----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

12 kwietnia 2012

Udostępnij znajomym:

W pierwszym kwartale 2012 r. odnotowano 120 morderstw w Chicago, co stanowi 60% wzrost ich liczby w porównaniu z podobnym okresem ubiegłego roku. Znacznie więcej zgłoszono również przypadków użycia broni palnej, które na szczęście nie zakończyły się tragicznie.

Liczba morderstw zaczęła wzrastać już pod koniec 2011 r. Najgorsze okazały się jednak ostatnie miesiące, zwłaszcza marzec. Policja chicagowska winą za taki stan rzeczy obarcza lokalne gangi, które odpowiedzialne są za ponad 70% przypadków użycia broni. Niektórzy twierdzą również, że wyjątkowo łagodna zima i wysokie, wiosenne temperatury przyczyniły się do wzrostu przestępczości.

Nie zgadzają się z tym eksperci, oraz sam szef chicagowskiej policji, Garry McCarthy.

"W lepszą pogodę ludzie wychodzą częściej na zewnątrz, spotykają się z sąsiadami, rozmawiają ze sobą i zwracają baczniejszą uwagę na otoczenie – mówi James Alan Fox z Northeastern University w Bostonie – To podczas gorszej pogody zwiększa się szansa na konflikt."

Eksperci ostrzegają jednocześnie, by nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków z zaledwie kilku miesięcy wzmożonej aktywności przestępczej. Mimo wzrostu liczby morderstw Chicago wciąż ma lepsze statystyki, niż w latach 80. i 90. Podobna sytuacja miała miejsce w 2008 r., gdy liczba zabójstw gwałtownie wzrosła w pierwszych miesiącach podwyższając ich całkowitą liczbę do ponad 500 w okresie całego roku. To zdarzyło się tylko raz na przestrzeni ostatnich 9 lat.

Na razie jednak mieszkańcy Chicago mają prawo się niepokoić. Od 1 stycznia do 1 kwietnia liczba morderstw w mieście wyniosła 120. W podobnym okresie 2010 oraz 2011 r. było ich 75.

Pocieszające jest, że w pozostałych kategoriach przestępczość wciąż spada. W pierwszym kwartale br. odnotowano o 15% mniej napadów na tle seksualnym, czy o 10% mniej włamań.

Pamiętać też należy, iż za większość śmiertelnych strzałów odpowiadają dwie chicagowskie dzielnice. Dlatego superintendent McCarthy już oddelegował do Englewood dodatkowe patrole i wzmocnił tamtejszy departament oficerami z innych rejonów. Najbardziej niebezpieczne dzielnice nazwał "strefami konfliktu" i rozpoczął wdrażanie długofalowych programów prewencyjnych.

W połowie stycznia departament chicagowskiej policji z dumą ogłosił, iż przez 24 godziny w mieście nie zginęła ani jedna osoba, co do tej pory zdarzyło się tylko raz w historii. Jednak ten dzień nie wpłynął znacząco na końcowe zestawienia, gdyż jeszcze przed końcem stycznia liczba morderstw gwałtownie wzrosła w Chicago o 54%.

Jeszcze w pierwszych dniach lutego dane statystyczne podobne były do ubiegłorocznych. Wszystko zaczęło się zmieniać w siódmym i ósmym tygodniu roku. W marcu tylko podczas jednego weekendu postrzelonych zostało aż 49 osób, w tym 10 śmiertelnie. Całkowita liczba przypadków użycia broni w Chicago jest o ponad 30% wyższa, niż w poprzednich latach.

W ostatnim tygodniu marca McCarthy dokonał wielu zmian, w tym wymiany dowódców w pięciu dystryktach. Zapowiedział zwiększenie wysiłków podległych mu jednostek. W każdym dystrykcie odbędą się specjalne spotkania poświęcone gangom, a także omówione strategie działania. Każdy patrol będzie wyposażony w dodatkowe informacje - mapy, symbole, statystyki – dostępne za pośrednictwem komputerów umieszczonych w radiowozach. Do tej pory McCarthy przeniósł ponad 1,000 dodatkowych oficerów do pracy patrolowej.

"Gangi dzielą się na mniejsze grupy i coraz trudniej jest nam przewidzieć rozwój wydarzeń – mówił szef chicagowskiej policji.

 

Przedstawiciele organizacji Fraternal Order of Police niezmiennie przekonują, iż podstawowym problemem jest zbyt mała liczba zatrudnionych przez miasto policjantów. McCarthy nie zgadza się z tym uważając, że powiększenie sił policyjnych nie zmieni sytuacji.

"Ograniczenie przestępczości nie jest wynikiem liczby policjantów na ulicach, ale sposobu w jaki są oni wykorzystywani i wysiłku jaki wkładają w swoje zadania" – odpowiada obecny szef policji.

Do najbardziej niebezpiecznych należą południowo-zachodnie rejony Chicago, przede wszystkim Englewood, gdzie w 2011 roku odnotowano aż 56 morderstw, co stanowi ponad 40% wzrost w porównaniu do 2010 roku. Wydaje się, że ta południowa dzielnica miasta wymyka się spod kontroli stróżów prawa i w tym roku może dojść do kolejnego smutnego rekordu.

„Każdy przypadek śmierci jest niedopuszczalny” – mówił kilka miesięcy temu na konferencji prasowej chicagowski superintendent zapowiadając walkę z gangami i obiecując poprawę bezpieczeństwa.

Specjaliści zgodni są jednak, że ogólna przestępczość w mieście jest najniższa od co najmniej 40 lat, gdy ówczesne statystyki informowały o ponad 800 ofiarach rocznie. To jednak za mało. Na przykład w Nowym Jorku i Los Angeles popełnianych jest o połowę mniej zabójstw, niż u nas.

„Naszym celem jest ZERO – mówi  Garry McCarthy – Kiedy przestanę słyszeć o ofiarach wśród dzieci, wtedy może będę zadowolony.”

 

Szef chicagowskiej policji wierzy, że kluczem do walki z przestępczością będzie wprowadzany system CompSat, który dostarcza policji więcej informacji i zmusza komendantów poszczególnych dystryktów do większej niezależności w podejmowaniu decyzji.

CompSat to system wprowadzony w latach 90. w Nowym Jorku, który według ekspertów odpowiedzialny jest tam za gwałtowny spadek przestępczości. Dostarcza on do poszczególnych dystryktów statystyki dotyczące wszystkich kategorii w danej dzielnicy pozwalając komendantom odpowiednio na nie reagować. Co dwa tygodnie szefowie okręgów spotykają się z superintendentem i tłumaczą swe decyzje oraz wymieniają doświadczenia, a nie jak było dotąd wypełniają wyłącznie zalecenia z góry.

Na konferencji podsumowującej ubiegły rok McCarthy obiecywał, że 2012 r. będzie znacznie lepszy. Na razie taki nie jest.

RJ

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor