Komputerowe wirusy stają się coraz inteligentniejsze
Laboratoria firmy Kaspersky odkryły zupełnie nowy rodzaj wirusa, o niezwykle wyrafinowanej konstrukcji, który nie tylko potrafi usunąć konkurencję, lecz jest także bardzo trudny do zlikwidowania.
Wirusy komputerowe powstają w zasadzie od początku istnienia maszyn klasy PC, utrudniając życie ich użytkownikom. Dotychczas wirusy miały za zadanie szkodzić, jednak od pewnego czasu ich cel zmienił się – przejmują nasze komputery, by stworzyć z nich botneta, sterowanego przez hakerów.
Co gorsza, wirusy stają się coraz bardziej zaawansowane i coraz trudniej sobie z nimi radzić. Przykładem takiego robaka jest TDL-4, który może zainfekować nasze komputery. Wirus posiada zaawansowane algorytmy ukrywania się przed programami antywirusowymi. Są one do tego stopnia rozbudowane, że wirus potrafi zlikwidować inne wirusy, aby zapobiec w ten sposób przyciągnięciu uwagi użytkownika. TDL-4 po prostu je kasuje. Co prawda nie wszystkie, lecz większość. W swym kodzie posiada elementy pozwalające usunąć 20 robaków, takich jak Gbot, ZeuS, Clishmic, Optima i inne. TDL-4 skanuje rejestr, wyszukuje określone pliki, znajduje centrum kontroli innych botnetów i po prostu je odcina. Wirus, jest więc również pewnego rodzaju antywirusem.
Najgorsze jest jednak w TDL-4 to, że bardzo trudno go usunąć, ponieważ wirus komunikuje się z centralą za pośrednictwem publicznej sieci P2P, przekazując komendy wszystkim zainfekowanym komputerom należącym do danego bootnetu. To sprawia, że centrala sterująca botnetem traci na znaczeniu i aby pozbyć się wirusa, należałoby jednocześnie zniszczyć wszystkie komputery w danej sieci.
Jakby tego było mało TDL-4 używa ulepszonego algorytmu protokołu szyfrującego komunikację pomiędzy zainfekowanymi komputerami oraz centrum dowodzenia.
Wirus rozprowadzany jest poprzez system afiliacyjny, który płaci od 20 do 200 USD za każde 1,000 zainstalowań, w zależności od lokacji komputerów ofiary. Członkowie programu mogą wybrać sposób instalacji, a większość z nich umieszcza go na stronach dla dorosłych, wirtualnych dyskach oraz stronach z materiałami wideo.
TDL-4 rozprzestrzenia się w zawrotnym tempie. Tylko w ciągu pierwszych trzech miesięcy bieżącego roku zainfekował 4,524,488 komputerów na całym świecie. Niemal 30 procent z nich, znajduje się w USA.
Czy nazwy Blogger i Picasa znikną z sieci?
Google planuje zmiany
Popularna platforma blogowa – Blogger, i usługa pozwalająca przechowywać w sieci zdjęcia – Picasa Web Albums, to bardzo istotne projekty dla giganta z Mountain View. Mają wielu użytkowników, bo w swoich kategoriach są jednymi z najlepszych wyborów. Zarząd Google jest z tego na pewno bardzo zadowolony, chociaż przeszkadza mu jedna kwestia: wspomniane serwisy nie są kojarzone z właścicielem najpopularniejszej na świecie wyszukiwarki internetowej.
By usunąć ten niepożądany efekt, nazwy obu serwisów zostaną zmienione na takie, w których widoczną część stanowi człon „Google”. Nie pozwoli to żadnemu użytkownikowi zapomnieć, kto jest właścicielem serwisu. W ten sposób z sieci zniknie niedługo Blogger, a zastąpi go Google Blogs. Picasa zmieni się zaś w Google Photos.
Najprawdopodobniej dostęp do stron będzie odbywał się przez adresy kolejno blogs.google.com i photos.google.com, a połączenia do starych domen będą przekierowywane. Nie trzeba się oczywiście obawiać o zawartość istniejących blogów i albumów, ta na pewno pozostanie nienaruszona.
Posunięcie internetowego giganta jest jednym z wielu kroków w procesie unifikacji wszystkich jego usług przed uruchomieniem portalu społecznościowego Google+. Wcześniej wiadomo było, że zmiany obejmą interfejs wszystkich serwisów Google, teraz dochodzą do tego plotki o ujednoliceniu ich nazewnictwa. Co jeszcze szykuje dla użytkowników firma z Mountain View? Na pewno można być spokojnym o największy serwis będący w rękach giganta – YouTube. Szansa, że zmieniłby on nazwę na przykład na Google Video jest żadna – to zbyt silna marka, by zmieniać ją dla jednego widzimisię.
Napęd flash robiący zdjęcia
Dotychczas napędy typu flash służyły wyłącznie do przenoszenia danych pomiędzy komputerami. Jednak najnowsze modele oferują nieco więcej funkcji, na przykład pozwalając robić zdjęcia i kręcić filmy.
Mogłoby się wydawać, że pendrive to urządzenie, którego nie da się już specjalnie unowocześnić, tymczasem specjaliści z Powershovel zaskoczyli nas wszystkich, projektując CLAP, czyli miniaturowy aparat cyfrowy wbudowany w przenośny nośnik USB.
Urządzenie o rozmiarach 3,6x7,2x1,5 cm pozwala robić zdjęcia w rozdzielczości 1280 x 1024 pikseli oraz nagrywać filmy w rozdzielczości 720 x 480 pikseli. W obudowie przewidziano miejsce na slot dla 16-gigabajtowej karty pamięci, na której można magazynować rejestrowany materiał, a także zainstalowano niewielki akumulator litowo-ionowy.
Jako aparat, urządzenie jest raczej mało funkcjonalne. Nie posiada ani wizjera, ani ekranu LCD, a więc trudno robić nim zdjęcia, ponieważ naprowadzamy je w zasadzie w ciemno. Poza tym sprzęt kosztuje 50 dolarów, co jest dość dużą kwotą. Ale CLAP po niewielkimi treningu może się świetnie nadawać jako sprzęt szpiegowski.
Opracowane na podstawie witryn internetowych (www.onet.pl; www.komputerswiat.pl; www.chip.pl)