Gdy w maju do Chicago przybędą dziesiątki tysięcy osób planujących protesty i demonstracje podczas szczytów NATO oraz G8, policja będzie miała do dyspozycji jeszcze jeden środek walki z ewentualnymi rozruchami – blokowanie elektronicznych środków łączności, czyli telefonów komórkowych oraz bezprzewodowego internetu. Niektórzy radni chcą jednak policji odebrać taką możliwość.
Na sprzątanie ulic, rozwieszanie plakatów i promocję miasta w związku ze zbliżającymi się szczytami przyjdzie jeszcze czas. Na razie władze przygotowują się do nich od strony organizacyjnej sporo miejsca poświęcając mogącym pojawić się wiecom i demonstracjom.
Na razie policja nie planuje zagłuszania elektronicznych środków komunikacji, ale też nie wyklucza takiej możliwości. Świat ciągle z takich metod korzysta, choćby niedawno w Egipcie, czy podczas ubiegłorocznych protestów w San Francisco.
Jest to dosyć proste choć bardzo kontrowersyjne działanie – wystarczy wyłączyć wieżę przekazującą sygnały telefonii komórkowej w danym rejonie lub wykorzystać przenośny sprzęt wojskowy, najczęściej stosowany w rejonach działań militarnych. Obydwie metody leżą w zasięgu działań chicagowskiej policji, która na razie oficjalnie ani nie planuje ich użycia, ani ich nie odrzuca.
Z jednej strony chodzi o niedopuszczenie do komunikacji pomiędzy najbardziej agresywnymi grupami, które na przykład za pomocą portali społecznościowych mogą umawiać się na "akcję" w konkretnym miejscu, z drugiej może to być odebrane jako zamach na wolności osobiste i konstytucyjne prawa, gdy wysyłane z miejsc protestów zdjęcia, filmy, czy komentarze będą blokowane.
Kilku radnych miejskich chce na wszelki wypadek pozbawić lokalną policję takich możliwości, obawiając się, że może to przynieść więcej szkód, niż pożytku, zwłaszcza w mieście znanym z dosyć zdecydowanych działań przeciw uczestnikom protestów i manifestacji.
"Zdarzyło się to w innych miejscach i nie chcemy, by taka ewentualność w ogóle była u nas rozpatrywana" – mówi alderman Ricardo Munoz, pomysłodawca zablokowania części uprawnień policji. Przedstawiony na sesji rady miasta projekt trafił już do odpowiedniego komitetu.
Munoz przyznaje, że nie posiada żadnych informacji wskazujących planowanie blokady środków łączności w Chicago podczas zbliżających się szczytów. Rzecznik prasowy szefa policji potwierdza, że Gary McCarthy nie ma na razie takich zamiarów. Podobnie wypowiada się biuro burmistrza Rahma Emanuela. Jednak on sam zapytany o to, czy obawia się, ża taki zakaz może wpłynąć na efektywność działań policji podczas sytuacji nadzwyczajnych odpowiedział: "Gary i jego zastępca rozmawiają na ten temat z aldermanem."
Uczestnicy protestów są coraz bardziej zaawansowani technicznie, podobnie jak kontrolujące je służby. Propozycja aldermana wynika więc z potrzeby zachowania równowagi pomiędzy bezpieczeństwem, a wolnością wypowiedzi.
Jest również dowodem na to, jak bardzo nerwowa atmosfera panuje w ratuszu miejskim w związku ze zbliżającymi się szczytami NATO i G8, a zwłaszcza ewentualnymi manifestacjami.
Jako dowód na brutalne metody walki z protestującymi w Chicago przytacza się zwykle wydarzenia z 1968 r. i ówczesne tłumienie demonstracji podczas Konwencji Demokratów, jednak niedawno, bo w 2003 r. doszło ponownie do złamania w Chicago prawa podczas protestów w związku z prowadzoną wojną w Iraku. W ubiegłym tygodniu sąd nakazał miastu wypłatę ponad $6 mln. w odszkodowaniach dla osób zatrzymanych wówczas niezgodnie z prawem.
Podczas ubiegłorocznych protestów w ramach akcji "Occupy Chicago" nie odnotowano większych problemów. Jednak w porównaniu z tym, co zwykle ma miejsce podczas światowych szczytów militarnych i gospodarczych były one niewielkie.
W czasie szczytu World Trade Organization w 1999 policja użyła gazu łzawiącego, gumowych kul i aresztowała ponad 600 osób. W 2010 r. w Toronto podczas zjazdów NATO i G8 policja zatrzymała ponad 900 osób. W ubiegłym roku w Oakland w Kalifornii doszło do zamieszek, w których uczestnicy protestu Occupy rzucali kamieniami, a policja użyła gazu łzawiącego, zarekwirowała system nagłośnieniowy i aresztowała kilkaset osób.
W San Francisco zarząd tamtejszej komunikacji był ostro krytykowany po tym, jak zakłócone zostały sygnały telefonii komórkowej na stacjach kolejki mające zablokować możliwość organizowania protestów po użyciu broni przez pracowników ochrony Transportu Publicznego. Bay Area Rapid Transit, odpowiednik naszego CTA, początkowo broniło swej decyzji, jednak później przyjęło rezolucję dopuszczającą użycie takich metod wyłącznie w sytuacjach ekstremalnych. Wydarzenia z San Francisco były wprawdzie jedynym przypadkiem blokowania łączności podczas zamieszek ulicznych w USA, jednak możliwość taką mają wszystkie amerykańskie miasta.
W innych regionach świata blokowanie elektronicznych środków łączności też czasami jest stosowane. W ubiegłym roku w Egipcie ówczesny rząd zablokował dostęp do internetu, gdy zaczęły w nim krążyć informacje dotyczące organizowanych protestów oraz zdjęcia brutalnego tłumienia demonstracji. Blokada przyniosła odwrotny do zaplanowanego skutek, wiece nasiliły się, a tamtejszy rząd wkrótce upadł.
"W obecnych czasach dostęp do portali społecznościowych i elektronicznej komunikacji jest istotą Pierwszej Poprawki – mówi Andy Thayer, aktywista z Chicago pomagający w organizowaniu planowanych u nas majowych demonstracji. Według niego zrobienie zdjęcia, czy nakręcenie filmu i umieszczenie ich potem w internecie ma kluczowe znaczenie dla organizacji takich akcji i informowania o wszystkim na bieżąco opinii publicznej.
Propozycja Munoza zabrania wyłączania wież przekazujących sygnały łączności podczas majowych szczytów, blokowania dostępu do internetu i komunikacji telefonicznej. Przyszłość tej ustawy jest jednak niepewna. Radni Chicago przyznali niedawno wyjątkowe uprawnienia burmistrzowi w związku z przygotowaniami do szczytów NATO i G8, między innymi do samodzielnego podejmowania decyzji dotyczących bezpieczeństwa podczas ich trwania. Zakaz blokowania łączności byłby w pewnym stopniu ograniczeniem przyznanych mu wcześniej uprawnień.
Kiedy policja może zastosować takie metody?
Teoretycznie w bardzo ograniczonej liczbie przypadków, jednak doświadczenia z innych miast wskazują, że ich definicja nie jest zbyt precyzyjna. Można to uczynić, gdy komunikujące się przy pomocy portali społecznościowych grupy demolują ulice i palą budynki lub gdy dochodzi do przemocy fizycznej wobec obywateli. Sprawa komplikuje się, gdy na poświęconej dyskusji politycznej stronie ktoś rzuci hasło, by w czasie protestu wykorzystać butelki z benzyną.
Przeciwna ograniczeniu prawa do blokady łączności jest organizacja Fraternal Order of Police. Jej przewodniczący uważa, że gdy zagrożone jest zdrowie i życie obywateli oraz policjantów to rozwiązanie takie należy brać pod uwagę, oczywiście jeśli mieści się ono w ramach określonych przez Konstytucję.
Ciiiiszaaa...
Skoro o uciszaniu mowa, to warto też wiedzieć, iż kilku aldermanów chce zakazać głośnego wyrażania swych opinii przez publiczność obserwującą obrady Rady Miasta. Nie ma to nic wspólnego z omawianym przed chwilą tematem, chodzi wyłącznie o samopoczucie radnych, czętsto poirytowanych zachowaniem obserwatorów. Aldermani Ed Burke, Ray Suarez, Richard Mell oraz Carrie Austin domagają się zakazu jakiegokolwiek werbalnego i nie tylko wyrażania opinii na temat pracy radnych. Zabronione byłyby gwizdy, tupanie, klaskanie, krzyki i jakiekolwiek inne formy wyrażania emocji ze strony obserwujących obrady. W przypadku złamania zakazu przez jedną choćby osobę wszyscy zmuszeni byliby do opuszczenia sali obrad.
Sesje Rady Miasta są otwarte dla publiczności, która zajmuje specjalnie wyznaczone miejsca. Ponieważ nie może ona brać czynnego udziału w obradach, wieloletnią tradycją jest wyrażanie opinii właśnie w taki sposób – za pomocą gwizdów, tupania, czy okrzyków. Im więcej niepopularnych ustaw jest dyskutowanych, tym głośniej na sali obrad.
RJ