Pierwsze zetknięcie moje z drugim człowiekiem jest zetknięciem się w sporze. Afirmacja miesza się tutaj z negacją. Spotkanie nie jest sielanką. Człowiek spotyka drugiego człowieka walcząc z nim.

O co jest ta walka?

Jest to walka o uznanie – Anerkennung. Ja mam uznać tego drugiego człowieka i drugi człowiek ma uznać mnie. Był przykład z chlebem, zamieńmy chleb na drugiego człowieka. Weźmy pod uwagę spotkanie Jezusa z niewiastą przy studni. Chrystus spotyka drugiego człowieka jako istota spragniona, chce pić. Mówi do niewiasty: - daj mi poić.

Ona odpowiada: - jakże ty będąc Żydem możesz prosić mnie, kobietę samarytańską o to, żebym ci dała pić?

Między Żydami, a Samarytanami był konflikt religijny o uznanie. Samarytanie nie uznawali Żydów, a Żydzi nie uznawali Samarytan – i tak zaczyna się spór o uznanie. Samarytanka ma uznać w Jezusie kogoś, Jezus uznaje w samarytance kogoś. Kogo ma Samarytanka uznać w Jezusie? Ma uznać w nim Mesjasza.

W momencie uznania zmienia się zarówno Jezus, jak i Samarytanka. Nie można być mesjaszem bez ludzi, którzy uznają mesjasza. Nie jest się mesjaszem w samotności. Żeby być mesjaszem w pełni, musi się być przez ludzi za mesjasza uznanym. Z drugiej strony Samarytanka, żeby być przez mesjasza zbawiona musi tego mesjasza uznać i w ten sposób stosunek człowieka do samego siebie zaczyna być stosunkiem zapośredniczonym przez uznanie drugiego człowieka.

Zbyszek Kruczalak



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor