----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

08 marca 2012

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Nie jest to wbrew pozorom tytuł w żaden sposób nawiązujący do obecnej sytuacji posiadaczy domów, którzy znaleźli się „pod wodą”, jak utarło się mówić o tych, których pożyczka na dom przewyższa wartość samej nieruchomości i których banki zrobiły w przysłowiowego konia różnymi, mniej czy bardziej legalnymi metodami odbierając im ten dom.

Nie jest to też krzyk rozpaczy w sytuacji, gdy wyrzucają nas z pracy z dnia na dzień bez powodu i bez żadnego zadośćuczynienia – wiemy skądinąd, że prawnicy wiele nam wtedy nie pomogą, może poza wyciągnięciem od nas resztek pieniędzy.

Nie jest to również objaw wściekłości, niestety najczęściej bezsilnej, gdy patrzymy na nowe ustalenia naszych polityków z legislatury miejskiej czy stanowej, gdy nakładają na nas co raz to nowe, wyższe oczywiście, podatki.

Nie jest to nawet objaw zdziwienia, gdy kolejny gubernator naszego stanu idzie do więzienia na paręnaście lat, by wieść tam spokojne i relaksujące życie opłacane z naszych podatków – bo w tym wypadku prawników miał na pęczki, jakkolwiek może nie najbardziej skutecznych.

Otóż przytoczone w tytule zdanie jest szokującym pytaniem młodej Amerykanki, która wyszlochała je po zwiedzeniu obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu - czy nie jest to wstrząsający sposób postrzegania zbrodni obozów koncentracyjnych? Pokazuje „kulturowe zdeformowanie” ludzi, którzy nie są w stanie „wykroczyć poza” utarte i oswojone mechanizmy i regulacje, by zrozumieć inny, niż im tylko znany, wymiar rzeczywistości.

Oczywiście szokujący wymiar tytułowego pytania jest bardzo relatywny. Kogo może zdziwić? Tych, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, wojnę i okupację, historyków, świadków owych wydarzeń, ludzi wrażliwych i myślących?

Wydawać by się mogło, że tak skonstatować problem ludobójstwa, pracy niewolniczej, nazizmu, planu „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej, komór gazowych, szczegółowo zaplanowanych, masowych morderstw - może tylko kompletny indolent, albo ktoś pozbawiony umiejętności elementarnego łączenia faktów – ale czy na pewno?

Jest takie, niezwykle poruszające, wyznanie Victora E. Frankla w jego „Człowieku w poszukiwaniu sensu”(s.143/144), gdy opisuje sytuację spotkania z tymi, którzy przeżyli wojnę w swoich domach, bez deportacji, obozów, więzień. Otóż gdy Frankl, więzień paru obozów koncentracyjnych, stara się im opisać grozę i potworności tego, co przeżył, oni odpowiadają my na to swoim pytaniem:

– a czy ty wiesz, co my tu przeszliśmy?

Każdy ma poczucie doświadczenia swego losu na swoją własną, jednostkową miarę i ta miara jest bardzo subiektywna.

Cytowane w tytule zdanie pochodzi z ostatnich stronnic niezwykłe książki Lidii Ostałowskiej „Farby wodne”(s.234). Autorka zmaga się w niej z historią Diny Gottliebovej-Babbitt, która w Auschwitz malowała na rozkaz doktora Mengele, akwarelowe portrety Cyganów poddawanych eksperymentom medycznym. Cała książka, mimo że nie wprost, jest próbą polemiki, czy raczej budowaniem kontekstu do dyskusji nad faktem kategorycznego żądania zwrotu owych portretów. Dina poruszyła niebo i ziemię, w tym wpływowych polityków amerykańskich, by swe żądania wyegzekwować.

Jej obie córki, Michelle i Karin wprost oskarżają polski rząd, dyrekcję muzeum i samych muzealników o złą wolę i złośliwe działanie na szkodę ich matki (s.221 i następne) Nic to jednak w porównaniu z tekstem listu wystosowanego do ambasadora Grudzińskiego przez senator Shelley Berkley:

„Nie bierze się pod uwagę jej (Diny) uczuć ani je praw. Została uwięziona, a następnie fizycznie i emocjonalnie torturowana w Polsce, a teraz rząd Polski informuje ją, iż obrazy, które bezsprzecznie należą do niej, muszą pozostać z dala ze względu na dokumentalny, a nie artystyczny charakter….”(s.221/222) Czy Pani senator nie jest tu czasem bardzo bliska użycia skandalicznego określenia „polskie obozy koncentracyjne”?

No cóż, czego można oczekiwać od polityków?

Brak rozumieniu kontekstu wojny i holocaustu oraz nakładanie pojęć, mechanizmów, regulacji i ustaleń systemu z „innego świata” na przeszłe wydarzenia zawsze przynosi opłakane skutki, ale próby takie są niesłychanie głośne i częste.

Lidia Ostałowska przytacza bardzo głośne przypadki „użycia” tematu „zagłady” w celach czysto komercyjnych. Fałszywe, kompletnie zmyślone historie Binjamina Wilkomirskiego, Hermana Rosenblata, czy Monique de Wael w jej książce „Przeżyć z wilkami” są niezwykłym dowodem, że wszystko może być na sprzedaż. (s.226/227)

Inny przykład kontekstualnego rozchwiania widać w omawianej niedawno w Monitorze książce „Wojenne kłamstwa” , które prowokują nas do polemiki już samym tytułem. Celowo czy też nie, autor każe nam skoncentrować się na interpretacji tej właśnie kategorii ludzkiego życia – kłamstwa – w całym epickim kontekście swojej opowieści. Można oczywiście ten proces dochodzenia prawdy o kłamstwie prowadzić na wiele sposobów i wielokierunkowo. Można też wrócić do początkowego założenia, które mówi, iż książka jest „pełna ironii i żalu” i udać się tym tropem w poszukiwaniu sensu ukrytego w tytule.

Louis Begley jest rzeczywiście wytrawnym ironistą. Pokazuje w swych wspomnieniach nazistów jako bardzo przyzwoitych ludzi. To dzięki nim uratował swe życie i to przynajmniej dwukrotnie. Reinhard w miasteczku T. a potem we Lwowie, jakiś przypadkowy wojskowy pracownik kolei niemieckich na dworcu w Warszawie urastają do postaci wręcz pomnikowych, wspaniałych i nadzwyczajnych, jak te opisane w taki właśnie sposób we fragmencie dotyczącym wymarszu ludności cywilnej po upadku Powstania Warszawskiego:

„Ukraińcy ze swoimi psami szli razem z pochodem, podczas gdy Niemcy tkwili nieruchomo na zniszczonych chodnikach niczym zielono czarne posągi./

Trudno pozbyć się wrażenia, że historia nie jest najlepszą nauczycielką życia w sytuacjach, gdy zapominamy o tym, że każde wydarzenie dzieje się w jakiejś określonej rzeczywistości, a nie w odizolowanym, sterylnie czystym laboratorium. Brak kontekstualnego podejścia do historii rodzi absurd, często tak szokujący jak tytułowe pytanie.

 

Zbyszek Kruczalak



----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor