Jeśli solidne podstawy i wczesne działanie jest kluczem do zwycięstwa w republikańskich prawyborach w Illinois, to już dziś możemy zaryzykować i na zwycięskiej pozycji umieścić Mitta Romneya. Jeśli natomiast brać pod uwagę wyniki niedawnego sondażu orientacyjnego (straw poll), to liczyć na nas może Ron Paul.
Prawybory w Iowa były pierwszym miernikiem sympatii wyborców republikańskich, ale to New Hampshire tak naprawdę zadecydowało o czołówce wyścigu. Kolejne wybory, w tym odbywające się 20 marca w Illinois będą rozgrywka wyłącznie pomiędzy trzema wiodącymi w tej chwili politykami republikańskimi.
Kiedy nasza Stanowa Komisja Wyborcza otworzyła swe podwoje dla składających podania kandydatów, pierwszą i najliczniejszą grupę w wyścigu do Białego Domu stanowili zwolennicy Romneya, którzy złożyli wymaganą prawem liczbę podpisów i rozpoczęli ostrą kampanię tak, jakby głosowanie w Illinois miało odbyć się juz za kilka dni.
Sztab byłego senatora z Pensylwanii, Ricka Santorum, zwlekał ze złożeniem dokumentów aż do świąt, w związku z czym nie był w stanie wykorzystać sukcesu z Iowa w pierwszych dniach stycznia.
Były gubernator Utah, Jon Huntsman, który uplasował się na 3 miejscu w New Hampshire, w ogóle nie brał udziału w prawyborach w Iowa, nie złożył też dotąd wymaganych podpisów w Illinois pozostawiając walkę o naszych 69 delegatów na później, licząc, że może ich przechwycić gdy jego pozycja umocni się w najbliższych tygodniach w innych stanach.
O wszystkim decydują oczywiście pieniądze, których Mitt Romney ma najwięcej. Ma też największe poparcie wśród prominentnych polityków republikańskich w naszym stanie. Jego głosem i siłą w Illinois są senator Mark Kirk oraz skarbnik Dan Rutherford obok kilkuste innych działaczy i tysięcy wolontariuszy. Santorum ma w Illinois do dyspozycji jedną opłacaną przez siebie osobę, Jona Zahma, oraz prokuratora powiatu Lake, al Salvi, który w przeszłości wielokrotnie prowadził bardzo nieskuteczne kampanie na różne stanowiska.
W każdym z 18 dystryktów kongresowych Illinois Romney ma po kilku delegatów składających petycje, podczas gdy pozostali politycy mają ich zaledwie kilku w całym stanie lub nie mają ich w ogóle, przykładem może być choćby Santorum.
Jedynym w tej chwili politykiem, który może liczyć na liczące się poparcie konserwatywnych wyborców w Illinois jest Ron Paul, który listopadzie w tzw. straw poll – czyli sondażu orientacyjnym – otrzymał 52% głosów. Wygrał zarówno w głosowaniu internetowym oraz bezpośrednim. Na drugim miejscu uplasował się wówczas Mitt Romney, były gubernator Massachusetts, zdobywając 35% poparcie.
Wyniki z listopada nie są jednak wiążące i stanowią tylko niewielka część stanowych głosów. Ron Paul nie powinien więc liczyć na zwycięstwo, zwłaszcza, że najpierw musi utrzymać się w wyscigu do 20 marca. Podobnie zresztą jak każdy z pozostałych kandydatów. Do tego czasu może zdarzyć się wiele.
Obserwatorzy sceny politycznej widzą już migrację głosów. Na przykład dotychczasowi sympatycy Michele Bachman, kongreswoman z Minnesoty, zaczynają wspierać Ricka Santorum, głównie ze względu na jego konserwatywne poglądy. Zwolennicy Newta Gingricha, którzy w większości popierali wcześniej Hermana Caina, „odkrywają” nagle Jona Huntsmana, który w opinii wielu ekspertów jest obok Romneya największym zagrożeniem dla obecnego prezydenta.
Republikanin Dan Rutherford, skarbnik Illinois oraz zwolennik Mitta Romneya uważa, że Illinois nie odgrywa i nie będzie odgrywało zbyt wielkiej roli w prawyborach tej partii. Głównie ze względu na późną datę głosowania.
“Myślę, że wiele będzie zależało do Płd. Karoliny i Florydy – mówi Rutherford, który wspiera Romneya od czasu kampanii w 2008 r. – Jeśli do 20 marca wciąż nie będzie jasne, kto przewodzi stawce, wówczas i Illinois okaże się istotne.”
Według niego wyborcy w końcu zdecydują się na poparcie Mitta Romneya, gdy zauważą jego plany względem gospodarki i tworzenia miejsc pracy. Również dlatego, że ma on największe szanse na pobicie Baracka Obamy w listopadzie.
Na razie republikańska kampania prezydencka w Illinois zdominowana jest przez sztaby poszczególnych kandydatów i ich reprezentantów koncentrujących cały swój wysiłek na innych zakątkach kraju. Korzysta z tego prezydent, który w ramach własnej kampanii przedwyborczej odwiedził w tym tygodniu Chicago zbierając fundusze na kampanię i mierząc nastroje polityczne w mieście.
Illinois może bowiem mieć znacznie w prawyborach republikańskich, jednak niewiele osób wierzy, że może być polem bitwy podczas decydujących wyborów prezydenckich. Dlatego ktokolwiek wygra nominację GOP niewiele spędzi tu czasu słusznie przewidując, że lepiej zainwestować w stany, gdzie ma większe szanse.
RJ