II wojna światowa rozsiała Polaków niemalże po całym świecie. Jednym z miejsc, do którego trafili najmłodsi tułacze, były egzotyczne Indie. Dzięki dobroci miejscowego księcia, sieroty wywiezione z „nieludzkiej ziemi” odnalazły spokój i szczęście. W ostatnim czasie na nowo przypomniano zasługi jama saheba Digvijaysinhji, „dobrego Maharadży”.
Jam Shri Sir Digvijaysinhji Ranjitsinhji Sahib Bahadur – tak brzmiało pełne imię indyjskiego księcia, urodzonego 18 września 1895 r. w arystokratycznej rodzinie maharadżów państewka Nawanagar w północno-zachodniej części kraju. Ówczesne Indie w całości znajdowały się pod władzą Brytyjczyków, którzy uważali je za perłę w koronie Imperium. Formalnie jednak około połowy terytorium półwyspu stanowiły różnego rodzaju księstwa (ok. 560), cieszące się szeroką autonomią i uznające ogólną zwierzchność Londynu. Zamożni władcy wychowywali się w bogactwie i luksusie przynależnym swojej klasie, grywali w krykieta (stryj bohatera artykułu był znanym w całych Indiach miłośnikiem tego sportu), jeździli do Europy, a co ambitniejsi próbowali realizować się w polityce.
Wczesne życie Digvijaysinhjiego nie odbiegało od tych standardów. Po ukończeniu nauki w Indiach odbył studia w Londynie, służył także w armii brytyjskiej w czasie pierwszej wojny światowej. W 1920 r. reprezentował Indie w Lidze Narodów (poprzedniczce ONZ). W czasie pobytu w Szwajcarii w latach 20. poznał Ignacego Paderewskiego. Ten pierwszy kontakt z Polską, zainspirowany spotkaniem z wybitnym pianistą i mężem stanu, wpłynął na dalsze zainteresowanie losami kraju nad Wisłą. W 1933 r. objął (po śmierci stryja) władzę w księstwie Nawanagar. Zasiadał w Izbie Książąt Indyjskich (od 1937 r. był jej kanclerzem), reprezentującej interesy maharadżów. Po wybuchu II wojny światowej został przedstawicielem Indii w tzw. brytyjskim gabinecie wojennym, zajmującym się koordynowaniem działań wewnątrz Wspólnoty Brytyjskiej. Wtedy też nawiązał kontakty z polskim Premierem Rządu na Uchodźstwie i Naczelnym Wodzem, gen. Władysławem Sikorskim.
W 1941 r., po ataku Niemiec na Związek Radziecki, wśród wywiezionych na Syberie i do Kazachstanu Polaków zaczęto formować wojsko, znane powszechnie jako Armia Andersa. Oprócz żołnierzy, szczególną opieką otoczono dzieci, osierocone w wyniku deportacji i ciężkich warunków życia na zesłaniu. Wynędzniałym, chorym i samotnym dzieciom żołnierze oddawali swoje (nieliczne zresztą) porcje żywieniowe. Rozwijający się konflikt strony polskiej ze Stalinem, który chciał wykorzystać formujące się wojsko według własnych planów, doprowadził w 1942 r. do ewakuacji polskich oddziałów i części cywilów (przede wszystkim dzieci) do Iranu i dalej do Iraku i Palestyny.
Niewątpliwym problemem był los najmłodszych. Częścią z nich zaopiekowali się Brytyjczycy, wysyłając sieroty m.in. do swoich kolonii w Afryce. W akcję tę włączył się także aktywnie maharadża Digvijaysinhji. Na początek oddał do dyspozycji strony polskiej teren niedaleko własnej rezydencji w miejscowości Balachadi nad Morzem Arabskim. Jego podwładni wybudowali tam osiedle składające się z kilkudziesięciu murowanych baraków, w których mogło zamieszkać prawie 1000 osób, nazwane Polish Children Camp. Jam saheb dawał nie tylko własne pieniądze, ale także nakłonił Izbę Książąt Indyjskich do sfinansowania pobytu polskich sierot w kraju. Zorganizował również fundusz, na który pieniądze wpłacali inni władcy.
Oprócz działania organizacyjnego i finansowego, Digvijaysinhji zaangażował się w pomoc dzieciom również emocjonalnie. Pewnego razu miał powiedzieć: Nie uważajcie się za sieroty. Jesteście teraz Nawanagaryjczykami, ja jestem Bapu, ojciec wszystkich mieszkańców Nawanagaru, w tym również i wasz. Chętnie odwiedzał obóz, był gościem na organizowanych przez dzieci przedstawieniach, patronował powstającemu w Indiach harcerstwu. Żywo interesował się losem sierot i polską kulturą. W pamięci podopiecznych zapisał się jako energiczny i opiekuńczy człowiek oraz egzotyczny władca – dobry Maharadża. Dzięki jego zaangażowaniu biedne dzieci, które przeżyło piekło wywózek, znalazły w dalekich Indiach spokój i szczęście.
Książę bardzo przeżywał rozstanie z dziećmi w 1946 r. Wiedział, że nie będą mogły wrócić do prawdziwie wolnej Polski. Pojawił się na dworcu, rozmawiał z opiekunami, głaskał po głowie maluchy. Wiedział, że już się z nimi nie spotka...
Po zakończeniu II wojny światowej Indie zaczęły zmierzać ku niepodległości. Maharadża nadal był zaangażowany w działalność polityczną i propaństwową. Gdy 15 sierpnia 1947 r. proklamowano niepodległość Indii, Digvijaysinhji jako jeden z pierwszych władców ogłosił włączenie swojego księstwa w ich obręb. Przez długi okres był dyplomatą i przedstawicielem nowopowstałego państwa w ONZ. Zmarł 3 lutego 1966 r., do śmierci zachowując tytuł maharadży.
W grudniu zeszłego roku prezydent Komorowski odznaczył go pośmiertnie Orderem Zasług Rzeczpospolitej Polskiej. Trwają też starania o nadanie jego imienia jednemu z warszawskich skwerów.
Tomasz Leszkowicz