----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

29 września 2011

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Od 17 września setki młodych ludzi protestuje oblegając gmach i okolice nowojorskiej giełdy. Aktywiści zajęli Zuccotti Park w pobliżu Wall Street, a w ubiegły weekend dołączyło do nich tysiące nowych osób. Zrzeszeni pod nazwą Occupy Wall Street mają na celu zgromadzenie możliwie jak najbardziej zróżnicowanej grupy w pokojowym proteście przeciwko rządowej korupcji, uprzywilejowaniu dużych przedsiębiorstw i 1 procenta najbogatszych Amerykanów. Jakkolwiek protest ma charakter pokojowy, nowojorska policja w rezultacie starć z protestantami aresztowała 80 osób.

W mediach społecznościowych aktywiści opublikowali nazwisko, numer telefonu i prywatne informacje nowojorskiego policjanta, którego oskarżają o użycie gazu łzawiącego wobec kobiet biorących udział w sobotnim proteście. Nagranie incydentu w YouTube, które zostało szeroko rozpowszechnione od ubiegłej soboty, ukazuje nowojorskiego policjanta jak kieruje gaz w stronę oczu protestantów, przytrzymywanych przez policjantów przy użyciu pomarańczowej siatki. Kiedy policjant odchodzi, dwie kobiety osuwają się na podłogę wykrzykując w bólu. Pomimo starć z policją w ubiegły weekend, protestanci nie przejawiają oznak rezygnacji, a podobne protesty są planowane w innych miastach Stanów.

Łatwo przejść nad nimi do porządku dziennego. W większości są bowiem zorganizowane przez studentów nie mających lepszego zajęcia. Albo ośmieszyć ich żądania, obejmujące szeroki wachlarz, od położenia kresu nierównościom bogactwa po zakończenie wojny. Łatwo też uwierzyć, że postulaty protestantów zostaną zapomniane tak szybko jak zakończą się demonstracje. Ten protest jest jednak inny od poprzednich, ze względu na niejasną sytuację, przed jaką stoi kraj, a w szczególności młodzież.

Statystyki dotyczące młodzieży są przerażające. Na wzór wielu młodych ludzi w latach 60. i 70., którzy obawiali się, że staną się mięsem armatnim w południowo-wschodniej Azji, obecnie wielu martwi się o swą przyszłość. Trzy lata po tym jak Wall Street spowodował kryzys gospodarki, bezrobocie młodzieży sięga 18 procent, o połowę przekraczając średnią normę krajową, podczas gdy zatrudnienie młodzieży znajduje się na poziomie najniższym od zakończenia drugiej wojny światowej. A ponieważ absolwent, który przez rok pozostaje bez pracy zarabia o 23 procent mniej niż jego kolega dziesięć lat później, młody bezrobotny będzie odczuwał  skutki kryzysu przez długie lata. Przeciętny absolwent boryka się z pożyczką rzędu $27 tysięcy długu po ukończeniu szkoły, nic więc dziwnego, że ponad 85% uczniów rocznika 2011 wprowadziło się z powrotem do domu swych rodziców, co stanowi najwyższą odnotowaną statystykę. Warto wspomnieć, że kiedy ta długa recesja wreszcie się zakończy, młodzież stanie przed redukcjami Social Security, Medicare i innych świadczeń. Stanie się tak głównie, oczywiście nie całkowicie, dlatego, że ich rodzice i dziadkowie przerzucili odpowiedzialność na swych potomków za swe cięcia podatkowe, wojny i wykupienia przedsiębiorstw. W sumie, jak przedstawili to kandydaci republikańscy, młodzież walczy o swą własną skórę. Protest w pobliżu Wall Street nie jest jedynie kolejnym szlachetnym porywem sprzeciwu przeciwko ludobójstwu, globalizacji czy innemu geograficznie i politycznie odległemu powodowi, który cechuje małe prawdopodobieństwo rozprzestrzenienia się poza krąg zaangażowanych aktywistów. Oblegający finansową dzielnicę Nowego Jorku demonstranci występują w obronie swych własnych interesów posiadając bardzo osobisty związek z przyczyną niezadowolenia. Tym silniejszy jest ich protest.

W ubiegły wtorek, w jedenastym dniu protestu do strajkujących przyłączyła się Suzan Sarandon. Aktorka wypowiadała się o krzywdach, które bankierzy wyrządzili Amerykanom. Mówiła o utracie miejsc pracy, odebranych domach, złamanych marzeniach, wykupieniach i bonusach bankierów, a także niezdolności rządu do wykupienia ofiar przestępstw bankowych. Oświadczyła, że nadszedł czas by Amerykanie zażądali odpowiedzialności ze strony rządu, że pora na zakończenie faworyzowania i niesprawiedliwości. Aktorka wskazała, że zmiana nie pochodzi od sprawujących władzę, ale od rządzonych, kiedy zaczną domagać się sprawiedliwości. Sarandon wzywała do rejestracji do głosowania w celu odwołania większości sprawujących władzę, ponieważ jedynie nieliczni działają w najlepszym interesie publicznym, przekonywała.

Od ponad tygodnia demonstranci występują z hasłami walki z korporacyjną chciwością i korupcją, ale również z dezinformacją stosowaną przez kartele medialne. Organizatorzy protestu zauważają, że dopiero w dziewiątym dniu protestu, po reportażu opublikowanym na pierwszej stronie przez New York Daily News, lokalne środki przekazu przerwały zmowę milczenia. Kilka dni wcześniej, skarżąc się na niedostateczne zainteresowanie czołowych mediów, okupujący rozwinęli aktywność w mediach społecznościowych posługując się słowem kluczem #occupywallst, rejestrując swe doświadczenia na portalu Twitter, zamieszczając zdjęcia, wideo i publikując transmisję wydarzeń niemal przez cały czas.

Protestanci solidaryzują się z właścicielami domów, których nieruchomości są im odbierane przez banki, przedstawiane jako konglomeracje bez twarzy motywowane jedynie przez żądzę zysku. Banki są w stanie stale negocjować swą restrukturyzację otrzymując miliardy dolarów, co umożliwia im funkcjonowanie wystarczająco długo, by ukraść twoją nieruchomość, argumentują organizatorzy protestu. Wzywają do okupowania swych domów i rejestrowania próby przejęcia nieruchomości przez policję. Organizatorzy zapewniają o wsparciu wszelkich form oporu wobec przejęcia domów przez banki. Oskarżają je o szeroko rozpowszechnioną defraudację oryginalnych pożyczek, zamianę pożyczek na zbywalne papiery wartościowe i odbieranie nieruchomości.

Kradzież nieruchomości, jak określają protestanci, nie jest jedyną przyczyną ich demonstracji. Wielu z nich występuje przeciwko pożyczkom studenckim, które, jak dowodzą, stały się narzędziem zniewolenia, jak również przeciwko utracie miejsc pracy, w rezultacie zubożenia Ameryki wskutek działań bankowości.

Okupujący okolice nowojorskiej giełdy powołują się na solidarność z demonstracjami w Egipcie i Hiszpanii, ale liczba odniesień do ruchów wolnościowych jest bardzo długa i obejmuje kilkanaście miast i krajów, w tym Madryd, Tel Aviv, Palestynę i Algierię, do złudzenia przypominając ruchy wolnościowe wybuchające w ostatnich miesiącach w różnych krajach.

Demonstranci poczytują się za reprezentantów 99 procent populacji, która zarabia na 1 procent najbogatszych. Z założenia nie wyłonili przywódcy, a ich postulaty są ciągle formowane przez General Assemblies, luźną grupę protestantów, która zbiera się w celu przedyskutowania ich pretensji do tego co postrzegają jako system, który zabiera klasie średniej i ubogim, a ochrania zamożnych. Sugerują, że obecne warunki ekonomiczne i polityczne faworyzują najbogatszych.

Zdecydowana większość dziennikarzy wydaje się dyskontować protestujących opisując ich jako tłum bezrobotnych, rozpuszczonych dzieci z uprzywilejowanych rodzin. Bezsprzecznie wiele z nich do takich należy. „Szlachetnym, ale złamanym i nonszalanckim ruchem słusznie sfrustrowanych młodych ludzi” określa demonstrantów Ginia Bellafonte z New York Times. Nazywa zgromadzenie „karnawałem” i cytuje idealistyczne żądania, jak pozbycie się silników spalinowych i niejasny kalejdoskop roszczeń liberalnych, a także sprzeciw wobec kary śmierci, wojny narkotykowej, czy ochrony środowiska. Bellafonte kreśli obraz demonstrantów, jako nie mającej rozeznania młodzieży, którą z łatwością mogą zlekceważyć czytelnicy „Times”. To prawda, że w tydzień od rozpoczęcia okupacji ich jedynym celem było po prostu okupowanie i kontrola przestrzeni publicznej w pobliżu amerykańskiej giełdy, zamanifestowanie swej obecności i przekonań, nawet jeśli nie znaleźli właściwych słów na wyrażenie swych niepokojów. Społecznej percepcji demonstrantów nie służy z pewnością ich swobodny ubiór, bezkompromisowe zachowanie i brak jasno wyartykułowanych żądań.

Ten ostatni zarzut wydaje się nie być całkowicie prawdziwy. W tłumie oblegających nowojorskie dzielnice finansowe znalazł się na przykład David Graeber, profesor z Uniwersytetu Londyńskiego. Jego przekonania nie brzmią ani trochę niezbornie. Oto cytowany przez prasę fragment jego wypowiedzi: „Przez ostatnie 30 lat obserwowaliśmy walkę polityczną super bogatych przeciwko wszystkim pozostałym, i jest to ostatni krok w tańcu kompletnie dysfunkcyjnym ekonomicznie i politycznie. To jest właściwy powód dla którego młodzi ludzie porzucili jakiekolwiek myśli o pozyskaniu polityków. Wszyscy przecie wiemy, co nastąpi. Propozycje podatkowe są pewnego rodzaju populistycznym gestem, który, jak wszyscy wiedzą, zostanie udaremniony. W rzeczywistości prawdopodobnie dojdzie do cięć w sektorze socjalnym.”

Powyższa wypowiedź nie bardzo pasuje do namalowanego przez Bellafonte portetu młodzieży, która marnuje pieniądze swych rodziców na nocleg pod gołym niebem w nowojorskim parku. O ile nauczyciel akademicki niezupełnie oddaje mentalność zgromadzonego tłumu demonstrantów, to prawda dotycząca ich przekonań sytuuje się gdzieś pośrodku. I jeśli da się jej czas na rowój, to może przekształcić się w siłę, która może zainspirować Amerykanów do odnalezienia w sobie ochoty i motywacji by w końcu nie pozwolić się wykorzystywać.

Oprac. Ela Zaworski



----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor