----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

01 września 2011

Udostępnij znajomym:

Słyszałem, że w obliczu zbliżającego się hura­ganu nowojorczycy najbardziej obawiali się odcięcia od internetu. Bez wody, jedzenia i pracy wytrzymaliby nawet miesiąc. Bez Twittera i Facebooka zaledwie kilka godzin. Ewakuacja nie kojarzyła się im z ratowaniem życia, ale wyjazdem poza miasto w dziki, nieznany teren Pensylwanii, gdzie zimą na narty wyjeżdżają desperaci. Mało kto zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji do momentu, gdy przestało funkcjonować metro. Prawie nikt nie był przygotowany i niewielu posłuchało apeli dotyczących wyjazdu. Na szczęście huragan wygasł przed osiągnięciem jednej z największych metropolii w kraju. Nowy Jork miał sporo szczęścia, choć doniesienia mediów do końca wyglądały tak, jakby między budynki wpadło wielkie tornado.

Huragany znam wyłącznie z książek i telewizji, więc wiele o nich powiedzieć nie mogę. Do tej pory opinie na ich temat budowałem wyłącznie na podstawie opisów, relacji i liczb podawanych głównie przez dziennikarzy operujących w rejonie dotkniętym kataklizmem. W przyszłości spróbuję ograniczyć się do oficjalnych danych publikowanych przez lokalne władze i mieszkańców, bo dziennikarze poważnie się ostatnio wygłupili wywołując medialną burzę w przypadku Ireny.

Oglądając filmowe doniesienia z tamtych rejonów widzieliśmy głównie reporterów walczących z podmuchami wiatru i deszczem. Samego huraganu, czy też burzy tropikalnej nie widzieliśmy, bo zwykle obraz wypełniała sylwetka „specjalnego wysłannika”. W kilku przypadkach dochodziło do śmiesznych sytuacji. Na przykład reporter pływający łódką po ulicach Long Island i opisujący z przerażeniem w oczach wdzierającą się na ląd wodę. W czasie gdy na żywo w ogólnokrajowym serwisie informacyjnym opisywał dramatyczną sytuację mieszkańców, jeden z nich, chyba nie uprzedzony, że kręcony jest właśnie film, przeszedł kilka metrów za łódką na drugą stronę ulicy. Woda sięgała mu do kostek.

Albo relacja z plaży w stanie New Jersey. Próbująca przekrzyczeć silny wiatr reporterka wskazuje na ocean i niebezpieczne fale. Jedną ręką trzyma mikrofon, drugą żółty kaptur na głowie. W oddali, na tej samej plaży bawi się kilkoro dzieci, wyławiających z wody to, co z innych stanów przyniósł wiatr. Dorośli spokojnie przechadzają się po piasku oglądając niespokojny ocean.

Nie widziałem, ale słyszałem o reporterze, który z narażeniem życia wskoczył w żółtą pianę tworzącą się na wybrzeżu, by pokazać jak jest jej dużo. Na wizji zdążył powiedzieć, że strasznie śmierdzi, po czym dowiedział się od towarzyszącego ekipie mężczyzny, że były to zanieczyszczenia z pobliskiej oczyszczalni ścieków.

Rozumiem, że większość reporterów nie chce lub nie może wyjechać w rejony świata dotknięte wojną i prawdziwymi kataklizmami. Niech jednak się nie wygłupiają i nie pokazują swej odwagi bez potrzeby. Gdy burza dotarła do Nowego Jorku maksymalna siła wiatru wynosiła 45 mph. To za mało, by podnieść z łóżka surfera na Hawajach.  Zamiast ewakuacji mieszkańcy powinni byli zaopatrzyć się w nowe baterie do pilotów telewizyjnych, na wszelki wypadek kupić dmuchany materac i szóstkę piwa.

Oczywiście mogło być inaczej, powie ktoś. Tak, mogło, ale nie było. Więc podniecenie reporterów i „specjalnych wysłanników” było nie na miejscu. Każda informacja była wyolbrzymiona, niektóre w postaci domysłów wręcz wyssane

z palca. Przez dwa dni powiedziano na temat Ireny więcej, niż kilka lat temu przez tydzień o Katrinie.

Różne organizacje dziennikarskie bronią się przekonując, że przecież zginęło ponad 20 osób, a straty sięgają miliardów. Inni zauważają, że gdy już wszystko zostanie podsumowane to okaże się, że liczba ofiar śmiertelnych w rejonie 8 stanów, jakie nawiedziła Irene była niższa, niż w każdym innym tygodniu roku. Bo przecież wszyscy siedzieli w domach i na ulicach nie było pijanych kierowców, nie było kogo napadać, do kogo strzelać.

Stanom, które najbardziej ucierpiały w wyniku odwiedzin Ireny, na przykład Północnej Karolinie, poświęcono najmniej uwagi. Gdy jeszcze z wielką siłą wiatr wyrywał tam drzewa, zrywał dachy i zatapiał łodzie, mówiono o przygotowaniach

w Nowym Jorku. Gdy już jako burza przechodził nad New Jersey, meldowano gotowość w Nowym Jorku. Gdy w końcu powiało i popadało w Nowym Jorku, zaczęto opisywać straty wynikłe ze wstrzymania komunikacji miejskiej, zamknięcia biur i kilku mil autostrad.

Jeden z lokalnych kanałów telewizyjnych pokazał nawet panoramę portu. Wszystkie łódki stały na swoich miejscach, w kilku tylko zaczęły przeciekać bulaje.

Następny huragan już się tworzy, za chwilę przekonamy się, czy zagrozi on mieszkańcom południowo-wschodniego wybrzeża. Mam nadzieję, że nie. To jednak straszliwy kataklizm. Jednocześnie mam nadzieję, że nauczeni doświadczeniem dziennikarze nieco spokojniej będą komentować wydarzenia. Jeśli bez potrzeby będą krzyczeć na cały głos, to następnym razem, nawet w obliczu prawdziwego kataklizmu nie będziemy już tak uważnie słuchać. Zaufanie chwilowo zostało nadszarpnięte.

Irenę już pożegnaliśmy, pozostało sprzątanie, osuszanie i odnawianie. Często tak bywa, że humor zastępuje napięcie. Tak było i tym razem. Po kilku dniach niepewności dotyczących pogody, w internecie zaczęły pojawiać się wesołe komentarze na temat tego jak było i czego nie było. Wszyscy zgodzili się, że reporterzy nie potrafili na wizji ukryć rozczarowania, iż Manhattan nie znajduje się pod wodą, co poważnie utrudnia im pracę. Kilka innych wpisów:

„jak wiele kobiet przed nią, Irena przybyła do Nowego Jorku z nadzieją, że będzie tak wielka jak w Karolinie, ale została wyśmiana przez mieszkańców”

„nie wiem, co mam teraz zrobić z konserwami”

„gdybym wiedziała, że na spacerze z psem spotkam ekipę CNN, tak jak oni włożyłabym sztormiak i gumowce”

„co to za huragan, nie wypiłem nawet połowy kupionego na wypadek kataklizmu piwa”

„jeśli Weather Channel poda jeszcze jedną nieprawdziwą informację, to będzie musiał zmienić nazwę na FOX”

„już wiem, skąd się bierze deszcz”

„ostatnia dobrą przepowiednię pogodową mieliśmy, gdy Bóg powiedział Noemu, że na pewno będzie padać”

Wspaniałego, długiego i bezpiecznego weekendu!

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com



----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor