Mieszkańcy Chicago i biznesy operujące na jego terenie winne są miastu kilkadziesiąt milionów dolarów w postaci zaległych mandatów za parkowanie, kar budowlanych, czy podatków za odebrane w procesie foreclosure nieruchomości. Burmistrz zapowiada agresywne ściąganie tych należności.
Deficyt budżetowy Chicago przekracza $600 mln. i każdy dolar jest dla władz miasta istotny. Zwłaszcza, gdy jest ich ponad $33 mln.
Rahm Emanuel ocenie, że nieznacznie udoskonalając system ściągania należności miasto w krótkim czasie zyska $24 mln. Konsolidacja długu prywatnych osób może przynieść kolejne $5 mln. Banki winne są ponad $2 mln. w zaległych podatkach za odebrane domy. $1 mln. przyniosą niezapłacone mandaty za parkowanie, tyle samo dokładniejsze egzekwowanie pozwoleń budowlanych i licencji miejskich.
„Jeśli winien jesteś pieniądze za mandat, to masz rachunek do zapłacenia – mówił burmistrz – Musisz zapłacić. Każdy musi”.
Administracja nie oszczędza również własnych pracowników, którzy w postaci różnych kar i mandatów winni są ponad $3 mln. Wszyscy zatrudnieni przez miasto i posiadający zaległe rachunki już otrzymali zawiadomienia, że albo je zapłacą, albo muszą liczyć się ze zwolnieniem lub zawieszeniem w pracy.
Przy okazji w dokumentach miejskich znaleziono rekordzistę. Jeden z mieszkańców Chicago winien jest aż $87,000 w mandatach za parkowanie.
RJ