Rozumiem nieco ludzi starających się za wszelką cenę zdobyć pracę w sektorze publicznym. Przy niewielkim wysiłku w większości przypadków zarabia się więcej, niż na podobnym stanowisku w prywatnej firmie. Do tego gwarantowane podwyżki, świadczenia w okresie pracy i po jej zakończeniu. Pracownika takiego nawet w obliczu rekordowego deficytu niełatwo jest zajęcia pozbawić, a w razie jakichkolwiek problemów stają po naszej stronie niezliczone organizacje broniące naszych praw.
Z politykami mam jednak problem. Nawet zajmującymi najwyższe stanowiska. Nie bardzo rozumiem, po co tak pchają się do władzy. Ich zarobki są, jak na tak prestiżowe stanowiska, niższe od oczekiwanych. Swoją pozycję mogą stracić bardzo łatwo, wystarczy niepomyślny dla nich przebieg kolejnych wyborów. Ich pracę regulują niezliczone akty prawne i kodeksy etyczne, które w poważny sposób ograniczają samowolę. Do tego stres, wielka odpowiedzialność i częsta rozłąka z rodziną. No po co?
Sam nie wierzę w to, co piszę. Przydałby się tu jakiś graficzny uśmiech, ale to forma dopuszczalna tylko w internecie. Muszę więc w inny sposób przekonać, że były to ironiczne słowa pod adresem miłościwie nam panujących polityków.
Zacznijmy od zarobków. Kilkaset osób wybieranych przez nas do stanowego parlamentu pobiera wynagrodzenie roczne w wysokości ponad $67,000. Nie podaje dokładnej liczby, gdyż co roku w wyniku podwyżki suma ta zmienia się. Pamiętać jednak musimy, iż jest to ustawowo praca w niepełnym wymiarze godzin. Nasi legislatorzy nie zamykają na ten okres swoich biznesów, kancelarii prawnych, czy prywatnych biur. Tylko nieliczni, którzy przed wyborem wykonywali pracę dla kogoś w pełnym wymiarze godzin rezygnują z niej na rzecz bardziej lukratywnego zajęcia w Springfield.
Prawie 85% naszych legislatorów pobiera dodatkowo ponad $10,000 udzielając się w różnego rodzaju komitetach. Co ciekawe, składające się zwykle z kilku osób grupy nie powstają w wyniku zapotrzebowania na opinię w sprawie określonej ustawy, ale działają cały czas, oczekując na podrzucenie pod obrady jakiegoś pisma. Dlatego większość z nich prawie się nie spotyka, czasami 2-3 razy w roku, by porozmawiać o pogodzie i wyznaczyć datę następnego spotkania. Dla porównania, w Kentucky członkowie podobnych komitetów otrzymują $18 dniówki i większość prac wykonują w ramach podstawowej pensji legislatora.
Wszyscy nasi politycy otrzymują zwrot wszelkich kosztów związanych z wykonywaną pracą. Obecnie to $140 dziennie zwrotu kosztów noclegu i posiłków jeśli przybywają do Springfield na sesję. Często zapominamy, że to nie zdarza się tak często. Oglądając wiadomości i słuchając ich wypowiedzi mamy wrażenie, że mieszkają nieprzerwanie w stolicy naszego stanu i nieustannie obradują. Nic bardziej mylnego. Wracamy jednak do pieniędzy. Wspomniane $140 dolarów nie obejmuje podróży, więc dodatkowo otrzymują 44 centy za każdą pokonaną milę i bezkarność w razie przekroczenia prędkości. Reprezentujący Chicago polityk za samą podróż do Springfield otrzyma więc $228. Podatnicy w całości pokrywają wszelkie ubezpieczenia zdrowotne i pamiętajmy, że byle jaka klinika ich zdrowiem nie zajmuje się. Warto jeszcze tylko przypomnieć, że wypracowana w ten sposób emerytura może być łączona z innymi i jest bardzo wysoka. Dla większości osób płacących tylko na social security wręcz trudna do wyobrażenia. A to dopiero początek...
Politycy na wybieralnych stanowiskach mogą dzielić pieniądze podatników i przyznawać je wedle własnego uznania. Może się więc zdarzyć, choć nie twierdzę, że ma to miejsce, przyznanie pełnego stypendium córce jakiegoś biznesmena, z którym legislator chciałby w przyszłości wspólnie prowadzić interesy. Może to być też urzędnik lub kierowca autobusu szkolnego, jeśli akurat ta znajomość do czegoś się przyda.
Nie zapominajmy o rodzinach i znajomych. W naszym stanie funkcjonuje ponad 320 różnego rodzaju grup doradczych. Ich członkowie wybierani są przez polityków wyższego szczebla i wydają opinie lub podejmują decyzje i uchwały dotyczące codziennego funkcjonowania naszego stanu – od spraw związków zawodowych, przez ceny gazu i prądu, po kontrolę zanieczyszczeń powietrza.
Zarobki tych ludzi wahają się od kilkuset dolarów za spotkanie do nawet kilkuset tysięcy dolarów rocznie. Każdy z zatrudnionych na pensji członków jakiejkolwiek rady tego typu po zakończeniu służby otrzymuje emeryturę bazującą na zarobkach.
Najlepiej płatne zajęcia są oczywiście najlepiej powiązane politycznie. Zakres obowiązków wszędzie jest niewielki, w większości przypadków wystarczy kilka zebrań rocznie na rozwiązanie powstałych problemów lub zatwierdzenie wszystkich wniosków.
Na przykład Illinois Educational Labor Relations Board spotyka się co miesiąc. To stanowe ciało nadzorujące wybory w ramach związków zawodowych nauczycieli, rozwiązujące spory pomiędzy pracodawcami i pracownikami, a także pilnujące przestrzegania praw dotyczących równouprawnienia. Składa się z czterech członków zarabiających rocznie, czyli za dwanaście spotkań $93,926 oraz prezesa z wynagrodzeniem rocznym w wysokości $104,358. Spotkanie takie trwa przeciętnie godzinę. Łatwo obliczyć, że za każde pobiera się ok. $7,800. . Niektórzy z czterech członków rady nawet nie przyjeżdżają do Springfield tylko biorą udział w posiedzeniu przez telefon. Praca marzenie. Niestety, nie każdy może o takie zajęcie się starać. Właściwie starać się może każdy, jednak niewielu je otrzyma. Trzeba być kimś wyjątkowym. Na przykład w obecnym składzie mamy małżonkę stanowego senatora, byłego lobbystę ze Springfield, byłego doradcę w legislaturze stanowej i doradcę jednego z byłych gubernatorów.
Większość członków różnego rodzaju rad ma powiązania z przedstawicielami władzy. To ich rodziny i znajomi, sponsorzy, lobbyści. Zarabiają krocie i obracają milionami publicznych pieniędzy wedle własnego uznania. Niektóre rady wykonują te same zadania, które już prowadzą departamenty i agencje stanowe. W wielu przypadkach ich praca nie jest zauważana. Przykładem może być członek Illinois Prisoner Review Board, który nie przychodził na zebrania przez 17 miesięcy i wciąż pobierał wynagrodzenie. Nie został ani wyrzucony, ani zawieszony. Władze w Springfield zainteresowały się sprawą dopiero wtedy, gdy poinformowały o niej media.
Teraz jasne już, że warto być politykiem. A to przecież tylko niektóre korzyści.
Milego weekendu.
Rafał Jurak