Morderstwo 14-latki z Lyons, brutalnie zadźganej podczas rabunku w swym własnym domu, do którego wróciła po lekcjach, wstrząsnęło nami wszystkimi. Tragedia poruszyła zarówno lokalną społecznością zasobnego przedmieścia, w której morderstwa nie zdarzają się często, jak i tymi z rodziców, którzy, bez względu na to, gdzie mieszkają, często zawracają z drogi po to tylko by sprawdzić czy drzwi do domu są zamknięte i czy został włączony alarm. Przeraża absurdalność brutalnego zabójstwa do którego doszło bez powodu, dla gadżetów elektronicznych i garści monet. Najgorsze jest jednak to, że nie sposób uchronić się przed złem uosobionym w mordercy, który po mordzie przesyła szydercze wiadomości tekstowe matce ofiary.
Kelli O’Laughlin, uczennica pierwszej klasy szkoły średniej w Lyons, wracając ze szkoły weszła do domu w trakcie włamania. Oskarżony, John L. Wilson Jr., kryminalista, który spędził w więzieniu 17 ostatnich lat, chwycił za nóż z kuchni obrabowywanego domu i dźgnął dziewczynkę kilkanaście razy. Morderca ukradł co się dało, w tym telefon komórkowy Kelli i garść rzadkich monet, które użył do zapłaty za taksówkę. Monety odzyskano od taksówkarza i będą one wykorzystane jako dowód w procesie.
Ale niewyobrażalny horror przestępstwa ilustruje to, co stało się potem. Oto do pogrążonej w szoku matki ofiary morderca przesłał szydercze wiadomości tekstowe ze skradzionego telefonu dziewczynki. Czyn kwestionujący przypadkowość i niezamierzoną okrutność przestępstwa wymyka się jakimkolwiek werbalnym możliwościom opisu i naszym wyobrażeniom na temat granic rodzicielskiego cierpienia.
Ten zwyrodnialczy akt wydaje się drwić, jak przesyłane przez bestialskiego bandytę wiadomości, z konwencjonalnego konceptu kary. Zarówno dla rodziców Kelly jak i dla członków lokalnej społeczności nie ma bowiem najmniejszego znaczenia czy morderca zostanie skazany czy nie. Drugorzędna w tym przypadku staje się nawet perspektywa kary śmierci. Natomiast czekające wszystkich nas obserwujących tę przerażającą zbrodnię dywagacje na temat zdrowia psychicznego psychopaty zakrawają na drwiny z resztek społecznej przyzwoitości.
Sprawca, Wilson, jest już prezentowany przez swą rodzinę i sąsiadów jako osoba cierpiąca na chorobę psychiczną. To czy jest on rzeczywiście chory psychicznie będzie przedmiotem ewaluacji psychiatrów sądowych, którzy przeprowadzą z nim rozmowę, poddadzą go testom i badaniom. To czy ma głowę w porządku jest jedną sprawą. To czego się dopuścił jest drugą.
Tymczasem już same tytuły prasowych rewelacji brzmią jak próba usprawiedliwienia, do którego przecież zabójca nie ma prawa. „Skazany na zwolnieniu warunkowym ma długą historię kryminalną”, informuje „Chicago Tribune”, jakby to coś tłumaczyło. John L. Wilson Jr. nie ujawnił żadnych emocji, kiedy słuchał prokurator powiatu Cook opisującej jak detektywi posłużyli się dowodami DNA i zeznaniami świadków do ustalenia związku 38-letniego skazanego przebywającego na zwolnieniu warunkowym z morderstwem w Lyons.
Historia Wilsona, recydywisty, który większość dwudziestu ostatnich lat spędził w więzieniu, niewielu wzruszy. Jego dziwne zachowanie w sklepie ogólnospożywczym w noc zbrodni skłoniło pracownika do zawiadomienia policji. „Nie ma słów na opisanie jak jest to przerażające i jak jest to tragiczne”, stwierdziła prokurator powiatu Cook, Anita Alvarez podczas ubiegłopiątkowej konferencji prasowej. „Nawet najbardziej doświadczeni detektywi i oskarżyciele zostali doprowadzeni do łez przez zatrważający charakter tej sprawy”.
Każdy z nas, rodziców, którzy z konieczności aranżuje lub toleruje, z braku innej opcji, nienadzorowany powrót swego dziecka do domu rozumie dramat zaistniałej sytuacji. Jeszcze przed powrotem Kelli do domu około 3.40 po południu 27 października, Wilson włamał się już do jej domu w Indian Head Park w najprostszy z możliwych sposób – umieszczając kamień w swej dzianinowej czapce i rzucając ją przez okno w pokoju jadalnym. Kiedy Kelli weszła w trakcie kradzieży, Wilson użył noża do krojenia mięsa z 8-calowym ostrzem, który chwycił z kuchennego zestawu i kilkakrotnie dźgnął dziewczynkę w plecy, szyję i piersi. Po czym przeciągnął jej ciało z pokoju rodzinnego do kuchni.
Detektywi informują, że zanim wyszedł, splądrował dom, ukradł kolekcję zagranicznych monet, iPod Touch i telefon komórkowy Kelli, którego użył potem do wysyłania szyderczych wiadomości matce zamordowanego dziecka. „Wszyscy z nas, którzy mają dzieci, którzy mają nastolatków, są zszokowani obrzydliwością zbrodni i zupełnym lekceważeniem dla życia wykazanym przez oskarżonego”, stwierdziła Alvarez, mając za sobą kilkunastu oficerów służby policyjnej. „To ohydna zbrodnia”, skomentowała.
Oficerowie śledczy zdołali rozgryźć zbrodnię dzięki zeznaniom trzech świadków i przypadkowemu zetknięciu się policjanta z Wilsonem w sklepie ogólnospożywczym w noc przestępstwa. Policja z Willow Springs otrzymała telefon z zawiadomieniem o zakłóceniu porządku od kasjera z 7-Eleven, który zaniepokoił się dziwnym zachowaniem Wilsona, który chodził tam i z powrotem i mówił do siebie, informuje źródło zbliżone do dochodzenia. Oficer, który przyjął zgłoszenie sprawdził historię kryminalną Wilsona, po czym ten wezwał taksówkę. Policja pozwoliła mu odjechać po tym jak nie znaleziono żadnych zaległych nakazów aresztowania.
Po kilku dniach policjant wrócił do pracy w poniedziałek i rozpoznał podobieństwa pomiędzy mężczyzną, z którym miał do czynienia w 7-Eleven i domniemanym portretem przestępcy. Policja był w stanie sporządzić portret na podstawie zeznań świadków, którzy widzieli mężczyznę w pobliżu domu w czasie morderstwa. Jak wyjaśnia szeryf powiatu Cook, Tom Dart, informacja uzyskana podczas zatrzymania w Willow Springs była niezwykle użyteczna, ponieważ zawęziła krąg podejrzanych i w rezultacie wskazała człowieka, który znajdował się w pobliżu zbrodni kilka godzin później. Służby specjalne wykorzystały technologię komórkową zarówno do wyśledzenia telefonu komórkowego Wilsona jak i Kelli w równoczesnym użyciu po upływie godzin i dni po zabójstwie. Ten trop został użyty do zlokalizowania i aresztowania Wilsona w środę w ubiegłym tygodniu na stacji kolejki w pobliżu ulicy 95. Badanie kodu genetycznego pozwoliło na porównanie próbek z czapki pozostawionej na miejscu morderstwa i Wilsona. Po aresztowaniu podejrzanego każdy z trzech świadków rozpoznał go z grupy podejrzanych. Został oskarżony o morderstwo pierwszego stopnia, włamanie do mieszkania i zatrzymany bez możliwości zwolnienia za kaucją. Prokurator powiatu Cook, Anita Alvarez odmówiła udzielenia szczegółów na temat dyskusji, jaki władze prowadzą z Wilsonem, ale źródło zbliżone do dochodzenia stwierdza, że oskarżony odmawia jakichkolwiek oświadczeń poświadczających jego udział w zbrodni.
Śledczy są zdania, że Wilson działał w pojedynkę. Dochodzenie trwa, a większość dowodów z miejsca przestępstwa nie została jeszcze poddana badaniu. Alvarez poinformowała, że policja nadal próbuje się dowiedzieć dlaczego Wilson wybrał dom O’Laughlin. Prawdą jest to, że nie wiemy dlaczego zabójca wybrał Indian Head Park. Nie możemy też na ten temat spekulować. Niektórzy śledczy utrzymują, że Wilson mógł usłyszeć o innych włamaniach w tym rejonie i uznał go za łatwy cel z uwagi na stopień zamożności i niską przestępczość. Zarówno prokurator Alvarez, jak i szeryf powiatu Cook, Dart, uważają wiadomości tekstowe przesyłane matce ofiary za szczególnie przerażające, ale odmawiają dostarczenia szczegółów.
Jak na ironię, szczególnie wymowna wydaje się rodzina mordercy. Jego brat, Shun Dantzler, stojąc przed domem zabójcy na południu Chicago nie omieszkał poinformować, że jakkolwiek Wilson miał długą historię problemów z prawem, to nie do pomyślenia dla niego było to, że jego brat był zdolny do popełnienia takiego przestępstwa. Jak zwykle w takich sytuacjach, jedynym wytłumaczeniem są rzekome problemy psychiatryczne sprawcy.
Nikogo to już jednak nie obchodzi. Podobnie jak i brak reakcji Wilsona podczas odczytywania oskarżenia i jego bogatej historii kryminalnej w sądzie. Wilson odsiadywał wyrok za poprzednie przestępstwa za kradzież, pobicie więziennego strażnika i uprowadzenie samochodu. W więzieniu spędzi prawdopodobnie kolejne dwadzieścia lat swego życia. Nie ma to jednak większego znaczenia. „Nikt nie jest na tyle naiwny by sądzić, że w tym przypadku sprawiedliwości stanie się zadość”, wyznaje szeryf powiatu Cook, Tom Dart. „Kelly została zabrana rodzinie. Została odebrana wszystkim”, komentuje.
Absurdalność śmierci czternastolatki zamordowanej za garść monet, Ipod i telefon komórkowy jest w tym przypadku porażająca do tego stopnia, że wymyka się przyjętym normom osądu w kategoriach prawa czy moralności. W swym lekceważeniu dla życia stanowi uosobienie zła lubującego się w zadawaniu cierpienia i zupełnym wyzbyciu się odruchów człowieczeństwa. Wymyślona na poczekaniu choroba psychiczna mordercy nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Analiza byłych zeznań Wilsona dowodzi, że celowo manipuluje on faktami, by uniknąć odpowiedzialności prawnej. Sprawca doskonale wie, co powiedzieć by skorzystać na swej domniemanej chorobie psychicznej. Podczas ewaluacji psychiatrycznej z roku 2003, po włamaniu, twierdził, że „słyszał głosy w nocy mówiące by zabić siebie – czy coś w tym rodzaju”. Oświadczył także, że znajdował się pod wpływem leków psychotropowych i był pijany kiedy przyznał się do kradzieży w roku 2002. Kartoteka kryminalna i psychiatryczna dowodzi jednak czegoś zupełnie innego. Sprawca utrzymywał wtedy, że nie przyjmował leków i że nie były mu one potrzebne. Wilson przyznał się również, że „kłamie by zwrócić na siebie uwagę” i robi „dziwne rzeczy by móc wyjść z celi”. W rezultacie ewaluacji z roku 2003 psychiatrzy orzekli, że Wilson jest mentalnie i intelektualnie zdolny by uczestniczyć w procesie. Na komentarz ewaluatora, który zwrócił uwagę na wyrażone przez niego nieścisłości, Wilson zareagował pytaniem „W porządku. Co wobec tego mogę wykorzystać?”
Uwięzienie lub uśmiercenie zabójcy nie zaprząta w przypadku tak haniebnego morderstwa niczyjej uwagi. Stąd komentarz brata Wilsona, który oświadcza, że nie nadaje się on do życia w społeczeństwie ani uwięzienia, nie ma najmniejszego znaczenia. Podobnie nieistotne jest oświadczenie babki Wilsona, Ruthie Dantzler, która wyznała, że jeżeli dopuścił się morderstwa, to „powinien dostać elektryczne krzesło”. Nie ma wytłumaczenia dla tego typu zabójstwa. Nie ma też dla niego kary. Szydercze wyśmiewanie się z pogrążonych w szoku rodziców wymyka się racjonalnym próbom werbalizacji.
Świadomość tej zbrodni towarzyszy mi od czasu, kiedy doniosła o niej prasa. Ze zgrozą przypominam sobie lata, kiedy moje dzieci wracały same do domu i oczekiwały godzinami na nasz powrót. Zdaję sobie sprawę, że każdego dnia doświadczenie tego typu podziela milion rodziców nie będących w stanie zapewnić swym dzieciom opieki. Wiem też, że nawet aktywowany alarm, rygiel na zamkach okiennych, czy rodzicielskie domaganie się informacji o miejscu i czasie pobytu dziecka nie wystarczają by ocalić życie. Nie powstrzymają silnego mężczyzny z kamieniem u okna. Nie zabezpieczą przed 15-latkiem mordującym swą babcię, która przyłapuje go na wagarowaniu. Przed 17-latkiem zabijającym swych rodziców, którzy likwidują jego hodowlę marihuany. Nie uchronią przed złem czyhającym za każdym rogiem.
Nieważne jak długo Wilson będzie odsiadywał karę za zabójstwo. Żadne słowa nie odmienią przecież biegu wydarzeń, nie przywrócą życia. Setki osób zgromadzonych w kościele pod wezwaniem Świętego Jana od Krzyża w Western Springs na pogrzebie Kelli głęboko poruszonych tragedią nie liczyło na jej uzasadnienie. Przesłanie Kelli przekazane przez jej brata, Daniela Douglasa było najprostsze i jedyne z możliwych. „Kelli prosiłaby byście troszczyli się o siebie wzajemnie, byście dbali o rodzinę i przyjaciół”, oświadczył.
Na podst. „Chicago Tribune” oprac. Ela Zaworski