----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

04 sierpnia 2011

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

W Izbie Reprezentantów w poniedziałek po południu zatwierdzono plan podniesienia limitu zadłużenia. Niemal w ostatniej chwili zażegnano w ten sposób groźbę finansowej katastrofy największej gospodarki światowej. Albo tak się nam wszystkim tylko wydawało. Niemal natychmiast po zakończeniu spektaklu ujawniającego rządową niekompetencję i inercję w tak kluczowej kwestii jak finansowa wypłacalność, przekazy prasowe zdominowała wiadomość o olbrzymich stratach na rynkach giełdowych. Wskaźnik Dow Jones i S&P spadł o ponad 4%, a Nasdaq ponad 5% w obawie przed kolejną recesją.

Umowę w kwestii podniesienia limitu długu zawarto zaledwie na dzień przed ostatecznym terminem, a uchwalenie przez kontrolowaną przez republikanów Izbę planu redukcji deficytu o $2.1 bilionów utorowało drogę dla zatwierdzenia jej przez Senat. Przywódca większości demokratycznej w senacie, Harry Reid, sygnalizował wcześniej, że w Senacie wystarczy głosów do przegłosowania planu. Z tego względu głosowanie w niższej izbie amerykańskiego Kongresu było uznane za kluczowe. We wtorek w południe Senat przegłosował ustawę podnoszącą limit zadłużenia, po czym niezwłocznie podpisał ją prezydent Obama.

Zatwierdzenie przez Senat proporcją głosów 74 - 26 planu redukcji deficytu o wartości $2.1 bilionów odparło natychmiastową katastrofę amerykańskiego spadku kredytowego. Podniesienie pułapu zadłużenia o $14.3 bilionów nastąpiło zaledwie na kilkanaście godzin przed upływem terminu utraty wierzytelności przez amerykański rząd, któremu mogło zabraknąć pieniędzy na zapłatę rachunków.

Odroczenie finansowej katastrofy amerykańskiej administracji było obchodzone z wielką fetą, godną lepszej sprawy. Dodatkowej pompy nadało podpisaniu ustawy niespodziewane pojawienie się senator Gabrielle Giffords, która właśnie we wtorek powróciła do Izby i po raz pierwszy od tragicznego postrzelenia w w Tucson wzięła udział w głosowaniu na korzyść ustawy.

Ustawa, przegłosowana w Izbie stosunkiem głosów 269 - 161, umożliwia rządowi Stanów Zjednoczonych kontynuowanie zapożyczania się w celu pokrycia wydatków poprzednio zatwierdzonych przez Kongres. Zatwierdzona przez Senat, kończy miesięczny impas pomiędzy republikańską większością w Izbie, która odmówiła zgody na podniesienie limitu bez pakietu redukcji deficytu, a demokratyczną większością w Senacie i prezydentem Obamą. Odsuwa także niebezpieczeństwo przekroczenia terminu na podniesienie obecnego poziomu długu.

Umowa w kwestii podniesienia stanu zadłużenia Stanów Zjednoczonych uniknęła wprawdzie niewypłacalności, ale zatwierdzenie w ostatniej chwili przez Kongres planu redukcji deficytu nie rozwiało obaw o degradacji kredytu i nie zapobiegło przyszłym sporom na temat podatków i wydatków administracyjnych. Zarówno prezydent Obama jak i ustawodawcy ze wszystkich stron politycznego spektrum wyrazili ulgę z powodu ciężko wywalczonego kompromisu w celu podniesienia autorytetu kredytowego po tygodniach antagonizujących walk partyjnych.

Pomimo pozornej wygranej w Kongresie, odnotowano powszechny spadek wartości akcji, jako że inwestorzy zwrócili uwagę na coraz to bardziej ponury stan amerykańskiej ekonomii i potencjalną degradację dotychczas korzystnych ocen zdolności kredytowej Stanów Zjednoczonych. Ryzyko wzrosło, kiedy jedna z trzech głównych agencji kredytowych oświadczyła, że zatwierdza amerykańskie zadłużenie, ale oszacowała je negatywnie. Oświadczenie Moody’s Investors Service po zamknięciu giełdy Stanów Zjednoczonych może prowadzić do spadku ekonomicznego w ciągu 12 - 18 miesięcy. Może to podnieść koszty zawierania pożyczek dla amerykańskich przedsiębiorstw i konsumentów w miarę jak gospodarka stacza się z powrotem w głęboką recesję.

Wall Street wykazuje rosnącą obawę, że amerykańska ekonomia zmierza w stronę kolejnego spadku. Nieprzypadkowo ceny na giełdzie spadły zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w Europie we wtorek, prowadząc do obniżenia wskaźnika Dow Jonesa do najniższego poziomu od marca i najdłuższego okresu złej passy – ośmiu kolejnych sesji, od października 2008 roku, kiedy rozpoczął się systemowy kryzys finansowy. Wskaźnik Dow Jones spadł o 265.87 punktów, czyli 2.2 procent do poziomu 11,866.62 we wtorek, osiągając 858 punktów straty od 21 lipca. Wskaźnik S&P utracił 2.56% swej wartości, wkraczając na negatywne terytorium. Pogłębiający się pesymizm dotyczący gospodarki świata stwarza poważne zagrożenie dla wątłej przedsiębiorczości i podupadłego zaufania społecznego w czasie, kiedy decydenci wydają się bezsilni. Pomimo pewnej ulgi, że Waszyngton mógł zawrzeć 11-godzinny kompromis w kwestii limitu zadłużenia, analitycy stwierdzają, że zaledwie widoki skromnych cięć budżetu federalnego w anemicznej sytuacji ekonomicznej spowodowały odpływ pieniędzy z giełdy.

Przedstawiciele administracji przyznają, że proces zawierania umowy w kwestii limitu zadłużenia oferował społeczeństwu nieupiększony wgląd w rządowe targi w ich najgorszym wydaniu. Biały Dom jest świadomy tego, że prezydent Obama jest postrzegany jako jawny symbol rządu odbieranego jako dysfunkcyjny. Obecne zamieszanie w Waszyngtonie nie jest obrazkiem, na który wyborcy pisali się podczas wyboru Obamy, a jako prezydent uosabia on znaczną część wyborczego niezadowolenia. Według wyników sondażu opublikowanego w ubiegłym tygodniu wyborcy używali epitetów w stylu „odrażający” i „ośmieszający” opisując swe opinie na temat sporu o zadłużenie.

Ponadto nie bez znaczenia są również dowody, że ekonomiczne ożywienie zostało wstrzymane. Nieprzypadkowo poziom poparcia społecznego nieznacznie przewyższa 40 procent. Niewiele lepiej prezentują się kongresmani. Ujawniony w ostatnim miesiącu sondaż Gallupa wskazywał zaledwie 33 procentową aprobatę demokratów i 28 procentową republikanów. Niewielkie to pocieszenie dla Obamy, którego czeka reelekcja. Wielu demokratów, zwykle mu przychylnych, wyraża przekonanie, że za dużą część problemów odpowiada sam Obama. Prezydent nie docenił, ich zdaniem, głębokiej polaryzacji w Kongresie, zarówno międzypartyjnej, jak i w ramach republikanów. Niektórzy demokraci kwestionują także negocjacyjne umiejętności Obamy, skarżąc się, że nie wykorzystał pewnych argumentów, które mogły zostać użyte w sporze o zadłużenie. W szczególności wielu stwierdza, że powinien był pozostawić otwartą możliwość posłużenia się 14. poprawką do Konstytucji – „shall not be questioned”, by autorytatywnie uchylić kongresowy limit na federalne zadłużenie. Nawet gdyby nie użył tej poprawki, to posłużenie się groźbą mogłoby wzmocnić negocjacje prezydenta, twierdzą. Takiego zdanie jest senator Dick Durbin z Illinois, który oświadczył, że doradzał Białemu Domowi posłużenie się 14 poprawką do Konstytucji.

Kompromis w sprawie zadłużenia służy jako podpórka do reformy służby zdrowia, którą prezydent Obama wyreżyserował na początku swej kadencji. Obie umowy pochłonęły ogromne ilości czasu Białego Domu i politycznego kapitału. Ale w przypadku reformy zdrowia Obama dokonał politycznego przełomu, który doprowadzi do ubezpieczenia 32 milionów osób. Ustawa służby zdrowia może być niepopularna wśród wielu, ale administracja ma nadzieję, że zyska ona na popularności z upływem czasu, w miarę jak jej postanowienia wejdą w życie. W odróżnieniu od niej kompromis w kwestii zadłużenia będzie zapamiętany nie z uwagi na to co zostało osiągnięte, ale ze względu na nieakceptowalny rezultat, któremu zapobiegł – niezdolności Stanów Zjednoczonych do spłaty własnych długów.

„Potrafię zrozumieć frustrację odczuwaną przez Amerykanów”, stwierdził senator w wywiadzie. „Był to wyreżyserowany kryzys polityczny. Nie było to tornado albo powódź. Politycy sprowadzili to sami na siebie”, skonkludował. Tyle, że nie tyle o polityków generalnie rzecz biorąc tu chodzi, a o obecną ekipę polityczną. Profesor ekonomii w Uniwersytecie Harvarda, Martin Feldstein stwierdził w wypowiedzi dla Bloomberg Television, że jest jasne, że „Waszyngton w obecnej konfiguracji nie jest w stanie osiągnąć poważnej umowy w celu poradzenia sobie z problemem.” Zdaniem Feldsteina, gospodarkę, która wykazywała brak aktywności, cechuje 50% prawdopodobieństwa, że może stoczyć się na powrót w nową recesję”.

Prezydent Obama wydaje się być świadomy tego, że musi nadrobić nadwerężoną reputację. Nawet zanim podpisał ustawę w utrzymanej w nieformalnym tonie prywatnej ceremonii w Oval Office, pojawił się w Rose Garden i próbował zmienić temat. Wypowiadał się na temat zatrudnienia, umów handlowych, budowy dróg i mostów i reformy patentów. Brzmiąc tak rozdrażniony jak wyborcy, oświadczył: „Podczas gdy Waszyngton pochłonięty był tą debatą, obywatele całego kraju pytają co możemy zrobić by pomóc ojcu znaleźć pracę”, zadeklarował nieco nieskładnie. Nieco jaśniej określił to Holzer, ekonomista z Georgetown University i Urban Institute. „Pomysł, że najbogatszy kraj na świecie nie wywiązuje się ze swych zobowiązań nie dlatego, że nie ma wyjścia, ale bo nie ma ochoty na spłatę swych rachunków, jest szalony”.

Na podst. „Chicago Tribune” oprac. Ela Zaworski



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor