----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

15 marca 2012

Udostępnij znajomym:

Zwykle w czasie republikańskich prawyborów nasz stan nie liczy się zbytnio, gdyż lider wyścigu znany jest znacznie wcześniej i wyniki z Illinois nie mają większego wpływu na stan rywalizacji. Tym razem będzie inaczej. W związku z wyrównaną walką pomiędzy Mittem Romneyem, a Nickiem Santorum, politycy tej partii po raz pierwszy od wielu lat zaangażowali się w kampanię na naszym terenie i czynnie walczą o nasze poparcie.

O głosy zabiegają tu również dwaj pozostali, mniej liczący się w dotychczasowym wyścigu kandydaci. Na dobry wynik liczy Ron Paul, który jesienią wygrał u nas orientacyjne sondaże przedwyborcze. Spotyka się więc przede wszystkim z młodymi ludźmi obiecując likwidację urzędu IRS, wycofanie wojsk z Afganistanu i przywrócenie wolności osobistych. Jeden z takich wieców miał miejsce na terenie University of Illinois w Urbana-Champaign, gdzie Paul przemawiał do 5,000 studentów.

Illinois jest również jednym z ostatnich stanów, które mogą dodać znaczenia kampanii Newta Gingricha, w opinii komentatorów politycznych nie mającej już większych szans na ożywienie. Polityk ten, podobnie jak pozostali, nie zwrócił większej uwagi na Chicago i skupił się na przedmieściach, gdzie wciąż posiada wielu sympatyków.

Romney, który zamierzał odwiedzić nas dopiero na dzień przed wtorkowymi wyborami zmienił nagle zdanie i już w piątek pojawi się w okolicach Chicago.

Odmienna od lat poprzednich sytuacja i szansa na odegranie istotnej roli w prawyborach zmobilizowała lokalnych polityków i działaczy republikańskich, którzy zwykle pozostają w cieniu dominujących w Illinois demokratów.

"Jestem tym trochę zaskoczony – mówi stanowy senator Bill Brady, który oficjalnie nie poparł żadnego z kandydatów w prawyborach – To pierwsze od bardzo dawna wybory, w których lokalni republikanie mają wpływ na ich wynik".

Stawką w zaplanowanych na 20 marca prawyborach w Illinois jest 54 delegatów. Kolejnych 15 wybiorą już władze partyjne przed konwencją republikańską.

Nick Santorum w początkowej fazie kampanii popełnił błąd bagatelizując znaczenie naszego stanu. Przekonany, iż do 20 marca układ sił będzie już znany nie zdobył wystarczającej liczby kandydatów na delegatów w czterech dystryktach wyborczych. W związku z tym nawet w przypadku zdecydowanego poparcia może ich maksymalnie zdobyć tylko 44.

Inaczej postąpił Mitt Romney, który już dawno zabezpieczył się w naszym stanie na taką ewentualność i posiada u nas najlepiej rozwinięty komitet wyborczy. Kiedy kilka miesięcy temu Stanowa Komisja Wyborcza otworzyła swe podwoje dla składających podania kandydatów, pierwszą i najliczniejszą grupę w wyścigu do Białego Domu stanowili zwolennicy Romneya, którzy złożyli wymaganą prawem liczbę podpisów i rozpoczęli ostrą kampanię tak, jakby głosowanie w Illinois miało odbywać się w styczniu, a nie dopiero w drugiej połowie marca. Ma on też największe poparcie wśród prominentnych polityków republikańskich w naszym stanie. Jego głosem i siłą w Illinois był do czasu udaru mózgu senator Mark Kirk, którego zastąpił w tej roli obecny skarbnik Illinois, Dan Rutherford.

RJ



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor