----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

08 marca 2012

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Dzień Kazimierza Pułaskiego dla wielu był dniem wolnym od pracy. I podejrzewam, że to właśnie było dla większości jego głównym atutem. Myliłby się bowiem ten, kto zakładałby, że Pułaski jest w Stanach Zjednoczonych czczony jako bohater narodowy, który walcząc o wolność Ameryki, oddał życie za ideały wolności. Nic bardziej błędnego. Wydaje się, że jest kolejnym, trudno wymawianym etnicznym nazwiskiem z nikomu nieznanymi zasługami dla historii. A kogo to jeszcze obchodzi?

Z blogu, który pod znamiennym tytułem „Happy Pulaski Day”, który został opublikowany na portalu radia publicznego WBEZ 91.5, nieodparcie wynika, że urodziny Kazimierza to nic innego jak okazja do upicia się i ostrej balangi. Autorka blogu, niejaka Claire Zulkey, zwracając się retorycznie do chicagowskich Polaków zakłada, że są oni już pijani. Trzeźwym przypomina, że jest to ich dzień. „Może nie uda się pomalować rzeki na naszą cześć, czy cieszyć się z powodu parady miejskiej, bądź nakazać drużynie baseballu ubranie się na czerwono, ale mamy swoje własne święto, kiedy szkoły i biblioteki pozostają zamknięte”, plecie trzy po trzy Zulkey.

Rozumiem, że dążąc do przyciągnięcia młodszej grupy demograficznej chicagowskie radio publiczne chwyta się wszelkich sposobów, ale czuję się nieco zdegustowana blogowiskiem, w którym dowcip opiera się na porównaniu Polaków do pijaczków, a cała nieśmieszna reszta jako żywo przypomina tradycyjnie rubaszne żarty o Polakach. Przyznam, że i temat i styl nieco mnie dziwi, bowiem radio publiczne cieszyło się u mnie opinią rzetelnego, choć lewackiego. Autorka blogu nie jest też amatorką, bo notka biograficzna informuje zdezorientowanych czytelników, że jej blog jest wspominany w New Yorker i USA Today.

Nawet się nie spostrzegliśmy jak blog lekceważący naszą, przecież drugą pod względem liczebności etnicznej społeczność, widnieje na portalu chicagowskiego radia publicznego, a pozbawione polotu wypociny są podnoszone niemalże do rangi wypowiedzi wartych komentowania. Wart odnotowania jest również fakt, że autorka obraźliwego blogu jest absolwentką renomowanych uniwersytetów Georgetown i Northwestern, choć okiem laika widać jak artystycznie niesprawny jest jej przekaz. Nie o spójność merytoryczną tu chodzi, a o hucpę.

Jedynym powodem dla którego tego typu obelżywości pojawiają się w chicagowskich mediach publicznych jest to, że publikowane być mogą. Trudno bowiem nawet wyobrazić sobie sytuację, w której roszczenia innych mniejszości, choćby latynoskich, czy hołubionych ostatnio grup muzułmańskich, byłyby obśmiewywane w tak obraźliwy dla nich sposób. Wątpliwej wartości tekścik został opatrzony dodatkowo parodią obrazu Pułaskiego. Honorowy obywatel Stanów Zjednoczonych stoi owszem, z szabelką, ale w okularach przeciwsłonecznych, z cygarem w ustach, a cały ten obrazek jest upstrzony pobłyskującymi kolorowo jak neony sklepowe epitetami „seksowny”, „gangster”, „twardziel”, „miłość”, którymi towarzyszą motyl, wydymające się usta, pięcioramienna gwiazda i znana z kreskówek maskotka Sponge Bob. „Urocze”, skomentowała go znajoma, ale ja jestem innego zdania. Zarówno niezabawny tekścik, jak i parodiowy obrazek nie zasługiwałyby na wzmiankę i byłyby z pewnością zignorowane, gdyby nie fakt, że pojawiły się na portalu radia publicznego.

Tymczasem nic nie wskazuje na to, że niewybredne żarty na polski temat były zbiegiem okoliczności. Oto już kolejnego dnia na portalu WBEZ pojawił się kolejny artykuł na temat polski pod zagadkowym tytułem „The Nineteen Years War: Pulaski vs. Crawford”. Mowa w nim o wojnie jaką Polacy stoczyli o przemianowanie ulicy Crawford na cześć swego bohatera. Artykuł odnotowuje kolejne etapy przepychanki Polaków, którzy w roku 1933 zwrócili się z petycją do burmistrza Edwarda Kelly’ego o nazwanie ulicy nazwiskiem polskiego generała, spotykając się z opozycją innych grup etnicznych. Notka na portalu WBEZ wylicza kolejne etapy walki. Informuje, że rada miejska zatwierdziła nazwę Pulaski w roku 1933, ale lokalni przedsiębiorcy, obstając przy ówczesnej nazwie Crawford na cześć pionierskiego osadnika, postarali się o sądowy zakaz uniemożliwiający zmianę nazwy. Sąd apelacyjny go odrzucił, po czym administracja miejska rozpoczęła wymianę tabliczek. Oponenci doprowadzili jednak do zmiany legislacyjnej, na mocy której zmiana nazwy ulicy byłaby możliwa jeśli 60 procent właścicieli nieruchomości podpisze petycję w tej sprawie. Zwolennikom nazwy Crawford udało się zebrać wymaganą liczbę podpisów dopiero w roku 1951. Na mocy decyzji sądu z roku 1955 zmieniono więc nazwę na Crawford. Polacy odwołali się jednak do Sądu Najwyższego Illinois, który w końcu w roku 1952 odrzucił prawo petycyjne. Ulica Pulaski nabrała oficjalnego charakteru. Pomimo tego na przedmieściach funkcjonuje ciągle jako Crawford, z wyraźną satysfakcją informuje notka WBEZ.

Historyjka dowodzi, że, zupełnie jak dziś, grupy etniczne nie żyły w absolutnej zgodzie niestrudzenie pracując na swe wpływy i domagając się swych interesów, nierzadko na drodze sądowej. I nie ma w tym niczego dziwnego. Problem w tym, że zarówno wówczas, jak i obecnie, pomysł honorowania ulicy imieniem polskiego generała nie wszystkim jest w smak. Autorowi artykuliku wydaje się nawet śmieszny, a z pewnością upór polskiej grupy domagającej się polskobrzmiącej ulicy został zaprezentowany jako wart lepszej sprawy. Dla dodania historyjce dramatyzmu autor nie zawahał się nawet przed przytoczeniem wątpliwie historycznej informacji, jakoby polski pasażer pobił konduktora pojazdu, który oznajmiał nazwę ulicy jako Crawford. No cóż, każdy z nas ma swe własne preferencje. Szkoda tylko, że bohater wojny o wolność naszą i amerykańską jest obecnie postrzegany jako etniczny natręt i rezultat kilkunastoletniego konfliktu polskiej grupy imigrantów z lokalnymi przedsiębiorcami. W ferworze rejestrowania konfliktu autor zapomniał jednak o tym, że Polacy, podobnie jak właściciele małej przedsiębiorczości, stronę których wydaje się preferować, nie byli obcymi imigrantami, a takimi właśnie jak ich imigracyjni oponenci, zaradnymi i gotowymi na obronę swych racji obywatelami i właścicielami sklepów i domów. I że walka o symbole narodowe jest walką o o rację bytu.

Uchwalenie Dnia Pułaskiego przypadającego na pierwszy poniedziałek marca nastąpiło nie w rezultacie jakiegoś widzimisię, a w uznaniu niepodważalnych danych demograficznych. Na terenie Chicago mieszka więcej Polaków niż gdziekolwiek indziej poza Polską. Dzień Pułaskiego został formalnie uczyniony świętem we wrześniu 1977 roku na mocy prawa stanowego po zatwierdzeniu ustawy sponsorowanej przez senatora Leroy Lemke, demokratę z Chicago. W pierwszą niedzielę października odbywa się największa w USA parada Pułaskiego na 5. alei w Nowym Jorku. W stanach Arcansas, Georgia, Illinois, Indiana, Kentucky, Missouri i Virginia istnieją powiaty Pulaski, nazwane na cześć polskiego generała.

W Stanach Zjednoczonych Pułaski jest uważany za twórcę kawalerii amerykańskiej. Amerykanie, aby wygrać wojnę niepodległościową, musieli walczyć na sposób europejski, podkreśla Jan Lorys, dyrektor Muzeum Polskiego w Ameryce. W latach 1777-79 Pułaski walczył w szeregach armii Jerzego Waszyngtona będąc w randze generała brygady Armii Kontynentalnej. 11 września 1777 w bitwie pod Brandywine uratował życie Jerzego Waszyngtona, za co został promowany na stopień generała brygady amerykańskiej kawalerii. W roku 1778 utworzył legion kawalerii, na którego czele odniósł zwycięstwo nad Anglikami w bitwie pod Charleston. Zmarł 11 października 1779 roku w wyniku ran odniesionych w czasie oblężenia Savannah. Autor monografii, Władysław Konopczyński, podnosi jego znaczenie historyczne jako pierwszego powstańca, bohatera legionistów, przywódcy młodzieży patriotycznej, a przede wszystkim nauczyciela bohaterstwa.

Wcześniej, w latach 1768 – 1772 był jednym z dowódców konfederacji barskiej. W 1769 bronił Okopów Świętej Trójcy przed atakami armii rosyjskiej. Po upadku konfederacji w 1772 roku został skazany na śmierć za próbę zabicia króla, Stanisława Augusta Poniatowskiego, po czym musiał emigrować z Polski. Władze żadnego kraju europejskiego nie chciały go przyjąć. Z Turcji, gdzie się najpierw udał, wydalono go po interwencji dyplomatycznej, a następnie przebywał nielegalnie we Francji, gdzie poznał Benjamina Franklina, po czym wyjechał na zaproszenie generała Lafayetta do powstających właśnie Stanów Zjednoczonych Ameryki. W dowód jego zasług, w roku 2007 Senat amerykański przegłosował nadanie mu honorowego obywatelstwa Stanów Zjednoczonych, a w roku 2009 decyzja została poparta przez obie izby amerykańskiego Kongresu. W roku 2009 prezydent Obama podpisał rezolucję nadającą Pułaskiemu pośmiertne honorowe obywatelstwo USA. Pułaski dołączył tym samym do tak znamienitego grona jak bohater amerykańskiej wojny niepodległościowej, generał Marquis de Lafayette, Winston Churchil, Matka Teresa, William Penn wraz żoną Hannah Callowhill Penn, oraz Raoul Wallenberg, Szwed, który ratował Żydów w czasie wojny.

Henry Wadsworth Longfellow napisał poemat pod tytułem „Hymn morawskich zakonnic z Betlejem”. Jak widać Longfellow został zainspirowany przez doniesienia, że legion pod wodzą Pułaskiego ruszył do bitwy niosąc sztandar wyszywany przez Morawian z Betlejem, tyle tylko że z Pennsylvanii. Nie wiadomo czy ten sztandar rzeczywiście istniał, ale niewątpliwie dodaje to kolorytu tej barwnej postaci historycznej.

Oprac. Ela Zaworski



----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor