Jest zbiorem wartości najważniejszych i niepodważalnych. Punktem wyjścia do oglądu świata.
Są w polskiej tradycji dwa święta, w których odradza się rodzina: Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Wielu z nas czeka na te święta i jeśli tęsknimy za Polską, to w te dni najbardziej – do przedświątecznej krzątaniny, do zapachu pieczonego ciasta, do bazi, pisanek i baranka, i do rodzinnych zjazdów. Gdy wszystkie dzieci, mama, tata, babcia i dziadek, ciocie, wujkowie i przyjaciele – zasiadają przy świątecznym stole, odżywają wspomnienia, opowieści i anegdoty rodzinne, jest czas na popisy rodzinnych talentów, a i na rozmowy o codziennych radościach i troskach.
W związku z przygotowaniami do koncertów warszawskiego Teatru Studio Buffo mam ostatnio okazję do częstszych kontaktów z Januszem Stokłosą, kompozytorem, aranżerem, pianistą, dyrektorem muzycznym Teatru Studio Buffo. Znamy się od dzieciństwa – ze Szkoły Muzycznej w Nowym Targu, więc rozmawiamy czasem o dawnych latach, o rodzinie, o domu. Olga, żona Janusza jest aktorką i reżyserem, współpracuje z wieloma scenami w Polsce i za granicą. Podziwiam dom Janusza i Olgi: prawdziwy, ciepły, gościnny, otwarty dla przyjaciół. Mieszkają z dala od Warszawy – za cenę uciążliwych dojazdów do pracy zyskali spokój i ciszę. “Naszej ulicy nie ma na mapie” – śmiał się Janusz, gdy kilka lat temu tłumaczył mi drogę. Rzeczywiście, dojeżdża się prawie polną dróżką. Dom jest bardzo ładny: nowoczesny, ale w tradycyjnym stylu, całkowicie podporządkowany potrzebom domowników – nic na pokaz. Jest w nim niezliczona liczba książek: od wielkiej literatury światowej – po kolorowe albumy fotograficzne (fotografia - pasja Olgi), wielka ilość płyt i nut. W kuchni i w salonie także – duży stół do wspólnych posiłków. Dwa psy i koty mają szacunek domowników, wiodą życie godne i niezależne – odpłacają gospodarzom miłością i przywiązaniem. Wokół domu duży ogród: drzewa, kwiaty, zioła, ptaki. Zawsze wyczuwałam, że dom jest bardzo ważny Janusza. W przedświątecznej rozmowie zapytałam o to wprost: jak ważny jest dla Ciebie dom?
“Dom jest azylem. Początkiem wszystkiego. Jest zbiorem wartości najważniejszych i niepodważalnych. Jest początkiem wszystkiego – punktem wyjścia do oglądu świata”- odpowiedział pewnie i bez zastanowienia..
Barbara Bilszta: Jaka muzyka kojarzy Ci się ze Świętami Wielkiej Nocy?
Janusz Stokłosa: Prywatnie, poza sceną sięgam tylko po muzykę klasyczną – taką mam potrzebę. Bardzo ważny jest dla mnie czas postu – wyciszenia, refleksji, zwolnienia tempa. W tych dniach właściwa muzyka jest bardzo ważna, pomaga w skupieniu się, kontemplacji: Stabat Mater Pergolesiego czy Szymanowskiego. Właściwie odczuwam brak takiej muzyki w naszym życiu – mówię o wykonaniach na żywo. Nie ma jej w polskich kościołach – tak po prostu, na co dzień. Oratoria, msze, kantaty, pieśni - utwory Haendla, Haydna, Mozarta… – wiele jest muzyki pięknej, głębokiej, która powstała po to właśnie, by dopełniać modlitwę. Niestety nie można jej usłyszeć w naszych świątyniach, a wielka szkoda. Kiedyś w Seatle słyszałem całkiem przypadkowo wspaniałe wykonanie słynnego utworu Haydna “Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu”. Wszedłem do kościoła i trafiłem na taki właśnie koncert. Poruszony byłem nie tylko samym dziełem Haydna, które wówczas po raz pierwszy usłyszałem na żywo, ale też pięknym wykonaniem, a przede wszystkim siłą tej muzyki – na żywo, w świątyni, w najwłaściwszym miejscu i czasie – gdzie muzyka jest potrzebna i służy ludziom. To jej powołanie i jej użytkowa rola. Niestety, w naszym kraju jeszcze do tego nie zrozumieliśmy.
B.B. A w radosny świąteczny poranek – jakiej muzyki słuchasz najchętniej?
J.S.: Gdy szukam relaksu, odprężenia sięgam po muzykę Mozarta, na przykład “Symfonia koncertująca na skrzypce i altówkę” – ideał, czyste piękno, a przy tym tyle radości, że wystarczy dla wszystkich!
Ale też nierzadko czuję potrzebę “idealnej ciszy” – takiej, o jakiej mówił Lutosławski: “0 decybeli”. Zanurzenie się w takiej ciszy jest niezwykle kojące i czasem konieczne – dla higieny ucha, ciała, umysłu.
B.B. Gdzie znaleźć taka ciszę?
J.S. Niełatwo. Uciekam od miasta, jak wiesz, mieszkam na wsi. Lubię wyrwać się choć na jeden dzień np. na Mazury. Tam tę ciszę zakłócają ptaki – ale im można wybaczyć…
B.B. Jak wyglądają święta Wielkanocne w Twoim domu?
J.S.: Tradycyjnie. Jestem staroświecki, gdy chodzi o rodzinę. Będzie wszystko, jak pamiętam z dzieciństwa: cała rodzina razem, święconka, uroczyste śniadanie, życzenia…A potem wiosenny spacer i nie kończące się rozmowy, na które jakoś ciągle za mało czasu na co dzień.
B.B. Tym razem przy wielkanocnym stole zasiądzie nowy członek rodziny – Twój wnuczek, Józio, który dzisiaj właśnie – 4 kwietnia kończy 11 miesięcy. Jak czujesz się w roli dziadka?
J.S. Wspaniałe uczucie! Znacznie lepiej niż w roli ojca. Byłem młodym tatą, zawsze gdzieś pomiędzy próbą a koncertem, w teatrze, podróżach. Moja córka, Marysia była zawsze obecna w moim życiu, ale na pewno nie miałem dość czasu, aby zrozumieć, jak wspaniały jest mały człowiek. Dzisiaj mamy świetny kontakt: podziwiam jej talent, staram się być blisko, wspierać, doradzać – jest tancerką i choreografem – ale jako ojciec czuje niedosyt, czuję, że coś mi umknęło. Jako dziadek staram się nadrabiać te zaległości, to dla mnie źródło wielkiej radości i i wspaniałej energii, i jakby powrót do istoty życia, jego najważniejszych wartości.
BB: Dziękuję za rozmowę. Życzę Ci pięknych, rodzinnych, tradycyjnych Świąt Wielkiej Nocy!
J.S.: Życzę wspaniałych, radosnych Świąt wszystkim Polakom w Chicago. Mam tam wielu przyjaciół. Cieszę się, że się zobaczymy.
Barbara Bilszta