Apple najwięcej pieniędzy ma dzięki iPhone"owi, Google zarabia na reklamach, a Microsoft czerpie zyski z wszystkiego po trochu. Poznajcie źródła dochodów największych branżowych gigantów.
Apple
iPhone odpowiada za ponad połowę wszystkich dochodów Apple, ale akurat to nie powinno chyba nikogo dziwić. Każdy kolejny model smartfonu firmy odnosi coraz większe sukcesy, więc spodziewamy się, że ta tendencja zbyt szybko się nie zmieni. Na stan finansów Apple duży wpływ ma też sprzedaż iPadów i MacBooków. Na popularności tracą z kolei iPody i Maki stacjonarne. Na samym końcu wykresu znajdują się akcesoria i oprogramowanie
Microsoft
W przeciwieństwie do Apple, finanse Microsoftu są zasilane przede wszystkim poprzez sprzedaż oprogramowania, zwłaszcza ukierunkowanego na rozwiązania biznesowe. Nie bez znaczenia dla budżetu pozostają też serwery i narzędzia, a także, co oczywiste, Windows oraz Windows Live. Coraz większe znaczenie ma jednak segment rozrywkowy, w którym pierwsze skrzypce gra konsola Xbox 360 i związane z nią akcesoria, takie jak kontroler Kinect.
W przypadku wyszukiwarkowego giganta sprawa jest już dużo prostsza, bo utrzymuje się on przede wszystkim z reklam. W latach 2010 i 2011 aż 96% zysków Google pochodziło właśnie z tego źródła.
Facebook, Twitter i e-mail są silniejszą pokusą niż papierosy i alkohol
Badanie przeprowadzone na ponad 200 osobach wskazuje, że nawet jeśli to pragnienie snu czy seksu jest wśród osób dorosłych najsilniejsze, to właśnie pokusie pracy i korzystania z internetowych narzędzi komunikacji najtrudniej się oprzeć.
Według badań prowadzonych nad pragnieniami i ich kontrolą w codziennym życiu, ochota na pracowanie i rozrywkę często przeważa nad wysiłkami samokontroli.
- Współczesne życie jest mieszanką pragnień poddanych ciągłym wzajemnym konfliktom, a te często trudno jest opanować, mówi prof. Wilhelm Hofmann z Chicago Booth School of Business i autor badania „Desires and Cravings: Food, Money, Status, Sex”, które pojawi się w magazynie Psychological Science.
W przeprowadzonym badaniu, 205 osób nosiło przy sobie specjalne urządzenia, które zapisały 7827 informacji na temat ich codziennych pragnień. Najsilniejsze okazały się pragnienie snu i seksu, najtrudniej jednak było oprzeć się potrzebie kontaktu przez internet i i pracy.
I nawet jeśli nikotyna i alkohol są uznawane za uzależniające, pragniemy ich według badania najmniej. Zaskakujące dla naukowców było także, że sen i przyjemności są pragnieniami najbardziej problematycznymi – jak wyjaśnia Hofmann, powodują one „stałe napięcie między naturalnymi skłonnościami do odpoczynku i dużą ilością obowiązków’”.
Ponadto, badania potwierdziły wcześniejsze analizy mówiące, że im częściej musimy oprzeć się jakiejś pokusie, tym mniej jesteśmy zdolni do powtórzenia podobnego wysiłku w przyszłości. – Dlatego też w ciągu dnia, nasza siła woli słabnie, a próby samokontroli są mniej efektywne, mówi Hofmann, który wraz z Royem Baumeisterem z Florida State University i Kathleen Vohs z University of Minnesota opracował artykuł.
Rezultaty osłabienia siły woli wyjaśniają także, dlaczego tak wiele osób ma trudności z oparciem się niezdrowemu jedzeniu – im bardziej sobie go odmawiają, tym silniej go pragną
Sto milionów użytkowników Google+
Według wyliczeń Paula Allena, zajmującego się statystykami Google+, portal ten może się pochwalić już zawrotną ilością ponad stu milionów użytkowników.
Google niedawno oficjalnie chwalił się, że jego portal 19 stycznia przekroczył ilość 90 milionów użytkowników. Według najnowszych statystyk, liczba ta jest już większa niż sto milionów, co oznacza, że dziennie przybywa ponad 750 tysięcy kont.
Jeżeli tendencja się utrzyma, Google+ zakończy rok chwaląc się 345 milionami użytkowników. A pamiętajmy, że wszystko wskazuje na to, że będzie ich jeszcze więcej: portal spopularyzuje z pewnością system Android Ice Cream Sandwich. Dodatkowo, Google od niedawna umożliwia rejestrację osobom w wieku 13-17 lat.
Uważaj, co umieszczasz na Facebooku
Zostanie to tam na zawsze...
Usunięcie zdjęcia na Facebooku oznacza odłączenie go od twojego profilu i zlikwidowanie jakichkolwiek łączy do niego prowadzących. Samo zdjęcie dalej jednak jest przetrzymywane na serwerze. Jeżeli ktoś zachował do niego bezpo= średnie łącze, dalej może je oglądać.
Mamy złe wieści: jeżeli ktoś dysponuje bezpośrednim łączem do usuniętej już fotki, może dalej ją oglądać. Nawet jeżeli jesteśmy pewni, że poprawnie pozbyliśmy się wszystkiego z profilu. Redakcja portalu Ars Technica znalazła nawet jedno zdjęcie, które zostało „usunięte”… trzy lata temu.
Facebook wie o sprawie. Już w 2010 roku obiecywał, że „pracuje nad rozwiązaniem problemu”. Najwyraźniej prace się przeciągają.
Opracowane na podstawie witryn internetowych: www.onet.pl; www.chip.pl; www.komputerswiat.pl