----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

21 lipca 2011

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Ostatni zakup internetowego giganta może wydać się bardzo skromny, ale w znaczący sposób przysłuży się użytkownikom. Nabyta za nieznaną kwotę jednoliterowa domena z rozszerzeniem narodowym Kolumbii – g.co – będzie umożliwiać dostęp do wszystkich usług Google po wpisaniu w pasek adresu przeglądarki mniejszej niż dotychczas ilości tekstu.

W dobie rosnącej popularności mobilnego internetu i coraz częstszego używania do przeglądania stron telefonów komórkowych i tabletów, oszczędna, lakoniczna mowa stała się bardzo cenna. Im mniej trzeba napisać, tym szybciej, wygodniej – lepiej. Wpisanie adresu, na przykład, g.co/maps zamiast maps.google.com, będzie wymagało wciśnięcia sześciu przycisków mniej (lub sześciu „tapnięć” mniej w ekran), co na pewno docenią osoby ze zmęczonymi kciukami.

Z drugiej strony coraz częściej jako sposób komunikacji ze znajomymi są portale społecznościowe, które często ustalają górny limit znaków w pojedynczym wpisie. Podzielenie się odnośnikiem do Google Maps wskazującym na miejsce wakacyjnego wypoczynku, wymaga wklejenia adresu zawierającego setki znaków, który sam jeden potrafi wyczerpać limit, nie pozwalając na dodanie choćby kilku słów komentarza.

Istnieją oczywiście rozmaite usługi umożliwiające skrócenie linków, a jedną z nich (goo.gl) oferuje także Google. By z nich skorzystać potrzeba jednak dodatkowych kilku kliknięć lub tapnięć, poza tym osoby klikające w zakodowany odnośnik nie mają pewności do jakiej witryny nastąpi przekierowanie i mogą obawiać się przykrej niespodzianki.

Domena g.co ma służyć wyłącznie skracaniu odnośników prowadzących do witryn internetowego giganta, zniknie więc niepewność, gdzie prowadzi link. Poza tym tylko Google będzie mogło tworzyć adresy rozpoczynające się od g.co i będą one dostępne jako alternatywa dla tradycyjnych, długich odnośników we wszystkich usługach firmy oferujących wygenerowanie bezpośredniego adresu do danego zasobu (Google Docs, wspomniane już Google Maps, YouTube i inne).

 

Tajemniczne eldorado XXI wieku na dnie Pacyfiku

Najrzadsze i najbardziej poszukiwane minerały na ziemi są tam, gdzie nikt się ich nie spodziewał - 6 km pod wodą, na środku Pacyfiku. Bez nich elektronika po prostu nie istnieje. 

Japońscy badacze odkryli prawdopodobnie największe złoża tzw. metali ziem rzadkich (REE) na ziemi. Leżą w mule na dnie Pacyfiku, od 3 do 6 km pod powierzchnią oceanu. Złoża są zlokalizowane na międzynarodowych wodach wokół Hawajów i na wschód od Tahiti. Dla przemysłu elektronicznego są warte więcej niż złoto.

Geolodzy z Uniwersytetu Tokijskiego objętość tych złóż ocenili na 80 do 100 mld ton. Jeszcze nie tak dawno temu, Amerykanie szacowali globalne zasoby metali ziem rzadkich na nie więcej niż 110 mln ton - najwięcej na terytorium należącej do Chin Mongolii Wewnętrznej. Z tamtego regionu pochodzi dziś 47% globalnych dostaw, większość wydobywana jest w ogromnej kopalni odkrywkowej Bayan Obo.

Japończycy są jednymi z najbardziej aktywnych poszukiwaczy rzadkich minerów, które są niezbędne i niezastąpione w przemyśle elektronicznym oraz nowoczesnej metalurgii (dodawane są do najbardziej zaawansowanych technologicznie stopów metali). Są także najbardziej przeczuleni na chiński monopol w dziedzinie wydobycia REE. Obecnie 97% rzadkich pierwiastków na globalnych rynkach pochodzi właśnie z Chin.

Teoretycznie możliwe jest wydobycie REE z dna Pacyfiku - wymaga to jednak odsysania i filtracji mułu dennego, co budzi poważne obawy ekologów. Generalnie cały proces wydobycia rzadkich minerałów jest uważany za niezwykle niebezpieczny, ponieważ część tych pierwiastków jest zwyczajnie toksyczna, a niektóre są nawet radioaktywne. Nie da się jednak tworzyć zaawansowanej elektroniki bez Neodymu (magnesy w dyskach twardych), Samaru (lasery), Prazeodymu (lampy łukowe) czy Ceru (dodatek do stopów metali). Łącznie tych strategicznych minerałów jest kilkanaście i praktycznie wszystkie są wydobywane w Chinach. Dlatego wyścig do złóż metali ziem rzadkich, jest prawdziwą gorączką złota XXI wieku.

 

72 procent firm ogranicza pracownikom dostęp do portali społecznościowych

Badanie “Globalne zagrożenia bezpieczeństwa IT” przeprowadzone przez Kaspersky Lab ujawniło, jakie działania pracowników są najczęściej poddawane restrykcjom w miejscu pracy.

Za największe źródło zagrożenia uznano portale społecznościowe oraz różne formy współdzielenia plików. W badaniu przeprowadzonym we współpracy z B2B International, międzynarodową agencją zajmującą się analizą rynku, specjalizującą się w badaniach biznesowych, uczestniczyło ponad 1,300 profesjonalistów IT z 11 krajów.

Dostęp do portali społecznościowych jest całkowicie zablokowany w przypadku 53% badanych firm, a 19% organizacji ogranicza tego rodzaju aktywność. Tym samym korzystanie z portali społecznościowych jest drugą najczęściej zakazywaną czynnością po współdzieleniu plików P2P. Inne często ograniczane aktywności obejmują gry online, korzystanie z określonych portali internetowych, przesyłanie strumieniowe obrazu wideo oraz korzystanie z komunikatorów internetowych.

35% firm wskazało korzystanie z portali społecznościowych jako najbardziej niebezpieczne czynności online wykonywane przez pracowników. „Firmy niepokoją się zarówno o wydajność pracowników, jak i bezpieczeństwo – te dwa aspekty decydują o zakresie ograniczonych czynności pracowników” – powiedział Costin Raiu, dyrektor Globalnego Zespołu ds. Badań i Analiz (GReAT) w Kaspersky Lab.

 

Opracowane na podstawie stron internetowych: www.onet.pl; www.komputerswiat.pl; www.chip.pl



----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor