----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

29 grudnia 2011

Udostępnij znajomym:

Bezrobocie, zadłużenie i masowe protesty niezadowolonych były wiodącymi tematami medialnymi w dobiegającym końca roku. Co gorsza, w sposób dotychczas niespotykany wtargnęły w nasze codzienne życie. Okazało się bowiem, że nie sposób uciec od rosnącego zadłużenia krajowego, zawirowań amerykańskiej giełdy, kryzysu na rynku europejskim i powodowanego przez nie bezrobocia w krainę prywatnej szczęśliwości. Choćbyśmy nie wiem jak się starali trzymać z dala od polityki i medialnego zgiełku, to nie możemy uciec spod wpływu korporacji czy zignorować drastycznie powiększającego się rozziewu pomiędzy amerykańską elitą zamożnych i resztą społeczeństwa. Nieprzypadkowo więc staliśmy się niejako częścią globalnego ruchu niezadowolonych. Protesty pod amerykańską giełdą są jedynie jego znikomą częścią.

A zwykli ludzie, jak 26-letni Mohamed Bouazizi, handlarz owoców z ulicznego wózka w Sidi Bouzis, 125 mil od Tunisu, urastają do roli wojowników o wolność i demokrację. Niemal rok temu, 17 grudnia 2010 roku, Bouazizi wyszedł jak zwykle do pracy. Lokalna policja szykanowała go od dawna, piętrząc biurokratyczne przeszkody. Kiedy policjantka skonfiskowała mu wagę i spoliczkowała go, wkroczył do budynku stolicy prowincjalnej by złożyć skargę, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Podchodząc do bramki oblał się rozpuszczalnikiem do farb i podpalił. „Mój syn podpalił się w imię godności. W Tunezji godność jest ważniejsza od chleba”, wyznała jego matka. I nie ma w tym ani krzty przesady. Nie tyle bowiem umacnianie dyktatury tunezyjskiej, co rządowa bezduszność wobec zwykłych obywateli okazały się słomką, która przepełniła czarę goryczy.

W Egipcie protest sprowokowały groteskowo oszukańcze wybory krajowe w roku 2010 połączone, podobnie jak w Tunezji, z nierzadkimi aktami przemocy ze strony agentów bezpieczeństwa. W Stanach Zjednoczonych ruch Occupy Wall Street narodził się w konsekwencji całkowitej zapaści gospodarki, systemowej lekkomyślności finansowej, gigantycznego zadłużenia publicznego, a przy tym rewelacji o podwójnej grze bankowej. Do wystąpień przeciwko rządom i korupcji doszło w Tunezji, Aleksandrii, Kairze, a miastach arabskich i Zatoce Perskiej, w Madrycie i Atenach, Londynie i Tel Avivie, Meksyku, Indiach i Chile.

W każdym z  tych miejsc niezadowolenie, które było podgrzewane przez lata, osiągnęło poziom wrzenia. W Stanach wykupienie banków doprowadziło do gniewnego i szokująco skutecznego masowego protestu, nie tylko w obrębie Partii Herbacianej. Na Środkowym Wschodzie i Afryce Północnej stłumienie zielonej rewolucji wzmocniło wprawdzie tyranię na jakiś czas, ale kiedy gospodarczy sukces minionej dekady, w której ekonomia Egiptu wzrosła ponad 5%, nie stał się udziałem większości, spowodowało to powszechną frustrację. Do rewolucji doszło kiedy większość zwykłych obywateli, począwszy od Kairu po Madryd, zdała sobie sprawę z tego, że widoki na lepsze życie, które im obiecywano, były nędzne. Mieli dość, a do wybuchu frustracji i gniewu doszło z powodu bezrobocia, braku perspektyw i polityki reżimu, która zmierzała donikąd. Mieszkańcy Madrydu, którzy określali siebie samych mianem „oburzonych” maszerowali pod hasłem: „Nie jesteśmy towarem w rękach polityków i bankierów”. Powody niezadowolenia dla demonstrantów w wielu krajach i miastach brzmiały podobnie: brakujące zatrudnienie, zbyt wysoki koszt utrzymania, korupcja polityczna, jedynie ustosunkowani zamożni bogacący się coraz bardziej, jak również zbyt agresywna kontrola policyjna. Amerykański protest rozpoczął się w Zuccotti Park, nowojorskim okręgu finansowym, obierając za przedmiot krytyki rolę Wall Street w kryzysie finansowym. David Graeber, 50-letni prominentny antropolog wraz z 32-letnią artystką emigrantką z Grecji, Georgia Sagri, odegrali czołową rolę w określeniu formy protestu jako długoterminowego obozowania w miejscu publicznym, zaimprowizowanego protestu demokratycznego, bez wyznaczonych wcześniej przywódców, mającego na celu ogólną krytykę wszystkiego, amerykańskiej ekonomii znajdującej się w kryzysie, polityki skorumpowanej przez wielkie pieniądze, bez bezpośredniego wezwania do specyficznego ustawodawstwa lub akcji wykonawczej. Graeberowi także przypisuje się autorstwo sloganu „Reprezentujemy 99%”.

Nawet pobieżna analiza wydarzeń ujawnia symptomatyczną dychotomię pomiędzy wersją prezentowaną przez prasę a treściami przekazywanymi za pośrednictwem internetowych witryn aktywistów. W nocie Georgii Sagri, z dnia 26 grudnia 2011 czytamy: „Nie chcemy zastąpić przywódców związków zawodowych, czy ekspertów ruchu studenckiego. Wspaniałe jest to, że w każdym zakątku świata ludzie są świadomi faktu, że za ich plecami odgrywa się polityczne i ekonomiczne gry. Dostrzegają, że polityczna sytuacja, określana albo mianem demokracji, dyktatury, oligarchii, itp. jest sfabrykowana na użytek ohydy kapitalizmu i jego ekspansji w każdy cal i każdy por naszego życia.” Sagri dostrzega niebezpieczeństwo biurokratyzacji i centralizacji reprezentacji demonstrantów, jak również manipulacji słownej, właściwej, jak pisze, dla polityków, adwokatów, biurokratów, menedżerów, czy przywódców związkowych.

Jak łatwo zauważyć, przesłanie Sagri, jednej z czołowych organizatorek demonstracji, o politycznej manipulacji jednostki, zostało przez prasę przedstawione w zupełnie innym kontekście świetle: jako ruch przeciwko żądzy pieniądza, skierowany w szczególności przeciwko Wall Street. Lektura niezbornych, ale autorskich wypowiedzi demonstrantów pozwala zauważyć „gębę” przyprawioną opozycjonistom niewygodnym dla wpływowych gremiów politycznych, ekonomicznych i medialnych.

Tymczasem zamiast dyskutowania kwestii systemowej korupcyjności finansów, ekonomii i polityki, prasa epatuje nas stworzonymi na użytek masowy hasłami, które przypisywane demonstrantom, niekoniecznie pokrywają się z prawdą. Ewidentnym przykładem takiej manipulacji jest zarzut niezborności wypowiedzi i braku sugestii rozwiązań kwestii podnoszonych przez ruch okupacyjny. Blog Sagri wydaje się podkreślać wagę swobody indywidualnej ekspresji, personalnej inicjatywy, solidarności i miłości, deprecjonując potrzebę jakiejkolwiek hierarchii, przywództwa, zarządzania i politycznej reprezentacji. Prasa natomiast zamiast o zniewoleniu jednostki przez system polityczny i finansowy, dyskutuje na tematy zastępcze, w tym o bankructwie domu maklerskiego MF Global Holdings w następstwie katastrofalnej transakcji obstawiającej europejskie zadłużenie, procesie Raja Rajaratnama oskarżonego o wykorzystanie poufnej informacji giełdowej, wzroście cen złota i zastoju na rynku handlu nieruchomości. Tematami zastępczymi są także: redukcja nieposzlakowanego rankingu kredytowego Stanów Zjednoczonych przez agencję Standard & Poor, środki ostrożności podjęte przez Unię Europejską, jak również polityczne zamieszanie i niepewność finansowa wynikająca ze zbyt wysokiego poziomu zadłużenia.

Weźmy za przykład bankructwo nowojorskiego domu maklerskiego, MF Global, demaskujące defraudację około $1.2 miliardów na kontach klientów, które powinny być rozdzielone od prywatnych inwestycji bankierów. MF Global, pod zarządem byłego gubernatora New Jersey i przewodniczącego rady nadzorczej Goldman Sachs, Jon Corzine, ogłosił bankructwo po katastrofalnym obstawieniu zadłużenia europejskiego. Skazani jedynie na wyrywkowe oświadczenia prasowe obywatele, którzy niewątpliwie zapłacą za te nadużycia z własnych kieszeni, są utrzymywani w nieświadomości i jedynie zdawkowo informowani zarówno o kradzieży funduszy z ich własnych kont, malwersacjach pieniędzy publicznych, jak i pozbawieni wpływu na sposób funkcjonowania instytucji zarządzanej przez do niedawna członków najwyższych urzędów państwowych i czołowych agencji finansowych.

Kolejnym przykładem gry toczonej za naszymi plecami jest utrzymywana od czterech lat po całkowitym załamaniu w roku 2007 i stale pogłębiająca się inercja na rynku nieruchomości. Zagrabiwszy domy od niezdolnych do spłat hipoteki właścicieli, banki zgromadziły ogromne środki, które obecnie wydają na swą własną ekspansję, finansując budowę kolejnych lokalizacji, powstających niemal na każdym rogu. Będąc niekwestionowanym winowajcą zaistniałej sytuacji, zostały wykupione za podatnicze pieniądze, i nie tylko nie poniosły żadnych konsekwencji dokonywanych przez siebie malwersacji, ale pomnażają swe bogactwo wypuszczając po okazyjnych cenach nieruchomości poprzednio przejęte od właścicieli dotkniętych spowodowanych przez nie kryzysem. Ten haniebny proceder sprzedawania poprzednio przejętych domów nie tylko systematycznie obniża wartość nieruchomości, ale powiększa zyski z ich wynajmu zmniejszając pulę dostępnych apartamentów.

W tym kontekście hasła wznoszone przez strajkujących przed siedzibą Wall Street tracą swą abstrakcyjność, jak choćby „Ludzie ponad zyskiem”. Z perspektywy pokrzywdzonych klientów nabiera konkretnych treści przesłanie Molly Katchpole, która w październiku zainicjowała petycję skierowaną przeciwko planom wprowadzenia opłat za używanie kart debetowych przez Bank of America. „Myślę, że biznes może być prowadzony w sposób, który ma na względzie ludzi”, stwierdza prowokacyjnie Katchpole.

Powszechne niezadowolenie rodzi się zawsze z personalnych, żywotnych i dotykających nas dotkliwie pobudek. Trudno o bardziej osobisty powód niezadowolenia jak niemożność znalezienia zatrudnienia. Amerykańskie bezrobocie utrzymało się oficjalnie na poziomie co najmniej 9 procent przez większość roku pozostając palącą kwestią ekonomiczną. Okazuje się również, że jest ono problemem rasowym, jako że bezrobocie czarnoskórych, wynoszące 15.5 procent w listopadzie, jest ponad dwukrotnie wyższe niż białych, wśród których kształtuje sią na poziomie 7.6 procent. Tymczasem tempo wrostu nowych miejsc pracy nie było wystarczające na tyle, by być w stanie zaradzić masie ponad 13 milionów bezrobotnych. Ale to nie statystyka sama w sobie jest powodem niezadowolenia, a hucpa niektórych pracodawców, którzy w ogłoszeniach o pracy wyeliminowali bezrobotnych.

Pozbawieni innych metod sprzeciwu, niezadowoleni świadomi systemowej niesprawiedliwości zarówno w dziedzinie zatrudnienia, finansów, czy polityki, wyszli w końcu na ulicę. Nadali bardzo osobisty wymiar czołowym hasłom 21 wieku, globalizacji i komunikacji internetowej. O ile bowiem pojęcie globalizacji do tej pory odnosiło się głównie do międzynarodowej wymiany ekonomicznej pozostającej w rękach wpływowych i zamożnych, to dzięki protestom, których jesteśmy świadkami, zyskało ono znaczenie formy dystrybucji demokratycznych idei. Podobnie przekaz internetowy, wykorzystywany najczęściej do przekazu wątpliwych talentów wokalnych czy intymnych treści komunikacyjnych, zyskał znaczenie środka politycznego porozumiewania. Internet, Facebook, Twitter, YouTube, i smartfony odegrały w rozwoju ruchu okupacyjnego niezadowolonych ogromną rolę, przekazując informacje nie tylko o emocjach i poglądach szerokiej siatki znajomych, ale transmitując idee polityczne i sugestie działania pomiędzy kontynentami. Określenie arabskich protestów mianem rewolucji internetowej jest jednak grubą przesadą. Na Bliskim Wschodzie, w Afryce Północnej, Hiszpanii, Grecji i w Nowym Jorku media społeczne i smartfony nie zastąpiły bezpośrednich kontaktów społecznych i konfrontacji, ale umożliwiły demonstrantom zręczniejszą mobilizację i szerszą, jak również skuteczniejszą komunikację. W państwach policyjnych, Tunezji, Egipcie, Syrii, powszechność użycia telefonów komórkowych z opcjami nagrywania odegrała rolę wolnej prasy.

Wydaje się, że najsilniejszym atutem demonstracji było wystąpienie przeciwko systemowemu status quo. Zyskały one tak duże poparcie społeczne dzięki temu, że były zainicjowane przez niezwiązaną z żadnym ruchem politycznym młodzież, w związku z czym były atrakcyjne dla każdego. Idealistyczna czystość jest rzeczą piękną, ale nie wiadomo jak długo potrwa, a poza tym nawet wolna polityka może być ideowo i pragmatycznie niezależna. Amerykańscy niezadowoleni nie mają zaufania ani co do polityki Obamy, ani co do sojuszy ze związkami zawodowymi, ale istnieje zagrożenie, że generacyjna potrzeba absolutnego consensusu może przekształcić się albo w pasywny opór albo nieudolność polityczną. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że nowi rewolucjoniści, wierzący w sekularyzm, liberalizmu i święcie przekonani o tym, że walczą w imię indywidualnej wolności i swobód demokratycznych, nie okażą się narzędziem w rękach nowych ciemiężców.

Na podst. „Time”, „Chicago Tribune” oprac. Ela Zaworski



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor