Odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, połączone z przekonaniem, że to niemożliwe.
Tyle ciekawych spraw, tyle tematów, a my ciągle skazani jesteśmy na polityków. Niestety, okres przemówień noworocznych, odezw do narodów, raportów o kondycji państwa, stanu, miasta i podwórka trwa w najlepsze. Ponieważ to nasze podwórko, więc powinniśmy wiedzieć co się na nim dzieje. Dlatego pięć minut po wysłuchanym w skupieniu środowym przemówieniu naszego gubernatora spakowane miałem walizki, a niezbędne do cywilizowanego życia przedmioty wylądowały w kilku pudełkach. Gotów jestem do przenosin w inne rejony kraju w każdej chwili. Szukam tylko chętnego do zaopiekowania się akwarium. Playstation zabieram ze sobą.
To już długo nie potrwa. Orędzie gubernatora przekonało mnie, że nic się tu już nie da uratować. A na pewno nie dokonają tego obecni we władzach ludzie. Gdybym chociaż usłyszał jakiś gwizd dezaprobaty w czasie przemówienia, gdyby ktoś wyszedł na znak protestu, może zaśmiał się nerwowo, to wróciłaby mi nadzieja. Nic takiego nie miało miejsca. Wzorowe zachowanie do samego końca.
Przeszukałem prywatne archiwa i znalazłem felieton z 2010 r. dotyczący tego samego gubernatora, ale innego przemówienia. Wówczas wnioski były następujące:
"Nasz gubernator rozczarowuje coraz bardziej. Proponowany przez niego budżet na przyszły rok trudno nazwać w ogóle planem, a co dopiero próbą ratowania stanu.
Albo Pat Quinn uważa wszystkich za bardzo naiwnych, albo sam nie potrafi logicznie myśleć.
Przede wszystkim nawet jeśli otrzyma wszystko o co poprosił lub do czego chce zmusić, to i tak pieniędzy zabraknie. Nie bardzo rozumiem więc, na czym polegać ma w tej sytuacji ratowanie budżetu. Owszem, trudno z dnia na dzień znaleźć 13 brakujących miliardów, ale trzeba mniej więcej wiedzieć, skąd pojawią się one w przyszłości."
By wszystko było jasne przypominam, że to fragment tekstu sprzed 2 lat dotyczący przemówienia budżetowego na kolejny rok fiskalny. Zgoda, tegoroczna mowa budżetowa dopiero przed nami, a środowe wystąpienie dotyczyło kondycji stanu. Jednak wnioski są takie same. Pogłębił się deficyt, wzrosły zaległości, wyższe jest bezrobocie, więc faktycznie, jak zapewniał w orędziu gubernator, Illinois posuwa się do przodu. Wszystko mamy coraz wyższe i większe.
Gubernator nam się nie udał, więc może zaufać powinniśmy legislatorom? Jeśli ktoś ma odwagę, proszę bardzo. Myślę jednak, że taka osoba już nie znajdzie się po ubiegłorocznej komedii, gdy mimo, że wszyscy przeciwni byli podniesieniu podatków i wszyscy namawiali do cięć wydatków, to w końcu obydwie izby parlamentu stanowego zgodziły się i na podniesienie podatków i na rezygnację z ograniczania wydatków. Jak to się stało? Tego nie wie nikt.
Było to jednak do przewidzenia, bo znów sięgając do archiwalnych tekstów, tym razem z 2009 roku. wiedzieliśmy, że:
"Wszyscy wybierani przez nas politycy urzędujący w Springfield teoretycznie gotowi są do wprowadzenia zmian jeśli spełnionych zostanie kilka warunków":
– nie ucierpi ich sytuacja finansowa
– nie utracą swoich wpływów
– nie utracą swych stanowisk
– nie popadną w konflikt z centralami związkowymi
– nie pogniewają się na nich własne centrale partyjne
– nie utracą kontaktów z lobbystami i ich mocodawcami
Jeśli powyższe warunki zostaną spełnione możemy liczyć na pomoc w reformowaniu Ziemi Lincolna. Nie mamy więc na co liczyć. Każda z propozycji godzi bowiem w jeden z wymienionych wyżej punktów."
Tekst sprzed 3 lat i dotyczący kodeksu etycznego, ale czyż nie moglibyśmy tych słów użyć do określenia obecnej sytuacji? Oczywiście, że tak. W kółko przeżywamy to samo, wciąż walczymy z tymi samymi problemami i jak zawsze nie możemy uwierzyć, że nic nie zostało zrobione. Zawsze też na drodze stają te same przeszkody.
Słuchając środowego orędzia gubernatora stopniowo przypominałem sobie jego pomysły z przeszłości i porównywałem z właśnie proponowanymi rozwiązaniami. Na przykład $100 kredytu podatkowego dla rodzin. Gdybym wprowadził tak wielką podwyżkę podatku dochodowego, jaka miała miejsce w Illinois, to wstyd byłoby mi chwilę później proponować 100 dolarów rocznie ulgi podatkowej dla czteroosobowej rodziny. Ani im to w niczym nie pomoże, ani nie poprawi mojego wizerunku.
$6 mln. na budowę w naszym stanie sieci szybkiego internetu? Przecież w jednym z ze stanowych więzień prawie doszło niedawno do buntu, gdy zakontraktowana firma nie dowiozła na czas papierowych talerzyków, w związku z czym groziło opóźnienie obiadu. Poszło o niezapłacony rachunek na kilkadziesiąt tysięcy dolarów za talerzyki, sztućce, papier do drukarek i worki na śmieci. Bankrutujący stan musiał wtedy sięgać do rezerw odłożonych chyba na wypadek wojny atomowej. W sumie podobnych rachunków, większych i mniejszych uzbierało się już na 9 miliardów, a za pięć lat przekroczą 34 mld.
Przypomina mi się, gdy gubernator obietnicę dokonania zdecydowanych cięć w wydatkach z budżetu zamienił w czyn. To było w październiku 2010 r, a pamiętamy to wydarzenie jakby miało miejsce dziś. W obliczu 13 miliardowego deficytu Quinn poprosił wówczas podległe sobie departamenty o ograniczenie zakupów prasy, wydatków na podróże i rozmowy telefoniczne. Aż trzy spośród kilkudziesięciu posłuchały szefa i stanęły na wysokości zadania obniżając swe wydatki o 44 tysiące.
Pracownicy Illinois Emergency Management Agency ze łzami w oczach zrezygnowali z prenumeraty dwóch codziennych gazet i jednego politycznego periodyku
Stanowa Agencja Ochrony Środowiska zrezygnowała z kilku tytułów akurat związanych tematycznie z problemami rozwiązywanymi przez swych pracowników i jednego, niekoniecznie wymaganego przy realizacji codziennych zadań – jakim był Wall Street Journal.
Department of Central Management Services, dysponujący każdego roku budżetem ponad miliarda dolarów, kontrolujący innych, nadzorujący finanse, zakupy, sieci informatyczne i 12,000 stanowych pojazdów rezygnował wtedy z prenumeraty 1 (jednego) tytułu.
Wtedy wydawało się nam to śmieszne, dziś widzimy, że to był tylko przedsmak tego, co miało nastąpić.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak