----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

18 sierpnia 2011

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Główny bohater książki Edgara Hilsenratha „Nazista i fryzjer” miał wielu ojców, jakkolwiek tylko jedną matkę, która była tłustą, niemiecką dziwką, skądinąd porządną, a nawet na swój sposób przyzwoitą. Ojczym był sfrustrowanym fryzjerem, który go gwałcił, gdy matka nie miała ochoty na seks. Całe to jego zgorzknienie ostatecznie przerzuciło się w intensywne uwielbienie wodza i nienawiść do żydowskiego fryzjera z naprzeciwka, który był niezwykle wzięty i do tego nie gwałcił swego syna. Obydwaj chłopcy, mimo skrajnie odmiennych relacji ze swoimi ojcami i ojczymami, nadzwyczajnie się zaprzyjaźnili, jakkolwiek, dziwnym zrządzeniem losu, byli absolutnymi przeciwnościami, włączając w to wygląd zewnętrzny i wszystkie cechy fizyczne określające aryjskość Maksa i semickość Icka.

Ten fakt jest fundamentalny, podstawowy i zasadniczy w całej niesamowitej, wstrząsającej, groteskowej, przewrotnej, tragicznej i trudnej do uwierzenia historii, która opisuje jak:

„…w Bejt Dawid, niedaleko Tel-Awiwu, fryzjer Icek Finkelstein pracuje w salonie Szmuela Szmulewicza. Namydlając klientów wygłasza płomienne syjonistyczne mowy, jako terrorysta walczy z Anglikami okupującymi Palestynę, a w 1948 roku jako żołnierz armii izraelskiej – z Arabami. Zostaje nawet okrzyknięty bohaterem narodowym: "Juda Machabeusz zmartwychwstał!" Ale Icek Finkelstein wcale nie jest Żydem. To w rzeczywistości Maks Schulz, były oberscharführer SS i zbrodniarz wojenny, który uciekając przed sprawiedliwością ukrywa się w miejscu, gdzie nikt nie będzie go szukać”.

Jak można się z tego krótkiego cytatu domyślać, Alex staje się Ickiem – ale zanim do tego dojdzie, zamorduje dziesiątki tysięcy ludzi w obozie koncentracyjnym, cudem zdoła uciec przed Polakami i Rosjanami i ukrywając się w lesie uda mu się nawet przetrwać seks z wiejską babą o wdzięcznym imieniu Weronka, którą jednak mimo wszystko zabija, przedostać się do okupowanego przez aliantów Berlina, trochę tam pohandlować oraz dokonać obrzezania i przeistoczenia z Aleksa w Icka, a potem już tylko Palestyna i Izrael i nowa kariera w partyzantce, fryzjerstwie oraz szczęście w miłości do Miry – niezwykle spasionej, młodej dziewczyny, czym bardzo przypominała mu matkę, jakkolwiek w żadnej mierze nowa żona nie była dziwką.

Podobnie absurdalno-groteskowo-przewrotna była potężna, ponad tysiąc stronicowa powieść Jonathana Littella „Łaskawe”. Bardzo wyrafinowanie poprowadzona historia młodego, przystojnego nazistowskiego oficera perwerta, który nie tylko kocha się w swej siostrze, morduje swoich rodziców, pozwala sobie na homoseksualne ekscesy, bierze aktywny udział w zbiorowych mordach i do końca nadzoruje „ostateczne rozwiązanie” kwestii żydowskiej, przechodzi przez oblężenie Stalingradu i upadek Berlina, a na koniec pstryka Hitlera w nos, gdy ten jest już w swoim bunkrze i przygotowuje się na śmierć.

Oba teksty mimo nieskończonej ilości podobieństw różnią się jednak zasadniczo konstrukcją swoich głównych bohaterów. Maks Schulz to przyciężki intelektualnie prostak, beztalencie – choć ma pewne osiągnięcia w fryzjerstwie, natomiast Łaskawe to:

„wspomnienia byłego oficera SS, Maximiliana Aue, doktora prawa konstytucyjnego, miłośnika muzyki, literatury i filozofii, a jednocześnie nazistowskiego zbrodniarza, któremu po wojnie udało się uniknąć kary i znaleźć bezpieczny azyl za biurkiem dyrektora fabryki koronek na północy Francji. Szokujący autoportret nazisty-estety, który patrząc na pogromy ludności żydowskiej myśli o Platonie i bardziej niż Rosenberga czy Hansa Franka woli cytować Tertuliana”.

Nie przeszkadza im jakkolwiek ta różnica charakterów, umiejętności i talentów zabijać bez najmniejszych oporów, wątpliwości, wyrzutów sumienia czy choćby wahania.

Jest w tekście Hilsenratha jedno, mało rzucające się w oczy zdanie, które wyrzuca z siebie Maks/Icek, gdy – o ironio – werbują go do swych szeregów izraelscy partyzanci:

– A jeśli nie zechcę?

–- Jak rozkaz, to rozkaz!

I wtedy powiedziałem do nich:

– Oni wówczas też tak mówili!

Trudno oprzeć się wrażeniu po przeczytaniu tych obu powieści, że z historią coś jednak musi być nie w porządku. A może nie z historią, ale z ludźmi, którzy ją tworzą?

Zbyszek Kruczalak

 

 

 

 



----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor