To tytuł książki, która ukazała się niedawno na rynku wydawniczym w Stanach Zjednoczonych. Opisuje przygody mieszkańca Evanston, Daniela Seddiqui, który dwa lata temu nie posiadając zbyt wielkich perspektyw na zdobycie dobrze płatnej pracy zrobił coś, na co większości z nas nie starczyłoby odwagi. Opuścił okolice Chicago i wyruszył w roczną podróż w poszukiwaniu pracy. Odwiedził wszystkie 50 stanów i w każdym pracował przez co najmniej tydzień, choć zdarzało się, że pozostawał gdzieś na dłużej. Na przykład w 48 stanie, gdzie poznał swą obecną narzeczoną.
"Siedziałem w biurze i wyglądając przez okno zastanawiałem się, co ja właściwie robię – wspomina Daniel. Pomysł pojawił się nagle i niemal natychmiast 27-letni wówczas mężczyzna rozpoczął jego realizację.
Część zajęć miał wcześniej umówionych. Przez długie miesiące przygotowując się do podróży wysyłał podania do tysięcy firm w całym kraju. Twierdzi, że z każdego stanu otrzymywał kilkaset odmów. Starał się znaleźć zajęcie w jakiś sposób kojarzące się ze miejscem, do którego wyruszał. Dlatego w Kalifornii przez tydzień pracował przy produkcji win i zalicza ten okres do przyjemniejszych. Tam też trafił do wytwórni filmowej, gdzie panowały niezbyt przyjazne układy pomiędzy pracownikami różnych szczebli.
Nigdy nie próbował oszukiwać swych tymczasowych pracodawców od razu informując, że to zajęcie chwilowe. Dlatego nieustannie odbywał szkolenia i zawodowe treningi.
Na przykład w Kentucky był asystentem weterynarza i pomagał w narodzinach źrebaka, co zalicza do najbardziej wzruszających przeżyć w czasie podróży.
Najwięcej rozrywki dostarczyła mu praca w barze w Nowym Orleanie na słynnej Bourbon Street w czasie święta Mardi Gras.
W Arizonie patrolował granicę. Niestety, nie było to najlepsze doświadczenie.
„Nosiliśmy pistolety gazowe dla własnej ochrony, gdyż ludzie często rzucali w nas kamieniami” – mówi Daniel.
Pracę w Wisconsin przy produkcji sera uznał za jedną z najcięższych. W Las Vegas w małej kaplicy pomagał w udzielaniu ślubów. Ludzie podjeżdżali samochodem i za 50 dolarów w ciągu kwadransa stawali się małżonkami. "Często pytali o datę. W dniu własnego ślubu!" – mówi Daniel.
Pracował też w kopalni węgla w West Virginia, gdzie za toalety służyły ściany podziemnych korytarzy. W Minnesocie zarobił najwięcej, bo aż $2,000 za tydzień. Pieniądze dostał jednak głównie za promocję firmy produkującej urządzenia medyczne. Dzięki niemu o zakładzie tym wspomniano w programie CNN.
Najmniej zarobił w Pensylwanii wyrabiając meble wspólnie z Amishami. Za siedem dni pracy otrzymał zaledwie 100 dolarów.
Za najbrudniejsze miejsce pracy uznał rafinerię w Oklahomie. Ropa naftowa i pył wszędzie – wspomina podróżnik.
Najlepiej pamięta się jednak początek i koniec przygody. Pierwszym przystankiem po wyjeździe z rejonu Chicago był stan Utah. Znalazł tam zajęcie w kościele Mormonów. Ostatnim etapem podróży okazała się Kalifornia, z której pochodzi. Postanowił jednak wrócić w rejon Chicago, gdzie mieszka i ma przyjaciół. Od niedawna zaręczony z Kristie, poznaną w 48 stanie.
Wydana niedawno książka sprzedaje się lepiej poza granicami USA, gdzie kupiono już ponad 50,000 egzemplarzy. W rodzinnym kraju na razie sprzedał ich tylko 25,000.
RJ