Według standardów Environmental Protection Agency, woda pobierana na potrzeby miasta z jeziora Michigan, uzdatniana, a następnie wysyłana do naszych kranów spełnia wszystkie normy. W skali całego kraju tylko kilka miejsc może poszczycić się podobnymi wynikami. Dlatego mieszkańcy Chicago z niepokojem przyjęli wiadomość o obecności ołowiu w kilkunastu próbkach wody pobranej z chicagowskich kranów.
Obecnie do badań używany jest pierwszy litr wody z kranu, a ostrzeżenie dotyczące niebezpiecznego poziomu ołowiu wydawane jest wtedy, gdy 10% próbek zawiera co najmniej 15 cząstek pierwiastka na miliard. Przez minionych 20 lat chicagowska woda przechodziła wszystkie testy pomyślnie i nigdy nie podniesiono alarmu.
Stosując nieco inne metody badania w 29 domach Chicago, aż w połowie wykryto w wodzie pochodzącej z kranów niewielką ilość ołowiu. Teoretycznie 15 cząstek na miliard nie jest w przypadku zanieczyszczeń powodem do podnoszenia alarmu, jednak ołów - obok substancji rakotwórczych – nie posiada tzw. dopuszczalnego poziomu. Według naukowców każda wykryta cząstka powinna nas niepokoić.
Na podstawie przeprowadzonych niedawno badań agencja doszła do wniosku, że stosowane od ponad 20 lat metody testowania wody mogą być nieskuteczne i nie wykrywać rzeczywistego poziomu wielu substancji w wodzie, w tym przede wszystkim tak groźnego dla ludzkiego zdrowia ołowiu.
Badania, w których aż 50% próbek posiadało podwyższoną liczbę cząstek ołowiu, polegały na zbadaniu nie pierwszego, ale pierwszych 11 litrów wody z naszych kranów. W niektórych próbkach poziom wynosił prawie 36.7 cząstek na miliard. W 12 litrze zwykle nie było już ołowiu.
Najbardziej niebezpieczne dla człowieka są w dalszym ciągu farby zawierające ten pierwiastek, ale woda też może być źródłem zatrucia, zwłaszcza dla dzieci i kobiet w ciąży. Udowodniono, że ołów wpływa na obniżenie inteligencji, a także przyczynia się do ataków serca i wylewów krwi do mózgu.
Ustanowiony w 1991 r. dopuszczalny poziom 15 cząstek na miliard jest według naukowców niedopuszczalny. Według nich powinien wynosić zero.
Opuszczająca stacje uzdatniania w Chicago woda jest ołowiu i innych toksycznych substancji pozbawiona. Pojawia się on podczas przesyłania jej rurociągami do mieszkań. Mimo, że od późnych lat 80. nie stosuje się już ołowianych rur w Chicago, to wciąż większość rurociągów jest z nich zbudowanych. Do tego w wielu starszych domach krany posiadają domieszkę ołowiu, którego stosowania w armaturach kuchennych i łazienkowych zabroniono już 20 lat temu.
By zmniejszyć ryzyko zatrucia ołowiem EPA przypomina, by stosować kilka prostych zabiegów:
– Jeśli woda nie była używana w domu przez dłuższy czas należy pierwsze 12 litrów wykorzystać do kąpieli, mycia naczyń, prania, ale nie do spożycia.
– Nawet po 12 litrach warto pozwolić wodzie płynąć z kranu przez kolejne 30 sekund
– Gdy mamy pewność, że woda jest już czysta, warto zachować kilka litrów w dzbanku wstawionym do lodówki i wykorzystywać ją do picia i gotowania.
– Do przyrządzania napojów i potraw należy wykorzystywać wyłącznie zimną wodę. Podgrzana w bojlerach domowych i publicznych zawsze zawiera sporą ilość niepożądanych pierwiastków i minerałów
– Większość filtrów sprzedawanych w sklepach jest w stanie zmniejszyć zawartość ołowiu rozpuszczonego w wodzie, warto więc z nich skorzystać.
Przestarzałe normy i stosowane testy dotyczą nie tylko ołowiu. EPA ostrzega, że normy, którymi posługuje się w ocenie jakości wody stworzone zostały przed bardzo wielu laty i już dawno powinny być zmienione. Na liście zakazanych substancji brakuje bowiem wielu środków chemicznych i pochodnych lekarstw, które człowiek sam wprowadza do obiegu.
W 2008 r. wykonano cztery specjalne testy wody pitnej w Chicago. Wszystkie wykazały obecność w niej między innymi testosteronu – męskiego steroidowego hormonu płciowego, progesteronu – steroidowego żeńskiego hormonu płciowego, ibuprofenu – środka przeciwbólowego i przeciwzapalnego, nikotyny oraz DEET – środka owadobójczego używanego w rolnictwie oraz w preparatach przeciw komarom. W każdej spożywanej przez nas szklance wody znajdują się wszystkie. Każdego dnia wypijamy chemiczny koktajl, którego wpływu na nasz organizm tak naprawdę nie znamy. Do tej pory nie przeprowadzono bowiem odpowiednich badań, gdyż na ten cel potrzebne byłyby miliony dolarów. Nie wiadomo więc, czy i w jaki sposób długotrwałe spożywanie tych substancji w śladowych ilościach wpływa na nasze zdrowie, choć podejrzewa się, że skutki mogą być dla nas negatywne. EPA nie może wpisać ich na odpowiednią listę, gdyż nie ma dowodów, iż nam szkodzą. Stacje uzdatniania wody nie chcą zamontować drogich filtrów, gdyż nie wymaga od niech tego EPA, a każdy niepotrzebny wydatek publicznych pieniędzy spowodowałby protesty podatników.
RJ