----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

24 listopada 2011

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Publikujemy 39 część wykładów księdza profesora Józefa

Rzymianie w pierwotnym okresie swej historii byli barbarzyńcami, którzy wszystko wszystkim kradli. Z biegiem lat zaczęli kraść nawet kulturę, głownie Grekom, ale w pewnym momencie przychodzi potrzeba organizowania systemu posiadania. Przychodzi ten moment, kiedy zasada posiadania na własność staje się fundamentalną zasadą życia społecznego. Jest to czas formułowania prawa.  Rzymianie, którzy nie wytworzyli własnej wielkiej filozofii, ni e wytworzyli specjalnie wielkiej sztuki, wytworzyli znakomite prawo.

Działo się to mniej więcej w drugim wieku po Chrystusie i co ciekawe, do tego żeby stworzyć owo prawo zapożyczyli greckie pojęcie „prosopon” tłumacząc je jako osoba.

Jak to się stało, że to pojęcie osoby przeniknęło do chrześcijaństwa?

Trudno sobie wyobrazić większą przepaść, niż przepaść między człowiekiem chrześcijaństwa, a człowiekiem Grecji i Rzymu. Człowiek chrześcijaństwa to przede wszystkim człowiek historii. Sprawą podstawową jest dla niego sprawa nadziei, życie przyszłością, a ten, kto żyje nadzieją ten się pozbawia wszelkiej własności, ten się nie przywiązuje do niczego, ten jest gotowy wszystko porzucić, żeby iść za wezwaniem, tym samym wezwaniem, które Abrahama wywiodło z jego rodzinnej ziemi i kazało szukać Ziemi Obiecanej.

Od czasów greckich bierze się doświadczenie własności, doświadczenie posiadania. Krystalizuje się ono w idei osoby. Paradoks tego pojęcia jest większy, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Słowo to bowiem zostało przystosowane do opisu relacji osób w Trójcy Świętej. Pojęcie zakorzenione w greckim teatrze, w greckiej filozofii substancji, zakorzenione w rzymskim prawie, a pośrednio w rzymskiej filozofii stoickiej – nagle okazało się znakomitym pojęciem służącym do tego , żeby opisać tajemnicę Trójcy Świętej – mówiło się bowiem, że w Trójcy Świętej istnieją trzy osoby, trzy „prosopon” - chciałoby się powiedzieć trzy maski, a jedna natura.

I teraz dopiero, kiedy to pojęcie zostało tam zastosowane, głownie przez świętego Augustyna, wraca  ono z nieba na ziemię i zaczyna służyć do opisu natury człowieka. Na czym polega tajemnica owego pojęcia, na czym polega jego głębia i jego wielkość? Otóż, żeby tę głębię i tę tajemnicę lepiej opisać musimy zacząć od Boecjusza:

„osoba jest indywidualną substancją natury rozumnej”.

Zwięzły, ale bardzo dobry komentarz do tej definicji daje w „Historii średniowiecznej” Władysław Stróżewski. Chodzi o strony 420 i dalej. Spróbujmy trzymając się tego komentarza rozbudować go w niektórych momentach, w których to jest konieczne.

Zwróćmy uwagę najpierw na następujące słowo, które w tej definicji występuje – słowo „substancja”. Osoba jest substancją. W tym twierdzeniu jest powiedziane czegoś niezwykle ważnego. Słowo „substancja” znaczy, że to, o czym się mówi  - nie jest  ani procesem, ani całością sumatywną.

Przywołałem tutaj kiedyś  metaforę melodii. Mówiłem, że u Hegla człowiek jest w swej budowie zbliżony do melodii. Co to jest melodia? Melodią jest coś, co jest wytworzone  przez partyturę i instrumenty, ale jest zupełnie niepodobne do partytury i instrumentów. Melodia istnieje w ten sposób, że płynie. Ona jest płynna, ciągle płynie, a płynąc staje się. Tragedią melodii jest to, że istnieje w całości wtedy, kiedy już przestaje istnieć.

W heglowskim ujęciu człowieka, a potem w ujęciu heideggerowskim, człowiek jest taką melodią. O co chodzi melodii, która się gra?

Melodii chodzi o to, żeby naprawdę być tym, czym jest – to znaczy, żeby jej nie fałszować, ale ten, kto mówi, że człowiek jest substancją, głosi jednocześnie, że człowiek nie ma struktury melodii. Człowiek nie może być melodią, bo jeżeli jest melodią, to wtedy jest zdany na istnienie instrumentów, muzyków, dyrygenta czy kompozytora. Wtedy istnienie człowieka jest istnieniem efemerycznym. Istnieniem wiatru, rosy porannej. Tymczasem chodzi o to, żeby człowiekowi przyznać istnienie trwałe, istnienie mocne, tak mocne, że istnieniu temu nawet śmierć nie może dać rady.

Ale kto mówi, że człowiek jest substancją, ten oponuje przeciwko innej jeszcze koncepcji człowieka. Koncepcja ta jest szczególnie popularna w pozytywizmie, na przykład u Davida Huma. Wyobraźmy sobie partię szachów. Jest szachownica i na szachownicy są poukładane pionki, całość tych pionków stanowi pewną zamkniętą rzeczywistość: białe figury, czarne figury i szachownica pod nimi – to jest całość. Pomiędzy figurami zachodzą rozmaite relacje. Znamy mniej lub lepiej te relacje. Figury mogą dokonywać takich czy i innych ruchów. Czym jest całość?

Jest to całość, jak mówi Ingarden – sumatywna – całość, w której do jednego elementu dochodzi drugi element, a związek tych dwóch elementów jest ze sobą przypadkowy. Nie jest to związek tak ścisły, żeby jeden element nie mógł istnieć bez drugiego elementu. Królówka istnieje nawet wtedy, kiedy się wszystkie pionki usunie z szachownicy. Całością jest całość gorzej lub lepiej ze sobą powiązana.

Czymże jest więc człowiek?

Człowiek jest niczym innym jak zbiorem elementów, przy czym zbiór ten jest powiązany szczególnymi regułami. Hume mówił o regułach kojarzenia.

Nie istnieje nic takiego, co można by nazwać wolą.

Nie istnieje nic, co można by nazwać umysłem.

Istnieją natomiast konkretne decyzje. Konkretne chcenia: Ja chcę, ja nie chcę. Istnieją konkretne uczucia, uczucia nudy, zmęczenia. Istnieje konkretne wnioskowanie, na przykład wiem, wnioskuję, ale nie istnieje władza, która tym wszystkim rządzi.

Człowiek jest całością sumatywną i w związku z tym całość ta nie jest na tyle spoista, aby oprzeć się możliwej śmierci. Jest to całość, która bardzo łatwo może ulec rozkładowi, w więc kto mówi: – „człowiek jest substancją”, ten zarazem twierdzi, że człowiek nie jest całością sumatywną.

 

Zbyszek Kruczalak



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor