Redakcyjny komentarz pod tytułem: „Excluding Poland from visa waivers painful”, ukazał się we wtorkowej edycji „Chicago Tribune”. Dziwi nie tyle publikacja na temat polski, co termin odgrzewanej ponownie kwestii wizowej. Zwolnienie z obowiązku posiadania wizy dla Polaków odwiedzających Stany Zjednoczone już dawno straciło wagę politycznego osiągnięcia, zarówno dla Polonii amerykańskiej, jak i rodaków z kraju, którzy swobodnie korzystają nie tylko z prawa do wjazdu na teren państw europejskich, co prawa do pracy. W tym kontekście amerykańska propozycja zniesienia wiz, jak marchewka na kiju, wydaje się być zachętą nie tylko obecnie nierealną do natychmiastowego wprowadzenia w życie, co po prostu nieaktualną. Amerykańskim politykom i dziennikarzom, którym wydaje się, że umizgują się do imigrantów, przypominam, że jest ich oferta jest niewystarczająca i pojawia się za późno.
Prawdopodobnie chodziło nie tyle o polskich imigrantów, co o dołożenie Obamie, którego administracja zdecydowanie traci popularność w sondażach społecznych. A kwestia wiz dla Polaków, poruszona przez prezydenta podczas jego majowej wizyty w Polsce pozostaje, pomimo obietnic, nadal nie rozwiązana. Na korzyść Obamy przemawia fakt, że prezydent pojmuje jej wagę. Stąd jego zapowiedź podczas wizyty w Polsce, że uczyni ją kwestią priorytetową, a także, że oczekuje jej rozwiązania za czasu swej prezydentury. Rzecz jasna w sformułowaniach tego typu jest dużo miejsca na dowolność, bowiem Biały Dom jest uzależniony od działań Kongresu. Dlatego też „pragnienie rozwiązania kwestii” niekoniecznie jest równoznaczne z jej rozwiązaniem, a „oczekiwanie” nie oznacza wiążącego przyrzeczenia. Ponadto prezydentura może skończyć się w styczniu 2013 albo cztery lata później, utrzymując Polaków w niepewności co do terminu. Pomimo powyższych ograniczeń słowa prezydenta podczas majowej wizyty zostały ciepło przyjęte.
Wszystko wskazuje na to, że kwestia wiz wjazdowych dla Polaków stanowi w komentarzu Tribune temat wyborczy. Chodzi mianowicie o rozegranie kwestii, która została przez Obamę obiecana Polakom, a do tej nie załatwiona. Problem w tym, że postulowana przez autora komentarza teza, że najwyższy czas by dołączyć Polskę do amerykańskiego programu zwolnienia wizowego nie jest ani w interesie Polski ani Polonii.
Dla Polski wizy turystyczne do Stanów Zjednoczonych nie są już w ogóle żadną atrakcją. Wyjazd wakacyjny do Stanów za kwotę kilkakrotnie przewyższającą ceny biletów europejskich nie jest już opcją kuszącą ani intratną. Europa prezentuje się pod tym względem zdecydowanie taniej, ciekawiej i mniej ryzykownie. Poza tym nie wymaga kilkunastu godzin podróży, a czas odgrywa istotną rolę. Dla Polonii kwestia wiz turystycznych ma już marginalne znaczenie. W sytuacji, kiedy turysta nie zamieni swej wizy na prawo stałego pobytu i pracy, wykorzystanie tej możliwości w celu wspomożenia rodziny lub spędzenia z nią wakacji jest dostępne dla niewielu zdeterminowanych lub bardzo zamożnych. Polonia, jak większość innych etnicznych grup imigranckich potrzebuje w większym stopniu kompleksowej reformy imigracyjnej niż ulg wizowych.
Nie bez znaczenia jest fakt zaostrzenia regulacji prawnych wobec nielegalnych imigrantów przejawiających się choćby w zwiększeniu liczby deportacji i anty-imigracyjnego ustawodawstwa stanowego traktującego nieudokumentowanych obywateli jako przestępców.
Wizy wydają się więc już od dawna tematem przebrzmiałym. Tymczasem autor brnie w ślepą uliczkę grzmiąc na temat godnego pogardy traktowania polskiego sojusznika przez Stany Zjednoczone. Wyłączenie Polski z krajowego programu zwolnień wizowych jest strategią dającą skutki przeciwne do zamierzonych, podsumowuje. Autor przypomina, że program, zapoczątkowany w roku 1986, umożliwia obywatelom 36 demokratycznych krajów sojuszniczych wjazd do Stanów bez wizy w okresie nie przekraczającym 90 dni. Jakkolwiek Polska jest wiernym sojusznikiem amerykańskim, perswaduje David Harris, wyróżnia się nieobecnością na liście krajów objętych zwolnieniem z obowiązku wizowego. Autor przytacza oficjalną tego przyczynę, którą stanowi przekroczenie limitu ustanowionego przez prawo amerykańskie, głównie dzięki temu, że niektórzy z polskich aplikantów wydają się urzędnikom konsularnym skłonni do przedłużenia swego pobytu na terenie Stanów Zjednoczonych.
„W przypadku kraju, który stał ramię w ramię ze Stanami Zjednoczonymi w ciągu dwudziestu ostatnich lat w kwestiach takich, jak wysłanie wojsk do Afganistanu i Iraku, chęć służenia jako najbardziej wysunięty przyczółek naszej obrony anty-rakietowej, a także wiarygodne opowiedzenie się na rzecz trans-atlantyckiego partnerstwa w radzie Unii Europejskiej, jest to podłe traktowanie”, peroruje Harris.
Prawdą jest, że, jak przyznaje autor, kwestia wiz była policzkiem dla Polski i jej tradycyjnego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. „Podczas gdy inne kraje, mniej zaangażowane w związek z Waszyngtonem, kwalifikują się, Polska nie. Zamiast tego od Polaków wymaga się by wypełniali niekończące się formularze, wyczekiwali w długich kolejkach i płacili spore sumy, podczas gdy ich sąsiedzi z Europy Centralnej przemykają obok nich. I nie myślcie o nas jako o głodnych przedłużenia pobytu i pozostania w Ameryce, jak miało kiedyś miejsce, dodają. Demokratyczna Polska ma tętniącą życiem gospodarkę, a widoki tam są dobre na przyszłość”, dywaguje Harris.
Rzeczywiście, wykluczenie Polski z programu zwolnienia wizowego jest dla Polaków policzkiem. Ale niczym więcej. Wielu Polaków postrzega to jako afront dla ich dumy narodowej, zauważa autor komentarza. Niewątpliwie sposób naszego myślenia i funkcjonowania ma, na szczęście, coraz mniej wspólnego z kategoriami przyjaźni i rywalizacji z lepiej ustosunkowanymi krajami europejskimi, a w większym stopniu z racjonalną realizacją konkretnych potrzeb i interesów własnych.
Postrzega je również autor artykułu wyjaśniając, że kwestia wiz dla Polaków ma do czynienia z fundamentalnymi interesami amerykańskimi. Jeśli na drodze do odwiedzenia Stanów Zjednoczonych będzie kładło się Polakom przeszkody, to przyjedzie ich mniej, zauważa autor niezbyt odkrywczo. Zaszkodzi to naszej gospodarce, która potrzebuje jak najwięcej przyjaciół odwiedzających nasze wybrzeża, wyjaśnia Harris, pełniący funkcję dyrektora Komitetu Amerykańsko Żydowskiego. Trudno nie odmówić racji argumentom typu ekonomicznego, ale z drugiej strony wizja Polaków ratujących amerykańską gospodarkę poprzez swe podróże biznesowe, studia i świąteczne odwiedziny rodziny wydaje się mocno naciągana. Bardziej prawdopodobne jest przedstawiana przez dziennikarza Chicago Tribune wizja pogorszenia związków pomiędzy obu krajami w następstwie rozluźnienia stosunków międzyludzkich. Póki co nic nie wskazuje na to, że dla Stanów Zjednoczonych kwestia Polski jest w jakikolwiek sposób pierwszoplanowa.
Nie była istotna również dla poprzedniej administracji amerykańskiej. Prezydent Bush niewątpliwie rozsierdził Polaków, kiedy w roku 2008 wyłączył Polskę z grupy nowo przyjętych do programu bezwizowego sześciu krajów post-komunistycznych, w tym Estonii, Łotwy, Węgier, Republiki Czeskiej i Słowacji, jak również Korei Południowej. Nadzieje na bardziej przychylne dla Polski stanowisko następującej po Bushu administracji, wyrażone w roku 2008 przez ambasadę polską w Waszyngtonie, brzmią obecnie naiwnie i kpiąco.
W pewnym sensie wizy stanowią problem trywialny. Dość rozsądnie przemyślany portal konsularny umożliwia Polakom złożenie elektronicznej aplikacji na wizy nie-imigracyjne. Większość zainteresowanych porusza się w tym procesie w miarę szybko. Niektórzy muszą tłumaczyć się podczas rozmowy z konsulem.
W praktyce jednak w obliczu konieczności wyboru pomiędzy wyjazdem na konferencję do Stanów Zjednoczonych albo pozostaniem w domu, wielu dobrze wykształconych Polaków podejmie mądrą decyzję o tym, by nie robić sobie kłopotu. Świat jest przecież pełny spotkań. Polscy wykładowcy, naukowcy czy przedsiębiorcy są mile widzianymi gośćmi większości z nich. Po co zadawać sobie kłopotu i wydatku przy staraniu się o amerykańską wizę, co może wynosić zwykle $140, równowartość €100, a ponadto ryzykować poniżającą odmowę? Amerykańscy urzędnicy konsularni przekonują, że starają się o sprawiedliwe funkcjonowanie systemu. Ale wielu z nas nie opuszcza wspomnienie o biurze konsularnym zawiadywanym przez źle nastawionych biurokratów z podejściem typowym dla epoki komunistycznej, którzy cieszą się ze znalezienia pogwałcenia rygorystycznie sformułowanych przepisów.
Tymczasem Polska jest nie tylko najstarszym krajem wschodnio-europejskim, ale jedynym poważnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w regionie. Jest krajem, który może przekazać przesłanie swym mniejszym sąsiadom i zostać potraktowany poważnie. Jest ponadto jedyną siłą militarną tego rodzaju w Europie Wschodniej. Estonia ma wprawdzie możliwości sieciowe, a Bułgaria dogodną lokalizację. Ale kiedy potrzebne są wojska lądowe w szybkim terminie, to pojawiają się polskie siły zbrojne. Polscy żołnierze walczą i umierają wraz ze swymi amerykańskimi kolegami w Iraku i Afganistanie.
Tymczasem amerykańscy ustawodawcy traktują wizy jako kwestię prawną. Przepisy stanowią, że jedynie kraje, które spełniają kryteria wskazane przez Kongres (na podstawie dokładnych liczb odmów i przekroczeń terminu wyjazdu) kwalifikują się do programu zwolnienia z wiz.
Na szczęście, wizy wjazdowe do Stanów Zjednoczonych nie spędzają nam snu z oczu. Podobnie surrealistyczne są obecnie amerykańskie obietnice dotyczące samolotów typu US F-16 i systemu obrony anty-rakietowej w oparciu o polski port, będące częścią NATO-wskiego planu wzmocnienia polskiej obrony, dopełniające układ członkowski podpisany w roku 1999.
Na pocieszenie, zamiast wiz, Amerykanie podarowali nam kolejną loterię wizową. Tym, którzy mogą z niej skorzystać życzymy wygranej zielonej karty i jak najmniej żalu z powodu opuszczenia Europy. Obecne losowanie może być jednak ostatnią możliwością skorzystania z loterii wizowej. Kilku republikańskich kongresmanów przygotowuje bowiem propozycję likwidacji tego programu. Proszę więc z niego skorzystać, zanim nie zostanie on całkowicie zniesiony. Powodzenia!
Oprac. Ela Zaworski