----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

22 września 2011

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Opublikowany w niedzielnym wydaniu „Chicago Tribune” artykuł o nielegalnej Polce, Barbarze Latasiewicz, która wskutek udaru mózgu od dwóch lat mieszka w szpitalu nie mając dokąd wrócić, jest kolejnym głosem w dyskusji o udzielaniu pomocy nielegalnym imigrantom. Historia o samotnej matce, która wraz z synem przybyła do Chicago i pomimo utraty ważności wizy turystycznej pozostała, wzrusza jednak niewielu.

Niewielu czytelników chicagowskiego dziennika zauważy, że kobieta pracowała sprzątając po sześć domów dziennie, nie poszukując żadnej pomocy ze strony rządu, ani agencji pomocy społecznej. I że nie posiadając ubezpieczenia ani rodziny, która byłaby w stanie się nią zająć, pozostaje na łasce szpitala z konieczności, jako że nie jest w stanie chodzić, potrzebując pomocy przy wstawaniu z wózka inwalidzkiego i nie w pełni kontrolując czynności fizjologiczne.

Stan jej zdrowia niewiele jednak tłumaczy. Większość czytelników postrzega tę ciężko doświadczoną przez los kobietę jako osobę niezasłużenie korzystającą z pomocy należnej przecież tylko legalnym podatnikom.

Informacja o koszcie dwuletniego pobytu w szpitalu, szacowanym na $250,000, niewątpliwie przesłania jakiekolwiek humanitarne pobudki czytelników, zwłaszcza, że wydźwięk publikacji jest zdecydowanie nieprzychylny dla jej bohaterki. Zamiast potencjalnej dyskusji o zmianie prawa imigracyjnego, czy reformie ubezpieczeń i świadczeń publicznych, pacjentka La Grange Memorial przebywająca w szpitalu niemal dwa lata wywołuje negatywne emocje.

Nieprzypadkowo publikacja artykułu o wysokich kosztach opieki szpitalnej dla nielegalnych imigrantów następuje w kontekście raportu o obniżeniu poziomu ubóstwa, proponowanej przez prezydenta Obamę ustawy o rozszerzeniu świadczeń socjalnych i dyskutowanych powszechnie niekontrolowanych wydatkach rządowych. Przesłanie publikacji sugeruje, że amerykańskie państwo opiekuńcze stale upada, a coraz większe wydatki na opiekę społeczną nie stanowią żadnego rozwiązania problemu.

O ile wniosek wydaje się sensowny, to proponowany w publikacji wywód myślowy wydaje się być z gruntu chybiony. Oto za przykład marnotrawstwa podatniczych pieniędzy została wybrana pracująca przez dwadzieścia lat nielegalnie, bez żadnych świadczeń i ulg, Polka. Pominięty dla niewyrafinowanego czytelnika został fakt, że kobieta przez dwadzieścia lat wypracowała dla siebie o wiele większe prawo do opieki charytatywnej niż masy sprowadzanych z zagranicy rencistów i emerytów, którzy, jako posiadacze zielonych kart, nigdy w tym kraju pracować nie musieli, a tymczasem nie pobierają w Stanach Zjednoczonych emerytury wypracowane w innych krajach, korzystając nie tylko z Medicaid, ale różnych form dofinansowania mieszkań. Co ważniejsze, przechadzającym się dostojnie dokoła jeziora staruszkom nie tylko nikt nie wypomina braku historii pracy, ale obdarza szacunkiem za wpajane powszechnie formy rzekomych prześladowań religijnych.

Tymczasem w przypadku Polki, która ma na swym koncie dwadzieścia lat ciężkiej pracy fizycznej podkreśla się fakt, że „opieka oferowana na oddziale intensywnej terapii szpitalnej jest bardziej kosztowna niż w domu opieki czy oddziale rehabilitacyjnym, jako że osoba, która nie potrzebuje wysoce specjalistycznej opieki zajmuje czas wyszkolonych lekarzy i pielęgniarek i korzysta z łóżka bardziej stosownego dla kogoś w sytuacji krytycznej”. Publikacja w „Chicago Tribune” przypadek Polki pozostającej w szpitalu bezpardonowo określa jako „ciężar dla całego systemu opieki zdrowotnej”.

Niewątpliwie opieka nad pacjentem, za którego nikt nie płaci jest społecznym ciężarem. Nikt jednak nie zauważa, że działalność charytatywna szpitala jest wkalkulowana w koszty zawyżonych usług medycznych i rosnących co roku w zawrotnym tempie składek ubezpieczeniowych. Wydaje się jednak, że nie jedynie o koszty opieki medycznej tutaj chodzi. W sytuacji, w której zarówno przedsiębiorstwa ubezpieczeniowe, korporacje farmaceutyczne i placówki usług medycznych są zbyt duże i wpływowe by kiedykolwiek mogły splajtować, najprostszym rozwiązaniem jest tylko odwrócenie uwagi poprzez wskazanie palcem na kozła ofiarnego.

Publikacja „Chicago Tribune” sugeruje, że najwłaściwszym rozwiązaniem byłoby przesłanie pacjentki do kraju jej pochodzenia jak najszybciej po ustabilizowaniu się jej sytuacji zdrowotnej i uzgodnienia planu leczenia jej za granicą. Podjęcie działań mających na celu repatriację znajduje się gestii szpitala wraz z urzędem opieki stanowej i rodziną pacjentki. La Grange Memorial nie podjął jednak działań w tym kierunku, ponieważ nikt w Polsce nie zgodził się na opiekę nad pacjentką, a szpital z kolei nie chce pozostawić jej samą sobie. „Nie bylibyśmy w zgodzie z sumieniem, gdybyśmy chcieli to zrobić, zanim znajdziemy rozwiązanie”, oświadcza Mary Murphy, administratorka opieki pielęgniarskiej. Decyzja szpitala, który swą decyzję o umożliwieniu długoterminowej opieki motywuje względami etyki, a nie uwarunkowaniami finansowymi, jest godna uznania w kontekście powszechnej praktyki pozbywania się pacjentów, za których nikt nie płaci. Bez ubezpieczenia, zapomogi społecznej czy rodziny będącej w stanie przejąć opiekę, z uwagi na konieczność intensywnej opieki, szpital zatrzymał Barbarę Latasiewicz przez dwa lata. Jak dowodzą dokumenty szpitalne, zespół pracownic socjalnych rozpoczął planowanie zwolnienia jej ze szpitala już następnego dnia po przyjęciu pacjentki do szpitala, ale napotkał na przeszkody nie do pokonania. Skontaktowano się z wieloma agencjami w celu znalezienia środków by pomóc pacjentce i rodzinie, jednakże wszystkie wysiłki do niczego nie doprowadziły.

Pod względem długości pobytu sytuacja Latasiewicz należy do wyjątkowych. Nielegalni imigranci są z reguły odsyłani do kraju swego pochodzenia jak tylko pacjent jest wystarczająco stabilny. W popularyzowanych ostatnio przez prasę przypadkach imigranci zostali potraktowani w odmienny od przypadku Latasiewicz sposób. Po urazie mózgu w roku 2008 Meksykanin został odtransportowany z Sinai Heath System’s Schwab Rehabilitation Hosptal w Chicago do nieporównywalnie gorzej wyposażonej kliniki w Meksyku. W roku ubiegłym Polak po urazie mózgu został odesłany do kraju po trzyletnim pobycie w University of Illinois Medical Center w Chicago. Ostrą krytykę sprowokowała decyzja o repatriacji 20-letniego Meksykanina, który pracując nielegalnie w Stanach Zjednoczonych spadł z dachu doznając paraliżu, po czym zaledwie po czterech miesiącach leczenia w szpitalu w Oak Lawn został odesłany do źle wyposażonej placówki w Meksyku.

Przypadek Latasiewicz niewątpliwie ilustruje złożoność i kosztowność wyzwań przed którymi stoją szpitale przyjmujące nielegalnych pacjentów. Według prawa szpitale są zobowiązane zapewnić opiekę medyczną w nagłym przypadku każdemu kto jej potrzebuje, bez względu na status imigracyjny. Nielegalni pacjenci mieszkający na terenie Stanów Zjednoczonych nie kwalifikują się na świadczenia Medicare czy inne fundusze socjalne. Brakuje statystycznych danych krajowych dotyczących liczby niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania nielegalnych pacjentów leczonych za darmo w szpitalach, ale w Illinois stanowy urząd opieki zajmuje się średnio mniej niż pięcioma przypadkami w roku.

Problemy Latasiewicz rozpoczęły się 22 września 2009 roku, kiedy w czasie sprzątania podmiejskiego domu źle się poczuła nie mogąc się podnieść o własnych siłach. Właściciel domu, w którym pracowała zadzwonił po karetkę, która zawiozła ją do szpitala La Grange Memorial. Wylew mózgu spowodował u niej paraliż lewej strony ciała. Pacjentka potrzebowała terapii i całodobowej opieki medycznej. Dwa lata później lewe ramię Latasiewicz jest ciągle niewładne i zwisa na kolanach, kiedy porusza się na wózku. Znalazła się pod opieką stanu po tym jak szpital zdecydował, że nie jest w stanie sprawować kontroli lub podejmować decyzji dotyczących jej zdrowia, finansów i przyszłości.

Syn pani Latasiewicz, Piotr, odmówił opieki nad matką z powodu swych własnych kłopotów finansowych. Piotr jest ojcem dwójki dzieci, dwa razy ogłaszał bankructwo i stracił dom. „Robię co mogę”, oświadcza komentując sytuację swej matki. Jego zdaniem pobyt w szpitalu jest dla matki najlepszym rozwiązaniem. Pozostając w domu nie miałaby nawet ułamka tego, co ma do dyspozycji w szpitalu, oświadcza syn. Pierze matce ubrania i przynosi jej osobiste rzeczy, których ta potrzebuje. Dwoje starszych rodzeństwa pani Latasiewicz, mieszkających w Polsce, również nie jest w stanie podjąć nad nią opieki. Zresztą pani Barbara do Polski nie chce wracać.

Jest to zupełnie zrozumiałe, choćby z powodów finansowych. Polski konsul, Zygmunt Matynia poinformował „Tribune”, że nie wie, jakie świadczenia przysługują jej w Polsce, ponieważ nie pracowała tam przez dwadzieścia lat. Konsulat polski nie jest zaangażowany w sprawę.

Publikacja „Chicago Tribune” akcentuje kosztowność opieki medycznej. Gdyby pacjentka musiałby zapłacić za usługi szpitalne, to rachunek opiewałby na ponad $1 milion. Ćwierć miliona, które szpital faktycznie wydał na pomoc pani Latasiewicz, pochodzi z budżetu na cele charytatywne, który w ubiegłym roku wyniósł $2.4 miliona. Koszty niezrekompensowanej opieki w Stanach Zjednoczonych American Hospital Association szacuje jedynie w roku 2009 na niemal $40 miliardów. Wiele z tych wydatków zostało przeznaczonych na pokrycie kosztów opieki medycznej dla nielegalnych imigrantów. Rzecznik prasowy stowarzyszenia, Danny Chun, wyjaśnia, że opieka nad pacjentem, za którego nikt nie płaci, prowadzi do wyższych składek ubezpieczeniowych i redukcji oferowanych usług.

Jakkolwiek postawa administratorów szpitala w La Grange Memorial stanowi godny uznania wyjątek, to upowszechnienie informacji o wydatkach rzędu milionów dolarów na rzecz nielegalnej Polki z pewnością nie przyniesie pacjentce korzyści. W artykule pobrzmiewają głosy kwestionujące sensowność utrzymywania Latasiewicz w szpitalu przez tak długi okres czasu. Niby od niechcenia podkreśla się, że Barbara Latasiewicz zajmuje największy pokój na piątym piętrze, że przyjmuje posiłki z kuchni szpitalnej, że w pokoju posiada lodówkę, podarowaną jej przez zaprzyjaźnionych pracowników szpitala, którzy świętują rocznicę jej pobytu. Reportaż sugeruje, że wszystko to jest oczywiście pozytywne, ale odbywa się kosztem innych chorych, którym pobyt Latasiewicz w szpitalu uniemożliwia przyjęcie. Wiele wskazuje na to, że humanitarne potraktowanie Barbary Latasiewicz przez administrację i pracowników szpitala nie wyjdzie im na dobre. Przekłada się bowiem na finansową odpowiedzialność podatników, którym dość sprawnie przedstawia się kozły ofiarne.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że krytycyzm społeczny, którego należy się spodziewać, nie zmusi administracji szpitala do pospiesznych i nieskoordynowanych działań w celu pozbycia się pacjentki.

Na podst. „Chicago Ttribune” oprac. Ela Zaworski



----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor