----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

26 maja 2011

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Gdzie jest Rocky Twyman, szef chóru gospel, znany konsultant w sprawach społecznych i działacz mniejszości murzyńskiej, gdy go znowu potrzebujemy?

W 2008 r. gdy ceny benzyny niebezpiecznie szybowały w górę modlił się w San Francisco na stacji benzynowej sieci Chevron o ich spadek. Zaprosił wtedy na wspólną modlitwę prasę, radio, telewizję i innych mieszkańców miasta. Grupa kilkudziesięciu osób okrążyła dystrybutor paliwa i głośno wznosiła prośby do Boga. Według niego politycy zawiedli, więc jedyny ratunek widzi w siłach nadprzyrodzonych. Wtedy śmiałem się z niego, ale przecież kilka tygodni później po tankowaniu benzyny w Chicago nagle w kieszeni zostało mi kilka dolarów, na co nie byłem przygotowany.

Więc teraz publicznie przepraszam i proszę o powtórkę. Wszystkim na tym zależy. Nawet wybaczę mu kolejne próby starania się o urząd publiczny. Mało tego, będę kibicował. Od kiedy zrezygnował z marzeń o fotelu prezydenta, gubernatora, senatora, czy nawet szefa Homeland Security łatwiej mi to przyjdzie. Bo co mi przeszkadza Rocky Twyman jako radny miasta na przykład. Zwłaszcza San Francisco.

Znużeni jesteśmy tematem cen benzyny? Trudno, nie uciekniemy od niego zbyt szybko. Wprawdzie od kilku dni nieznacznie spadają, ale powrócą na jeszcze wyższym poziomie. Możemy być tego pewni.

Oczywiście każdy tłumaczy to sobie jak może. Sam wielokrotnie powtarzałem mechanizmy, które decydują o cenach ropy, a tym samym benzyny. Chodziło o kilka nakładających się czynników – kursy walut, wydobycie, sytuacje polityczną, zapotrzebowanie. Nie zapominajmy też o spekulacjach giełdowych, które pojawiają się zawsze gdy... spada wydobycie, zmienia się sytuacja polityczna lub wzrasta zapotrzebowanie. Wtedy łatwiej można ukryć spekulacje i znaleźć winnego gdzie indziej.

Zanim napiszę o kilku alternatywnych teoriach proponuję kilka liczb. Proszę wziąć głęboki oddech, bo robią wrażenie.

Gdy tankujemy zbiornik paliwa w naszych samochodach płacąc ponad 4 dolary za galon musimy pamiętać, że ktoś te pieniądze zabiera. Znacznie mniej, niż podejrzewamy trafia do budżetu federalnego, stanowego i miejskiego. Większość to zarobek przedsiębiorstw naftowych.

Dla pierwszej światowej piątki w tej branży pierwszy kwartał tego roku był pod wieloma względami rekordowy. Zwłaszcza jeśli chodzi o dochody. Exxon Mobil, BP, Shell, Chevron oraz Conoco Phillips zarobiły na czysto w zaledwie 3 miesiące ponad 34 miliardy dolarów. To aż o 42 procent więcej, niż w podobnym okresie ubiegłego roku. Mamy prawie koniec maja, więc niedługo będziemy mogli te liczby co najmniej podwoić. Specjaliści twierdzą jednak, że drugi kwartał był dla przemysłu naftowego jeszcze lepszy, więc będą to rachunki prawdopodobnie zaniżone. Skupmy się jednak na tym, co wiemy.

Jeśli zysk z pierwszych 3 miesięcy podzielimy na liczbę mieszkańców USA to wyjdzie nam 110 dolarów przypadających na każdą osobę.

Sama firma  Exxon zarobiła od stycznia do marca 10.7 mld, aż o 69% więcej, niż rok wcześniej. To znaczy, że zarabiała 82,175 dolarów na minutę.

Wzrost cen ropy naftowej nie ma nigdy nic wspólnego z kosztem jej wydobycia. Szukanie złóż, przygotowanie terenu, budowa infrastruktury, samo wydobycie, wstępna obróbka, transport i wszystkie należne z tego tytułu podatki to ok. 30 dolarów za baryłkę. Tyle kosztuje ropa naftowa. Wszystko powyżej, to zysk kompanii naftowej. Opłaca się wykorzystywać każdą okazję do podniesienia cen? Oczywiście. My nazywamy to wzrostem zapotrzebowania, spadkiem wydobycia, sytuacją polityczną na bliskim wschodzie i w Afryce Północnej, zniszczeniem rurociągu w Zatoce Meksykańskiej, czy niepewną sytuacja na rynku walut. Inni nazywają to spekulacją dla zysku.

Duże kompanie, poszukiwany towar, to i zyski spore. Wszystko w zgodzie z prawem i zasadami rynkowymi. Problem w tym, że przemysł naftowy od lat nie tworzy nowych miejsc pracy, nie inwestuje, nie zwraca choćby części zysków społeczeństwu w jakiejkolwiek postaci. Prawie połowa zarobionych pieniędzy przeznaczana jest na wykupienie własnych akcji. W ten sposób zwiększa się zapotrzebowanie na nie, daje znak, że firma sobie świetnie radzi i sygnalizuje światu, że jej akcje mają zaniżoną wartość. W efekcie ich cena na giełdzie rośnie przynosząc jeszcze większy zysk firmie posiadającej coraz więcej własnych akcji oraz inwestorom. Ci ostatni otrzymują dywidendy, które są opodatkowane jak każdy inny zysk, czyli wysoko. Korzyść znacznie mniejsza, niż przetrzymywanie akcji, co robi większość szefów wielkich koncernów naftowych. Wzrost ceny nie wiąże się z żadnymi kosztami. Dopiero przy ewentualnej sprzedaży naliczany jest podatek od zysku, ale - tu właśnie tkwi tajemnica – maksymalnie 15 procent. Dla osób o najwyższych w kraju zarobkach to wielka oszczędność. Od jakiegokolwiek innego zysku musieliby zapłacić 35 procent, bo taki jest próg przy sumach, o których mówimy. To miliardy dolarów oszczędności. Od kilku lat popularne w odniesieniu do rynku jest słowo „bańka”. Mieliśmy bańkę na giełdzie, bańkę w nieruchomościach, etc. Jeśli pompowanie firmowych pieniędzy w celu podniesienia wartości akcji znajdujących się w rękach szefów firmy nie jest kolejną bańką, to nie wiem co nią jest.

Prawie 10 miliardów dolarów rocznie trafia do firm naftowych w postaci subwencji opłacanych przez podatników. Dzieje się tak pomimo miliardów dolarów zalegających konta gotówkowe należące do największych firm petrochemicznych. Zarówno wspomniane subwencje jak i brak inwestycji ze strony tych firm poważnie opóźniają rozwój ekonomiczny i wychodzenie z recesji. Można przyjąć, że to efekt uboczny finansowej pazerności. Można również założyć, iż jest to celowe działanie. Lobby olejowe w Waszyngtonie jest potężne, bardzo bogate i powiązane z politykami. Im wyższe ceny i obciążenie dla kieszeni mieszkańców, tym większe szanse na sterowanie nastrojami społecznymi i wpływanie na wyniki wyborów. To oczywiście tylko jedna z teorii. Osobiście skłonny jestem bardziej wierzyć w pazerność szefów wielkich firm i ich potrzebę ciągłego pomnażania majątku. Oczywiście wierzę również w narzucone mi w pewien sposób zapotrzebowanie, zbyt, kursy walut, sytuację geopolityczną i konieczność inwestycji w odnawialne źródła energii.

Miłego weekendu.

 

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor