----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

11 sierpnia 2011

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Popularny w niektórych kręgach piosenkarz, muzyk, aktywista, rezerwowy sierżant policji oraz autor kilku książek, Ted Nugent, reklamuje swoje koncerty mniej więcej tak: “Robię i mówię takie rzeczy, że są nielegalne w liberalnej Francji i w Illinois”.

Nie jest to reklama jego występów, choć jeśli ktoś lubi ostrą jazdę rockową to polecam, ale raczej zwrócenie uwagi na sposób, w jaki postrzegany i oceniany jest nasz stan. Oczywiście Ted Nugent jest wielkim konserwatystą, zajadłym przeciwnikiem ograniczania dostępu do broni, a także niezmordowanym krytykiem obecnej administracji rządzącej. W pewien sposób musi więc automatycznie wyrażać się o Illinois ironicznie, by nie utracić swego wizerunku scenicznego. 

Jeśli od czasu do czasu splunie na scenę, zapali na niej papierosa lub powie coś dobrego o rewolwerach, to w naszym stanie ma gwarantowany nocleg w policyjnym hotelu na koszt podatnika.

W przypadku broni palnej rzeczywiście zostaliśmy jedynym stanem w kraju zabraniającym jej noszenia. Prędzej, czy później prawo to musi być zmienione, bo inaczej się nie da. Przejeżdżający przez Illinois posiadacze broni będą ją zostawiali na granicy stanowej w depozycie? Niemożliwe. Poza tym nie jesteśmy jakimś szczególnym wyjątkiem jeśli chodzi prawa, bo czasami w innych miejscach one również obowiązują. Problem w tym, że wszystkie występują u nas, nawet jeśli nie w całym stanie, to na pewno znajdziemy je w Chicago.

Zakazy są tu jednak tylko symbolem. Pojawiają się tam, gdzie wszystkie dziedziny życia reguluje już rozrośnięte prawo, które w pewnym momencie przestaje komukolwiek służyć, przyczynia się wręcz do powolnego upadku. Tam, gdzie widzimy tysiące zakazów, możemy być pewni, że występuje też milion poważnych regulacji.

Na pewno większość z nas słyszała znane powiedzenie, mówiące, iż “nadmiar praw gwarantuje niesprawiedliwość”. Różne wariacje i odmiany tego zdania znane są niemal w każdym języku świata.

Prawa, nakazy, zakazy i wiążące się z nimi dotkliwe kary sprawiają, że żyjemy w strachu przed konsekwencjami każdego czynu. Nie musi on być zły. Na razie jeszcze próba ratowania samobójcy nie jest ingerencją w jego plany, ale powoli sie do tego zbliżamy.

W swojej książce “Życie bez prawników” autor Philip Howard dowodzi, że nie tylko my, ale również reprezentujące nas instytucje sparaliżowane są siecią otaczających praw, które powstrzymują nas przed dokonywaniem właściwych wyborów w życiu. Obawa przed pozwem sprawia, że nauczyciele nie są w stanie zapanować nad rozwrzeszczaną klasą, menadżerowie firm tak manewrują, by uniknąć posądzenia o dyskryminację z najbardziej błahego powodu, a same przedsiębiorstwa walą ostrzegawcze napisy na wszelki wypadek na każdym produkcie – Przed włożeniem do szklanki sprawdź, czy lód nie jest zbyt zimny!

 

Wniosek płynący z setek przykładów podanych w książce jest jeden. Ameryka nie naprawi systemu oświaty, nie wyleczy systemu ubezpieczeń zdrowotnych, nie zregeneruje pozytywnego ducha w narodzie, nie zrewitalizuje demokracji jeśli prawo nie zacznie ponownie chronić naszych codziennych wyborów i decyzji.

W swojej książce Howard wini po równo osoby u szczytów władzy jak i samych prawników, którzy doprowadzili do “tyranii jednostki”. Każdy może sądzić wszystkich o wszystko. Sprawy kiedyś odrzucane przez sąd w pierwszym czytaniu nagle zaczęły zdobywać pierwsze strony gazet, a zasądzane sumy są nieadekwatne do rzeczywistych, jeśli takie w ogóle występują, strat finansowych i moralnych.

Z każdego, najdrobniejszego zakazu można zrobić fortunę, jeśli włoży się w to wystarczająco dużo wysiłku. Każde prawo i zakaz, może posłużyć do zduszenia tysięcy osób.

Przykładów mamy wiele. Przed kilku laty jeden z powiatów na Florydzie zakazał dzieciom biegania po placu zabaw. Stało się tak w wyniku 189 pozwów sądowych w okresie pięciu lat. Rodzice domagali się w nich wysokich odszkodowań za zdarte kolana i siniaki na pupach swych pociech. W końcu powiat nie dopilnował ich bezpieczeństwa.

 

Jedną z najbardziej absurdalnych spraw pamiętamy. Kilka lat temu do sądu w Waszyngtonie trafiła sprawa Pearson kontra Chung, w której Roy Pearson, wysoko postawiony sędzia w Dystrykcie Columbia, domagał się 67 milionów dolarów odszkodowania za zagubione przez pralnię chemiczną spodnie. Na tyle wyliczył ich wartość, straty moralne i koszty sądowe. Wszystko zaczęło się od tabliczki nad drzwiami do zakładu głoszącej, że “satysfakcja klienta jest gwarantowana”. Ponieważ w przypadku Pearsona nie była, rozpoczęła się ośmieszająca na cały świat, ciągnąca się przez dwa lata sprawa sądowa. Jej koszty wyniosły kilkaset tysięcy dolarów, doszło do bankructwa pralni, pewnie do dziś jej koreańscy właściciele korzystają ze srodków na uspokojenie. Niedługo potem w sondażu ogólnokrajowym zaledwie 16% respondentów przyznało, że w razie podobnej sprawy z ich udziałem zaufałoby wymiarowi sprawiedliwości.

Howard uważa, i ja się z nim zgadzam, że pierwszym krokiem musi być przywrócenie rzeczywistej niezawisłości sędziów i udzielenie im, tak jak to było kiedyś, pełnego prawa do odrzucania podobnych przypadków. Następnie trzeba uniemożliwić możliwość odwoływania się. Następnie, albo jednocześnie, koniecznie trzeba wprowadzić wysokie, dotkliwe kary dla osób z takimi pozwami do sądu przychodzące. To na początek.

Podobnie w szkołach. Obecnie 40% nauczycieli przyznaje, że więcej czasu poświęca na uspokojenie i uciszenie klasy, niż na zajęcia z przedmiotu. 80% nauczycieli skarży się, iż w swej karierze byli straszeni pozwem sądowym przez uczniów i zarzucano im łamanie praw ludzkich, uczniowskich, rasowych, czy religijnych. Sami nie posiadają żadnego narzędzia obrony. W Nowym Jorku na przykład przepisy mówią o 60 różnych krokach jakie należy podjąć zanim student może być choćby na jeden dzień zawieszony w swych prawach.

Podobnie jest w Waszyngtonie, który wprowadzanymi przez lata dodatkami do istniejących praw, klauzulami i ustawami jest praktycznie sparaliżowany. Każdego posunięcia grup władzy i biznesu chroni już odpowiedni zapis, mało tego, przewiduje konkretne działania w przypadku niepowodzenia, najczęściej niezgodne z wolą społeczeństwa.

Dożyliśmy czasów, gdy podejmowanie własnych decyzji bez ponoszenia konsekwencji, wyrażanie swego zdania, czy działanie zgodnie ze swymi wierzeniami jest utopią. Światem nieistniejącym i już niemożliwym do zaistnienia.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor