Chicago z nieskrywaną radością powitało poniedziałkowy werdykt sądu skazujący byłego gubernatora Roda Blagojevicha w ponownym procesie o korupcję. Za tą euforią, spreparowaną przez prasę na powszechny użytek, kryje się, jak słusznie zauważa John Kass, prawdziwa chicagowska przestępczość Daleych i Madiganów, którzy od pokoleń bezkarnie korzystają z chicagowskiej korupcji.
Federalna ława przysięgłych uznała Blagojevicha winnym 17 z 20 postawionych mu zarzutów, z których za każdy grozi mu maksymalnie 20 lat więzienia. Większość, bo 11 zarzutów, dotyczy próby sprzedaży miejsca w Senacie zwolnionego przez Baracka Obamę. Pozostałe zarzuty czynią Blagojevicha odpowiedzialnym za łapówkarstwo, spiskowanie w celu uzyskania korzyści osobistych i materialnych. Ława przysięgłych nie doszła do porozumienia w sprawie dwóch zarzutów, a uniewinniła byłego gubernatora z jednego z 20 stawianych mu zarzutów dotyczącego przyjęcia korzyści materialnej.
Obecni na sali sądowej, były prokurator generalny Patrick Fitzgerals i szef chicagowskiego oddziału FBI Tobert Grant, mieli poświadczać wszem i wobec, że sprawiedliwości staje się zadość. Fitzgerald nazwał skazujący wyrok Blagojevicha „momentem słodkogorzkim”, obnosząc się ze swym smutkiem z powodu oskarżenia o korupcję kolejnego gubernatora naszego stanu, zaledwie pięć lat po skazaniu Ryana. Nie ulega jednak wątpliwości, że za tym zażenowaniem na użytek publiczny, kryje się swego rodzaju odkupienie dla biura Fitzgeralda, który w dniu aresztowania Blagojevicha w roku 2008 oskarżył go o szerzenie politycznej korupcji. Tymczasem w kontekście prasowej nagonki i publicznego ataku na byłego gubernatora nie zapominajmy, że w zakończonym w poniedziałek procesie chodziło nie tyle o skazanie byłego gubernatora, co o wybielenie doborowego towarzystwa, w otoczeniu którego wystąpił. Nietykalni okazali się zarówno miłościwie nam panujący prezydent jak i jego najbliżsi współpracownicy, w tym nowy burmistrz chicagowski, Rahma Emanuela, były szefa gabinetu Obamy. Jak zauważa John Kass, ława przysięgłych musiała przecież wiedzieć, że to nie Blagojevich obłowił się na polityce Illinois, ale rodzina Daleych i Madiganów. Nieprzypadkowo więc w czasie końcowej argumentacji stron w sądzie nie był obecny ani Patrick Daley, syn bosa miasta i sprytny inwestor w bezprzewodowy internet na lotnisku, ani jego ojciec, Richard Daley, były burmistrz, ani też przewodniczący Izby Reprezentantów, Mike Madigan, czy też jego córka Lisa Madigan, mocą ojcowskiego nadania podniesiona do godności stanowej prokurator generalnej.
Gdyby podliczyć wszystkie zarzuty, Blagojevichowi groziłoby nawet 300 lat więzienia. Jest wysoce nieprawdopodobne, by sąd wyznaczył byłemu gubernatorowi tak wysoką karę. Ale fakt, że nie przyznaje się on do zarzutów znacznie pogarsza jego sytuację. Co gorsza, Blagojevich powoduje wiele hałasu prasowego na temat swego procesu. Ta niekonwencjonalna strategia epatowania społeczeństwa swymi zapewnieniami o niewinności może skończyć się dla niego niepomyślnie. Eksperci prawa kryminalnego są zdania, że Blagojevich może zostać skazany na około 10 lat więzenia. Wydanie werdyktu może jednak zająć wiele miesięcy.
Ława przysięgłych orzekając winę Blagojevicha wobec 17 zarzutów, nie kupiła argumentu byłego gubernatora, że jego intryga pozostawała jedynie w sferze werbalnej. W swym powtórnym procesie Blagojevich został oskarżony o szereg przestępstw, w tym oszustwo komunikacyjne, próbę wyłudzenia, współudział w wyłudzeniu i współudział w wyłudzeniu łapówki.
Prokuratorzy przez trzy tygodnie przedstawiali dowody odsłuchując taśmy i argumentując, że Blagojevich powstrzymywał wprowadzenie ustaw dopóki ich potencjalni beneficjanci nie oferowali kontrybucji kampanijnych. Wiele z taśm skupiało się na podejrzeniu, że były gubernator podejmował próby sprzedaży miejsca w Senacie, zwolnionego po tym jak Barack Obama wygrał prezydenturę w roku 2008. Ława przysięgłych wysłuchała wiele taśm, w których Blagojevich obmyślał sposoby zdobycia stanowisk w gabinecie Obamy, albo wysoko opłacanych prac w zamian za nominowanie preferowanego przez Obamę kandydata, Valerie Jarret, do Senatu.
Prokuratura przedstawiła Blagojevicha jako człowieka zdesperowanego i egoistycznego, który był zazdrosny o polityczny awans Obamy. Na jednej z taśm przysięgli usłyszeli jak Blagojevich skarży się do swych doradców na swą dolę. „Muszę wam wyznać, że nie chcę być gubernatorem przez dwa kolejne lata. Muszę nadać sprawom bieg. Były to dwa najbardziej gówniane lata, kiedy robię co mogę żeby przebić się przez mur i obejść sprawy, ale szkodzi to tylko mojej rodzinie i czas leci, a ja tkwię w miejscu, a to niedobrze. Muszę posunąć się do przodu. Cały świat mnie mija, a ja tkwię na tym przeklętym stanowisku jako gubernator”
W tej samej rozmowie Blagojevich przeklina Obamę, ponieważ prezydent nie wydaje się oferować wiele w zamian za nominację Jarrett do senatu. „Mówicie mi, że muszę stawić czoła trudnej sytuacji jeszcze przez dwa lata i nic nie robić? Dać temu skurczybykowi, jego senatora. Pierd...ę go. Za nic? Pierd ę!”
Blagojevich otrzymał szansę by oczyścić się w oczach jurorów podczas zeznań. Spędził siedem dni na miejscu przesłuchiwanego świadka opowiadając o swym dzieciństwie i dojściu do władzy. Był wtedy czarujący i zabawny. Przedstawił również rozsądne kontra-argumenty dla niektórych rozmów, które zostały nagrane przez służby federalne. Napotykał jednak na trudności z wyjaśnieniem pewnych, jak nagrana potajemnie w dniu 7 listopada, 2008 roku, w której Blagojevich rozmawia o nominacji Jarret do Senatu i otrzymaniu stanowiska w gabinecie Obamy. Mówi doradcy, że chce zostać sekretarzem Health and Human Services. „I jeśli mógłbym to otrzymać, i, i, jeśli, byłoby to dla mnie dostępne, a może nie jest to realne, ale jeśli byłoby to możliwe, to mógłbym zaoferować Valerie Jarrett w oka mgnieniu”.
Blagojevich przemawiając do ławy przysięgłych uparcie twierdził, że nie próbował oferować jednego za drugie. Oświadczał, że te rozmowy nie były powiązane. Jakkolwiek Blagojevich rozmawiał z Tomem Balanoff o nominacji do Senatu. Balanof był urzędnikiem związkowym, który przekazywał wiadomości pomiędzy obozami Obamy a Blagojevicha. Były gubernator przyznał jednak, że dyskutował obie sprawy, nominację Jarrett do Senatu i swe pragnienie zdobycia nominacji na stanowisko sekretarza Health and Human Services w tej samej rozmowie.
Rahm Emanuel, którego nazwisko pojawiało się często zarówno w zeznaniach jak i na nagraniach rozmów, miał niewiele do powiedzenia w dniu ogłoszenia werdyktu, za wyjątkiem napomknięcia o wpływie procesu na rodzinę byłego gubernatora i niegdyś przyjaciela. Prasa unika analizy wypowiedzi Emanuela w procesie Blagojevicha. Ciekawe jest to, że politycy wywodzący się ze skorumpowanego Chicago, którzy w największym stopniu skorzystali z gry politycznej, pozostali nietknięci. Przypomina to dobrze nam znany mechanizm ekonomiczny, w którym prowadzące nieuczciwe interesy giganty ekonomiczne są zbyt duże by pozwolono im upaść.
Okazji dokopania leżącego nie przegapił natomiast Jessie Jackson Jr., który został wezwany przez obronę, ale w rzeczywistości wspomógł prokuraturę. Stwierdził mianowicie, że Blagojevich zwrócił się do niego z prośbą o kontrybucję rzędu $25,000. Później żona Jacksona starała się o pracę stanową, której nie otrzymała. W czasie kolejnego spotkania w Waszyngtonie Blagojevich odwołał się do tego pouczając: „Powinieneś dać mi te $25,000.”
W pierwszym procesie w sierpniu ubiegłego roku Blagojevich został uznany winnym tylko jednego z 24 postawionych mu zarzutów – składania fałszywych zeznań w czasie przesłuchiwania przez FBI. W obecnym procesie, po 9 dniach obradowania, ława przysięgłych nie osiągnęła porozumienia co do dwóch zarzutów. Dotyczyły one próby wymuszenia donacji na jego kampanię wyborczą dzięki swojej gubernatorskiej pozycji. W drugim chodziło o próbę zatrzymania stanowych subwencji dla szkoły w północnym okręgu Chicago, w którym kongresmanem był Rahm Emanuel. W przypadku jednego oskarżenia, próby uzyskania korzyści materialnych z budowy autostrad w Illinois, Blagojevich został uznany niewinnym.
Były gubernator nie przyznaje się do winy. Po ogłoszeniu wyroku nie ukrywał oszołomienia i rozczarowania. „Następnym razem będę mniej mówić. Wraz z Patti jesteśmy bardzo zawiedzeni tym co się stało. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Chcę wrócić do domu i porozmawiać z moimi dwiema córkami.”
Podczas konferencji prasowej po ogłoszeniu wyroku sędziowie przysięgli dowodzili, że w czasie procesu pojawiło się wystarczająco dużo dowodów, by uznać, że Blagojevich próbował uzyskać korzyści materialne w zamian za nominację kandydata na zwolnione po Obamie miejsce w Senacie USA. Na ironię zakrawa jednak fakt, że Blagojevich został uznany winnym za próbę wykorzystania swych politycznych koneksji do wzbogacenia się, kiedy zabrakło dowodów owego finansowego awansu. Podczas gdy prasa wyśmiewała ponoć zbytkowne garnitury i inne ubrania pary gubernatorskiej, będące raczej dowodami życia ponad stan niż politycznej korupcji, zupełnie nie zauważyła kontraktu podpisanego przez młodego Patricka Daley na inwestycję w bezprzewodowy internet na lotnisku miejskim, o wartości ponad $700,000.
Prokuratorzy mogą mówić ile chcą o rozpowszechnieniu przesłania o rzekomej karalności korupcji, ale prawdziwi gracze mają się w Madiganistanie zupełnie nieźle.
Na podst. „Chicago Tribune”, WBEZ oprac. Ela Zaworski