Nie jestem pewny czy możemy się od rzeczywistości, której jesteśmy częścią i która nas otacza, izolować, a najlepiej od niej uciec, żeby nie zwariować, jakkolwiek nowoczesna fizyka kwantowa upewnia nas w przekonaniu, które nie jest niczym specjalnie nowym, bo bliskie już było starożytnym sofistom, że jest tylko to, co spostrzegamy naszymi zmysłami – ucieczka wydaje się zatem całkiem możliwa, a nawet łatwa – to, czego nie czujemy, nie widzimy i nie dotykamy, tego po prostu nie ma.
Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, niech przejrzy artykuł zatytułowany „Świat to tylko wrażenie” autorstwa Piotra Cieślińskiego, w którym czytamy:
„Filiżanka istnieje, bo na nią patrzę – w najnowszym "Nature" grupa fizyków z Austrii i współpracujący z nimi prof. Żukowski z Gdańska opisują eksperyment z parami splątanych fotonów, który wyklucza taką "nielokalność" świata. - A zatem klasyczny realizm chyba należy odrzucić - komentuje prof. Żukowski.
– Nie wszystko, co obserwujemy, istnieje niezależnie od naszych obserwacji - dodaje prof. Anton Zeilinger z Uniwersytetu w Wiedniu.
– A filiżanka z kawą na moim biurku istnieje wtedy, gdy na nią nie patrzę? – upewniam się.
– Żeby być w stanie kwantowym, nieokreślonym, trzeba być izolowanym od zewnętrznych zaburzeń, wpływów, m.in. światła, które pada na filiżankę.
– Gdyby więc udało się ją odizolować w jakimś pudełku, to...
– ...otwieramy pudełko i widzimy, że ona stoi z uszkiem skierowanym na północ. Fizyka klasyczna zapewnia, że mógłbym się założyć, że ona tak stała, zanim jeszcze tam zajrzeliśmy. Ale nasz eksperyment udowadnia, że to rozumowanie jest błędem. Wcześniej bowiem filiżanka "istniała" we wszystkich możliwych orientacjach, możliwych stanach. Kiedy patrzymy na nią, dostajemy tylko jedną z możliwych odpowiedzi. Założenie, że to, co widzimy, istniało przed obserwacją i niezależnie od niej, jest więc błędne.
– Co pan rozumie przez obserwację?
– Pewien przepływ informacji z obserwowanego obiektu na zewnątrz. Ta informacja może być wykorzystana (np. stworzyć obraz na siatkówce oka) lub też nie. Co ciekawe, kiedy niezależny obserwator nie wykorzysta tej informacji, to można ją zniszczyć. Wtedy filiżanka wraca znowu do stanu kwantowego. Wciąż jeszcze w pełni tego nie rozumiemy. Wielu fizyków jednak nie dba o filozoficzne aspekty mechaniki kwantowej. Wystarcza im, że daje poprawne wyniki dla eksperymentów.
Nic dziwnego, że Niels Bohr mawiał: "Gdy ktoś powiada, że może rozmyślać o mechanice kwantowej bez zawrotów głowy, to znaczy, że jeszcze nic z niej nie zrozumiał".”
Z czystym sumieniem zatem możemy skazać się na ból głowy, bo nasza izolacja od otoczenia wydawałaby się w tym kontekście niezwykle łatwa, lekka i przyjemna. Wystarczy po prostu zamknąć oczy i świat przestaje istnieć. To dosyć porywająca perspektywa biorąc pod uwagę uciążliwości współczesnego życia, jego nadzwyczajne skomplikowanie przy jednoczesnym spłaszczeniu i trywializacji oraz obezwładniającym natłoku niemożliwej do przepracowania i przyswojenia ilości informacji.
Starożytni Grecy, a przynajmniej starożytni greccy myśliciele mieli bardzo podobne odczucia związane z doświadczaniem tego, co wokół nich się działo, jakkolwiek oczywiście nie badali doświadczalnie cząstek elementarnych i nie próbowali łapać antymaterii czy kwarków, co nie znaczy, że nie mieli świadomości ich istnienia, jako elementu konstytuującego wszechświat. Profesor Władysław Witwicki, tłumacz „Uczty” i wielu innych dialogów pisze we wstępie do najnowszego wydania tekstów Platona:
„W każdym razie: dla mnie istnieje to, a dla ciebie co innego; człowiek ty i człowiek ja. Obaj jesteśmy miarą, normą wszystkich rzeczy, o ile istnieją lub nie. To, co się mnie widzi, że jest, to też naprawdę jest – dla mnie; a co się tobie widzi, to jest też naprawdę – dla ciebie. Przecież nic nie istnieje samo dla siebie – wszystko jest czyimś widziadłem czy też czyimś pomysłem, jest „komuś”, jest w czyjejś głowie czy też w czyichś oczach.[...] Nie to jest lepsze, a tamto gorsze, ale oba równie prawdziwe; tylko to dla mnie, a tamto dla ciebie prawdziwe. […] Nic nie istnieje naprawdę.”
Ten niesamowity fragment opisujący dzieło Protagorasa z Abdery i Gorgiasza prowadzi do niezwykle współcześnie brzmiącej, aczkolwiek antycznej przecież konkluzji:
„Sztuka w tym, żeby i sobie i drugim przysporzyć jak najwięcej tych lepszych przekonań, względnie z tych gorszych porobić lepsze – ponaprawiać ludzkie przekonania. Metodę tylko potrzeba znać. Sposób tylko potrzeba mieć.”
Z tymi sposobami i metodami różnie niestety bywało i bywa, bo też nie wszyscy czytają sofistów, a jeszcze mniej ludzi posiada ich odwagę i poczucie misji. Wydawało się swego czasu, że takim „naprawiaczem” ludzkich przekonań mógł być internet, czy też koncept człowieka w sieci, o którym tyle pisze w swych rozlicznych książkach fizyk i wizjoner Michio Kaku – ale nie jest, z czego wszyscy zdajemy sobie lepiej lub gorzej sprawę.
Z niesamowitego narzędzia komunikacyjnego, które zmieniło świat, internet powoli przeistacza się w to, co Jose Ortega y Gasset nazwałby pewnie, gdyby żył, narzędziem w rękach „masy”. Znakomicie interpretuje ten fenomen Jacek Żakowski w artykule zamieszczonym swego czasu w Polityce pod tytułem „Bunt mas”, w którym czytamy:
/„Masa, która poczuła się bezpiecznie, nabiera przekonania, że umie świat ogarnąć. Kiedy widziała niebezpieczeństwo, gdy przymierała głodem, umierała od banalnych chorób i w każdej chwili mogła zginąć z jakiejś obcej ręki, sama oddawała się pod opiekę mądrzejszym. „Podniesienie dziejów” sprawiło, że „masy zhardziały w stosunku do mniejszości; nie są im posłuszne, nie naśladują ich ani nie szanują; raczej wprost przeciwnie, odsuwają je na bok i zajmują ich miejsce”. W przestrzeń wlewa się masowość. „Człowiek masowy czując się pospolitym, żąda, by pospolitość była prawem i odmawia uznania jakichkolwiek nadrzędnych wobec siebie instancji”./
Można rzecz jasna kwestionować sensowność poglądów hiszpańskiego filozofa i pisarza, aczkolwiek dużo trudniej jest nam takiej krytyki dokonać wobec jednego z twórców pojęcia „wirtualna rzeczywistość”, który upublicznił niewiarygodnie wręcz ostre i jednoznacznie negatywne przeświadczenie o funkcji i roli internetu w naszej rzeczywistości:
/„Jennifer Kahn z New Yorkera opisuje sylwetkę Jarona Laniera, uznawanego za twórcę pojęcia wirtualna rzeczywistość. Lanier wydał książkę "You Are Not a Gadget: A Manifesto" ("Nie jesteś gadżetem. Manifest") - prowokacyjną krytykę technologii cyfrowych. Wikipedię nazwał triumfem "rządów umysłowego motłochu"; dowodził, że istnienie serwisów społecznościowych – jak Facebook i Twitter - prowadzi do odczłowieczenia./
Co zatem z tym wszystkim zrobić? Separować się i stanąć na uboczu tak jak zrobił to Horacy, czy może lepiej nauczyć się intensywnie dostrzegać i czuć i tym sposobem powoływać do życia nową, kwantową albo soficką rzeczywistość? Proponuję się zmusić!
Za dwa tygodnie o spiskowej teorii dziejów, patriotyzmie i tajnych agentach
Zbyszek Kruczalak