----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

08 grudnia 2011

Udostępnij znajomym:

Z żalem wspominam czasy swego dzieciństwa, kiedy Boże Narodzenie nie skupiało się na kupnie rzeczy. Co prawda te ostatnie były albo nieosiągalne albo wymagały umiejętności zdobycia ich spod lady. Czy ktoś jeszcze pamięta jak z nieudawaną radością odwijaliśmy z celofanowego worka nowe kapcie, parę skarpetek, wraz z pomarańczą, piernikami w czekoladzie, szklanym cukierkiem z choinki i obowiązkową rózgą? W latach siedemdziesiątych nie przewidywaliśmy, że kiedykolwiek z tęsknotą będziemy wspominać półki sklepowe wypełnione, z braku innych towarów, jedynie butelkami z octem. A jednak! Wystarczy wyobrazić sobie reakcję moich nastolatek, gdyby zostały uraczone tak ascetycznymi podarkami, by uświadomić sobie jak bardzo zdystansowaliśmy się od zwykłej biedy. Nawet ubogie rodziny obdarowywane na święta przez lokalną parafię mogą liczyć obecnie na lepsze potraktowanie. Nikt już przecież nie kupuje szynki na plasterki, czy odrobiny polędwicy do skosztowania. Współczesne święta oznaczają bowiem zakupy dla najbliższych dokonywane na kilka tygodni naprzód, okolicznościowe bankiety niemal co tydzień, przyjęcia w pracy, zbiórki na prezent dla szefa i konieczność przygotowania ciężkostrawnych potraw wigilijnych, których nikt potem nie chce jeść. Do tego trzeba wysłać kartki świąteczne, zgromadzić datki na wybrane przez nas organizacje charytatywne i zrobić dzieciom zdjęcie z Mikołajem. Dlatego od lat zastanawiam się, dotychczas bez skutku, nad tym jak nie dać się w czasie świąt zwariować.

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Bynajmniej nie chcę rezygnować z wymarzonej, kolejnej pary butów, które w prezencie kupię sobie sama, ani z niespodzianki oczekiwania na upominki od najbliższych. Jednakże przeżyć bożonarodzeniowych nikt nie chce przecież utożsamiać z trafnością dokonywanych przez nich zakupów. Tym bardziej, że w miarę jak zbliżamy się do świąt, oferty towarów sklepowych powszednieją, nużą i rozczarowują. Święta muszą być przecież czymś więcej niż kolejnym swetrem, wywołującym zdziwienie podarowanym szpargałem lub pudełkiem czekoladek o równie mdlących smakach imbiru czy mięty. Nawet jakbyśmy się nie wiem jak starali godzinami przebierając w stosach kaszmiru, torebek z eksluzywnych butików i kolejnej gry komputerowej, niewątpliwie podwyższającej poziom intelektualny dziecka, nie jesteśmy w stanie wywołać ani zaskoczenia ani wzruszenia obdarowywanej osoby.

Trudność pojawia się już na etapie magicznego doręczenia prezentu pod choinkę. Odegranie Mikołaja albo aniołka podrzucającego dary z nieba oczekującemu na nie dziecku jest bezproblemowe jedynie w przypadku niemowlaków lub rozkojarzonych dwulatków. Gorzej ze starszymi dziećmi, które mogą kojarzyć fakty. Na przykład jawne przebieranie się Mikołaja w czasie imprezy świątecznej. Lub głos łudząco podobny do wujkowego. Albo doręczenie przez UPS olbrzymich pudeł, które okazują się następnie wyczekiwanym prezentem świątecznym. Warto pamiętać też o szybkim uprzątnięciu albo połknięciu ciasteczek przemyślnie zostawionych przez kilkulatków dla Mikołaja. W aranżowaniu spodziewanego zaskoczenia przydają się ciotki, wujkowie i kto tylko będzie chętny do odegrania scenki niebiańskiego doręczenia.

Młodym, a niewprawnym rodzicom przypominam, że starsze dzieci swój rozum mają i nie tak łatwo dadzą się oszukać. Moja kilkuletnia córeczka, poddając w wątpliwość istnienie wróżki od wypadających zębów, wyjęła spod poduszki nie zabrany przez czarodziejkę ząb, o którym przemyślnie nikomu wcześniej nie powiedziała, uniemożliwiając wymianę zęba na gotówkę, jako dowód podstępu dorosłych. Ku zdziwieniu zainteresowanych przyjęła łapówkę w zamian za obietnicę zachowania tajemnicy przed siostrą. I tak już zostało. Corocznymi prezentami opłacamy utrzymywanie obnażonej boleśnie magii, w którą nikt już nie wierzy. Co zostaje z Bożego Narodzenia, kiedy dzieci wiedzą, że Mikołaj jest tylko przebraniem? Ubieranie choinki, dekorowanie krzaków kolorowymi światełkami, pieczenie ciasteczek i stanie w kolejce do sklepu z torebkami marki Coach?

Ze świątecznego sztafażu pozostają jeszcze przyjęcia i bankiety świąteczne. Co gorsza z prywatnością, tajemniczością i świątecznością niewiele mają wspólnego. Mam tu na myśli rozpowszechnione ostatnio przyjęcia biurowe, korporacyjne szopki na cześć politycznie poprawnych świąt i zbiórki charytatywne na każdym rogu ulicy. Rangę świątecznych tradycji zyskują więc takie indywidua jak tryskająca niespożytą energią organizatorka dorocznej wymiany upominków mikołajkowych, inspirator świątecznego przyjęcia zrzutkowego, społecznik występujący w imieniu pokrzywdzonych i koledzy z pracy wyciągający pieniądze na kupno prezentu dla szefa, w dowód fałszywego zresztą uznania. Problem w tym, że zarówno inicjatorzy jak i same imprezy są powszechnie znienawidzone. Lokalną prasę wypełniają porady ekspertów od etykiety o tym jak taktownie odmówić udziału w tego typu wątpliwych rozrywkach bez narażania na szwank swej zawodowej reputacji i obrażenia współpracowników. Wśród udzielonych porad najbardziej spodobała mi się taki oto cytat Mahatmy Ganhiego: „Nie”, wypowiedziane z najgłębszym przekonaniem jest lepsze niż „tak”, by się przypodobać, albo, co gorzej, uniknąć kłopotów”. No właśnie, uczestniczymy w tychże tradycjach z obowiązku, poczucia konieczności, lub obawy przed konsekwencjami odmowy. Chcemy precież by ludzie nas lubili, wystrzegamy się rzeczy, które mogą urazić ich uczucia. Więc składamy się na rzecz organizacji wybranej prze szefa. A potem idziemy na przyjęcie świąteczne, chociaż nie mamy na to najmniejszej ochoty. Potulnie zgadzamy się na dyktowane przez kogoś innego pomysły świętowania po to by uniknąć konfrontacji. Powodowani owczym pędem akceptujemy wszystkie pseudo-świąteczne tradycje. Ale to podstęp, drodzy współpracownicy. O ile bowiem jest korzystne by angażować się w niektóre imprezy biurowe i współpracować z kolegami, to po prostu nie trzeba być częścią wszystkiego. Skutek naszego „nie” nigdy nie jest aż tak szkodliwy ani potężny jak się nam wydaje. Podejrzewamy, że osoba zapraszająca będzie na nas wściekła, albo że nie będzie z nami rozmawiać, ale rzadko tak bywa. Ryzyko, że mówiąc „nie” świątecznym tradycjom biurowym zostaniemy nabrani, oszukani czy oskubani jest nieznaczne. Nie dajmy się zwariować! A zanim podejmiemy decyzję o uczestnictwie w biurowych celebracjach warto zadać sobie pytanie o to czy będziemy odczuwać presję, złość wobec siebie, czy niezadowolenie wobec inicjatora całej tej świątecznej zgrywy. Okopując się w emocjonalnych i fizycznych granicach swej wolności i wyraźnie określając swe priorytety stawiamy opór poszturchiwaniom do obowiązkowego świętowania.

Tymczasem wobec panoszącego się w sklepach, biurach i domach świątecznego natręctwa rodzi się we mnie bunt. Wprawdzie nie starcza mi odwagi na zignorowanie Bożego Narodzenia, jak to w popularnej książce i komedii pod tytułem „Skipping Christmas”, ale światełka na zewnątrz domu zapalam jako ostatnia na ulicy, choinkę ubieram na tydzień przed wigilią, a kolęd nie słucham, bo nie lubię. Ale wtedy przychodzi ochota na struclę z makiem, staropolskie „Lulajże Jezuniu” zagrane na fortepianie ze stuletnią duszą i spotkanie z rodziną, która z okazji świąt być może przemówi ludzkim głosem.

A kiedy odpakuję już wszystkie prezenty, pozmywam porcelanę i z małomieszczańską pedanterią ułożę srebrne sztućce, przyjdzie czas na prawdziwe święta. Wraz z góralskimi kolędami nadejdą wspomnienia pewnego Bożego Narodzenia, kiedy wszystko szło źle. Zostawiwszy nowo narodzone niemowlę w oddziale intensywnej opieki,  wezwanie do radości z powodu Bożego Narodzenia przyjęliśmy jako kpinę z podłego losu. Ale święta przeżyliśmy jak najlepiej umieliśmy, dzieląc czas pomiędzy szpitalem, starą kaplicą jezuicką i nie umeblowanym domem. A zły los się po prostu odwrócił. Niegdysiejsze maleństwo ma dzisiaj szesnaście lat. Rocznica urodzin, wciśnięta na dwa dni przed urodzinami Pana, utrudnia wprawdzie jej życie, ale nieodmiennie co roku przypomina o prawdziwym znaczeniu Bożego Narodzenia. I tego właśnie życzę Państwu na Święta.

Ela Zaworski



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor