Żyjemy podobno w świecie postidei, ponieważ nie stać nas już na krytyczne, twórcze, koncepcyjne myślenie, czyli nie stać nas po prostu na tworzenie idei. Po co nam idee i dlaczego są one tak ważne, skoro coraz o nie trudniej?
Jeśli przypomnimy sobie koncept platońskiej jaskini, to rzeczywiście trudno sobie wyobrazić coś bardziej istotnego i podstawowego w procesie konstytuowania naszego istnienia – jesteśmy dzięki ideom. Jeśli ich nie ma, my też przestajemy istnieć. Jednym słowem sprawa istnienia lub nieistnienia idei to sprawa życia i śmierci.
Aby powołać je do życia, musimy uruchomić proces myślenia. Bez tego niczego nie zdziałamy. Idee są wynikiem procesów opartych na analitycznym, koncepcyjnym, krytycznym, analizowaniu i teoretyzowaniu. Nie ma idei bez myślenia o tym:
- dlaczego i po co żyjemy i istniejemy? (idea sensu i bezsensu bycia)
- skąd pochodzimy i gdzie zdążamy? (idea celu istnienia)
- czy nasze bycie ma wymiar skończony czy też raczej jesteśmy dziećmi nieskończoności? (idea wieczności i tymczasowości)
- czy jesteśmy w istocie swej dobrzy, mądrzy, wolni i piękni czy też wręcz przeciwnie? (idee wolnej woli, predystynacji, piękna i dobra i jeszcze parę innych)
- czy mamy w ogóle jakąś istotę w sobie, albo poza sobą, czy też jesteśmy po prostu „nieistotni”? (idea esencji, boskości, wieczności etc.)
To tylko nieliczne z tych kategorii „ideowych”, nad którymi nie mamy czasu ani ochoty się zastanawiać. Co nas to w istocie obchodzi?
Jesteśmy nieustannie podłączeni do nieskończonych wręcz źródeł informacji. Poprzez mnogość gadżetów elektronicznych, które posiadamy, jesteśmy w dosłownym tego słowa znaczeniu – obezwładnieni - nadmiarem informacji, które w jakiś sposób budują nasza wiedzę, ale nijak się mają do budowania, czy też kreowania naszej mądrości.
Nie mamy nawet czasowych i technicznych możliwości, by te wszystkie dochodzące do nas informacje przetworzyć, zrozumieć i wykorzystać. W gruncie rzeczy ogromną ich liczbę zostawiamy na pastwę marnotrawstwa i traktujemy jako bezużyteczny balans.
Cóż bowiem z tego, że wiemy, iż coś gdzieś, komuś się stało lub że coś, gdzieś, komuś się wydarzyło, jeśli nie jesteśmy ani w stanie, ani w mocy tych faktów poddać krytycznej analizie, dyskusji i ewaluacji.
Budujemy swą wiedzę i nieustannie ją poszerzamy, jakkolwiek na tym działaniu generalnie poprzestajemy. Oszołomieni nadmiarem obserwacji i informacji coraz rzadziej chcemy rozumieć – wystarcza nam, że wiemy. Informacja zdecydowanie i bezwzględnie ruguje ze swoich pozycji myślenie, które wymaga wielostronnego i skomplikowanego wysiłku opartego w dużej mierze na eksplorowaniu znaczeń i sensów zawartych w słowach.
Wolimy wiedzieć niż myśleć, wolimy oglądać niż czytać z tej prostej przyczyny, że obraz daje nam gotowe i znacznie prostsze, a bardziej atrakcyjne dla oka informacje.
Jak napisał Neal Gabler:
„Post oświecenie i postidea, choć się ze sobą wiążą, nie są tożsame. Postoświecenie odnosi się do stylu rozumowania, który nie stosuje technik racjonalnego myślenia. Postidea to zanik myślenia w jakimkolwiek stylu. Świat postidei nadchodził od dawna i wiele czynników odegrało w tym rolę. Na uniwersytetach obserwujemy odwrót od świata rzeczywistego, promuje się natomiast i nagradza wąskie specjalizacje, a nie śmiałość – troszczymy się o rośliny doniczkowe, a nie sadzimy lasów.”
Można by tę myśl ciągnąć w nieskończoność, co jednak wydaje się czynnością pozbawioną większego sensu, bo wszyscy przecież wyraźnie odczuwamy wyjałowienie i pustkę naszych rozmów prywatnych, płytkość publicznych (polityczno-społeczno-ekonomicznych) dyskusji czy banał i miałkość religijnych i duchowych propozycji, którymi stara się nas zainteresować.
Przestrzeń publiczna, w której funkcjonujemy została pozbawiona, odarta i wyczyszczona z szacunku dla mądrości i mędrców. Naukę zastępuje „wiara”, która pozwala zakładać, że kreacjoniści mają taka samą moc argumentacji dowodowej jak darwiniści. Mądrość postawiono na głowie, jeśli wręcz nie wystawiono jej za drzwi, a przecież głęboko w nas tkwi bardzo mocna chęć i pragnienie rozumienia świata i samych siebie i intuicyjnie wiemy, iż właśnie:
„filozofia jest czymś, co powszechnie się uprawia. Jest potrzebą naszego myślenia, potrzebą naszego intelektu, stawiającego sobie pytanie: dlaczego?
Jest ono czymś najbardziej naturalnym w zespole ludzkich potrzeb. Podjęte w filozofii porządkuje naszą wiedzę, uzasadnia ją i prowadzi do mądrości, którą określamy jako rozumienie sensu, rozumienie przyczyn.” - napisał Krzysztof Kalka w przedmowie do „Zarysu historii filozofii”.
To rozumienie sensu i rozumienie przyczyn jest też istotnym wyznacznikiem konceptu terapeutycznego, którego zarys przedstawia w swej książce „Psychoterapia filozoficzna” Lech Ostasz:
„Puste są słowa filozofa, którymi nie da się uleczyć żadnego cierpienia ludzkiego. Tak jak medycyna nie przynosi żadnego skutku, jeśli nie leczy choroby ciała, tak też filozofia jest bezużyteczna, jeśli nie leczy cierpienia duszy” (Epikur) – stąd fascynująca podróż po różnych szkołach, kierunkach, nurtach, filozofach i myślicielach europejskich, w którą zabiera nas Ostasz, by uświadomić czytelnikowi w jaki sposób można poszukiwać mądrości i wykorzystywać dla swego dobra niezgłębiony świat idei.
„Marzenie Starca
Przestańcie biec. Zatrzymajcie się na chwilę, Poświęćcie dwie minuty na to, by się trochę zastanowić i odpowiedzieć choć na jedno spośród wielu pytań. Czy uważacie, że życie, myśl, język, pismo od niepamiętnych czasów były ludziom niezbędne? Czy też, przeciwnie, sądzicie, że życie, myśl, język, pismo mogłyby się w ogóle nie pojawić i nigdy nie istnieć?” (Traktat o szcęściu)
W tekście wykorzystano fragmenty z:
Koniec świata idei, Neal Gabler, Forum nr 37, 2011
Psychoterapia filozoficzna, Lech Ostasz, Eneteia, 2011
Zarys historii filozofii, Krzysztof Kalka, Impuls, 2008
Traktat o szczęściu, Jean D"Ormesson, Znak, 2011
Zbyszek Kruczalak