Już za dwa miesiące, w czerwcu, obchodzić będziemy w Chicago kolejną rocznicę powstania tzw: Planu. Słynnej wizji rozbudowy miasta, z którym postanowiliśmy się związać. To, że nad brzegiem jeziora w centrum znajdują się wyłącznie plaże otoczone małymi parkami i przystaniami dla jachtów jest zasługą Planu. To, iż w każdej dzielnicy znajduje się plac zabaw dla dzieci, a każdy obszar zieleni traktowany jest co najmniej jak rezerwat przyrody też jest zasługą Planu.
Kiedy zwrócimy uwagę na centrum Chicago zobaczymy prostą, szeroką ulicę otoczoną tysiącami sklepów, restauracji i hoteli. Tak jest teraz, choć miało być nieco inaczej. Jeden ze współautorów planu, Edward Bennett, spędził sporo czasu w XIX wiecznym Paryżu. Chciał do Chicago przenieść tamtejszy klimat i architektoniczne rozwiązania. Stąd szeroka ulica Michigan, która miała służyć jako główna aleja miasta. Dlatego też czasami słyszymy określenie Chicago – „Paryż na prerii”. Niestety, wizja nie sprostała postępowi cywilizacyjnemu. Wielka arteria zasłonięta została drapaczami chmur, a życie handlowe i rozrywkowe przeniosło się w inne dzielnice. Autorzy nie przewidzieli też gwałtownego rozwoju motoryzacji i konieczności podporządkowania jej praktycznie całego miasta.
Większość najważniejszych elementów Chicago i okolicznych terenów została przewidziana w planie. Nawet sieć pobliskich autostrad. Był on matrycą, z której korzystać miały kolejne pokolenia rozbudowujące miasto. To, jak wygląda dziś, jest przede wszystkim jego zasługą. Nawet powstały niedawno Park Milenijny podlega jego założeniom. Uprzedzając ewentualne pytania – Navy Pier też. Recepta była w miarę prosta: otwarte przestrzenie, ładna zabudowa, dostępność dla ludzi.
Plan był początkowo małą książeczką, która powstała na zamówienie założonego kilka lat wcześniej Merchant Club, gromadzącego najbardziej zamożnych obywateli miasta i wizjonerów. Należeli do niego między innymi: George Pullman, Marshall Field, Cyrus McCormick, George Armour, Frederic Delano, Sewell Avery, czy Rufus C. Dawes. Nazwiska znane i nie ma co ukrywać, kształtujące w przeszłości miasto, w którym żyjemy. To oni postanowili zająć się przyszłością Chicago i nie pozostawiać niczego przypadkowi. Do swego pomysłu przekonali ówczesne władze i przepchnęli swych kandydatów na najważniejsze stanowiska odpowiedzialne za architekturę, planowanie i inwestycje.
Nie ma co ukrywać, plan mieli dobry. Miasto mamy wyjątkowe, czyli ładne i zgodne architektonicznie. To co się w nim dzieje obecnie nie nic wspólnego z XIX wiekiem. Szkoda, że Merchant Club nie stworzył odpowiedniej matrycy dla życia politycznego... ale to już osobny temat.
W czerwcu 1909 r. podpisano odpowiednie dokumenty i obowiązujace do dziś zasady weszły w życie. Za dwa miesiące będziemy świętować kolejną rocznicę tego wydarzenia. Niewątpliwie istotnego dla miasta, ważniejszego chyba od słynnego pożaru, czy zimy stulecia. Tak się jednak składa, że niewielu mieszkańców o tym pamięta, zwłaszcza imigrantów. Większość nigdy nawet o czymś takim nie słyszała. Dlatego warto sobie ten wielki projekt przypomnieć. Uważam, że po prostu warto wiedzieć.
Mam nadzieję, że wielkie plany innego, współczesnego nam wizjonera nie zepsują dawnego planu. Rahm Emanuel ogłosił niedawno wielomiliardową rozbudowę miasta, nazywając swój projekt "Nowe Chicago". Odczuwam w związku z tym pewien niepokój. Mimo upływu czasu nikt nie poznał szczegółów inwestycji. Mało tego, burmistrz nie ma ochoty ich publicznie przedstawiać oczekując od aldermanów jednogłośnego przyjęcia projektu. Kilku z nich pamiętając inny plan jego poprzednika, który niemal doprowadził do całkowitej wymiany władzy w mieście, zaczyna się wahać. Emanuel przyjmuje pytania, ale na nie nie odpowiada. Mówi, że nie ma czasu na zastanawianie się, gdyż druga taka okazja się nam nie trafi. Spodziewa się, że 18 kwietnia podczas głosowania projekt zostanie przyjęty. Bez dyskusji, bez jego czytania i tylko na podstawie opinii Emanuela. Hmm... Wydaje mi się, że jednak kilka informacji by się przydało. Po pierwsze, kto dokładnie będzie inwestował w "Nowe Chicago". W jaki sposób inwestor otrzyma swe pieniądze w przyszłości? Co przy okazji stracimy na rzecz inwestorów? Jakie wpływy będą oni mieli w mieście? W czteroosobowej radzie decydującej o kolejnych projektach transformacji miasta nie będzie zasiadał żaden przedstawiciel ratusza, czy to nie dziwne?
Zresztą Rahm Emanuel zaczyna zbierać niepokojąco niskie noty. Jego ostatnie decyzje są coraz bardziej kontrowersyjne i coraz częściej podejmowane z pominięciem opinii publicznej W niedawnym wydaniu magazynu The Roling Stones zarzucono mu, że nie jest zbyt wielkim zwolennikiem demokracji, o czym świadczyły między innymi przygotowania do planowanych majowych szczytów w Chicago, a po odwołaniu jednego z nich przepychanki z planującymi protesty podczas spotkania NATO.
Oczywiście każdy nowy burmistrz stara się jak najszybciej zatrzeć pamięć po poprzedniku( tak jest w innych miastach, w Chicago nie mieliśmy okazji tego doświadczyć przez wiele dekad), ale mam wrażenie, że Emanuel czyni to zbyt agresywnie.
Na koniec dowcip, który może być komentarzem do głośnej sprawy skazania na 40 lat więzienia postrzelonego 28 razy przez chicagowską policję Howarda Morgana, o którym piszemy dziś w części lokalnej tygodnika.
W kraju zorganizowano konkurs na najlepszą formację porządkową. W finale znalazły się: CIA, FBI oraz Chicago Police Department. Ostatnim zadaniem, mającym wyłonić zwycięzcę było znalezienie i złapanie zająca w lesie.
Pierwsza do próby przystąpiła CIA. Jej agenci zamontowali na każdym drzewie kamery i mikrofony. Wszystkie wiewiórki zatrudnili jako swych informatorów. Zająca jednak nie znaleziono. CIA doszła do wniosku, że zając nie istnieje.
Druga przystąpiła do próby FBI. Okrążono las i przez megafon wezwano zająca, by poddał się i dobrowolnie wyszedł z gęstwiny. Nic z tego. Las więc podpalono, niszcząc wszystkie drzewa i żyjące pośród nich zwierzęta.
Jako trzeci do próby przystąpił departament chicagowskiej policji. Dwóch gliniarzy weszło do lasu. Godzinę później wyszli z niego ciągnąc za sobą skutego kajdankami, posiniaczonego i pokrwawionego niedźwiedzia grizzly, który przez łzy krzyczał: „Tak! Tak! Jestem zającem! Jestem zającem!”
Miłego weekendu.
Rafał Jurak