W tym tygodniu minęła druga rocznica katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz osiemnastu parlamentarzystów. Podczas obchodów rocznicy Jarosław Kaczyński oświadczył, że „zostali zdradzeni” krytykując wyjaśnienia przyczyn tragedii przez rząd, który, jego zdaniem, haniebnie przyjmował i potwierdzał rosyjskie kłamstwa i obrażał poległych. „To parodia śledztwa”, skomentował Kaczyński próbę wyjaśnienia przyczyn katastrofy, a były premier i jeden z doradców Lecha Kaczyńskiego, Jan Olszewski, określił Donalda Tuska zakładnikiem Rosji.
O katastrofie smoleńskiej powiedziano już wiele i na różne sposoby. Był raport rosyjskiego MAKU, były ustalenia komisji Jerzego Millera, a swoją białą księgę opublikował Antoni Macierewicz, kontrolę przeprowadził już NIK, milczy wciąż prokuratura. Czy jej śledztwo wniesie coś nowego? Najprawdopodobniej tak, bo każdy nowy dokument przynosi nową wiedzę albo stawia nowe pytania.
W ostatnich dwóch latach mnożyły się raporty, a wciąż toczące się śledztwo prokuratury zostało właśnie przedłużone do października. MAK, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy, powołany przez rząd Polski i Rosji, dowiódł, że piloci podjęli próbę lądowania, pomimo ostrzeżeń z wieży kontroli lotów. Raport MAK-u obarcza winą pilotów, a także naciskającego rzekomo na nich generała Błasika, znajdującego się w kokpicie. Zdaniem MAKU wieża kontrolna odsyłała polskich pilotów na lotnisko w Mińsku, a kiedy Polacy podjęli próbę lądowania, maszyna zahaczyła o brzozę i uległa rozbiciu.
W lipcu 2011, pół roku po raporcie MAKU, swój raport prezentuje Jerzy Miller. Na 328 stronach nie znalazła się jedna konkretna przyczyna tragedii. Mowa jest raczej o splocie wydarzeń, które do niej doprowadziły. Według wersji Millera, piloci nie chcieli lądować, ale podeszli na minimalną wysokość, czyli na 100 metrów, po czym padła komenda „odchodzimy”. Raport Millera także informuje o obecności generała Błasika w kokpicie, ale nie obarcza go odpowiedzialnością za rzekome wywieranie nacisku na pilotów. Według komisji Millera to wieża kontroli lotów wprowadziła w błąd pilotów, którzy podjęli próbę lądowania. W ostatniej chwili załoga nacisnęła jednak przycisk „uchod” dążąc do odejścia. Niestety, samolot zahaczył skrzydłem o brzozę i doszło do katastrofy.
Pojawiają się też różnice z rosyjskim raportem. Według niektórych ekspertyz załoga była zdeterminowana lądować bez względu na warunki atmosferyczne, samobójczo podejmując decyzję o podejściu na drugi krąg. I chociaż w raporcie nie wymieniono żadnych nazwisk winnych, to jeszcze tego samego dnia premier przyjmuje dymisję szefa ministerstwa obrony narodowej, Bogdana Klicha. Międzypaństwowy Komitet Lotniczy potrzebuje czterech dni, by odpowiedzieć na ustalenia polskiego zespołu. MAK pozostaje przy swoim uznając, że raport Millera to wewnętrzna sprawa Polski. Raport wyraża przekonanie, że załoga nie podjęła decyzji o odejściu na drugi krąg i wszystkie działania załogi zmierzały do uniknięcia zderzenia z przeszkodą. Na polską odpowiedź do odpowiedzi rosyjskiej nie trzeba było długo czekać. Polska strona miała niezbity dowód na to, że dowódca samolotu podał komendę „odchodzimy”. Tego nie mogli wiedzieć twórcy raportu MAK, ponieważ nie dysponowali transkrypcją zapisu rozmów w kabinie.
W sierpniu mocą decyzji nowego ministra obrony narodowej, Tomasza Siemoniaka, dochodzi do niespodziewanej likwidacji Spec-pułku odpowiedzialnego za wożenie polskich VIPów i zwolnienia ze stanowisk 13 oficerów, w tym trzech generałów. Konsekwencją tej decyzji było powierzenie odpowiedzialności za transport Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w porozumieniu z narodowym przewoźnikiem.
W dniu 22 sierpnia wydano pierwsze prokuratorskie zarzuty w sprawie katastrofy dla dwóch byłych oficerów 36. Spec-pułku. Prokuratorzy zarzucili podejrzanym, że nie dopełnili obowiązków służbowych związanych z organizacją lotu w dniu 10 kwietnia 2010 roku zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu TU-154 M, numer boczny 101 do krytycznego lotu.
Na początku września opublikowano protokoły z prac komisji Millera, wizualizacji ostatniej fazy lotu i stenogramu rozmów z kokpitu, wśród nich fragmenty wcześniej nieodczytane. 13 stycznia na konferencji prokuratura wojskowa ogłasza, że nowe odczyty z czarnych skrzynek nie zawierają słów przypisanych wcześniej generałowi Andrzejowi Błasikowi, ówczesnemu dowódcy sił powietrznych. Na początku lutego Edmund Klich przestaje być przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Sił Lotniczych. Przeciwko swemu szefowi wystąpili wszyscy członkowie Komisji. Prokuratura stawia również zarzuty wiceszefowi BORu, generałowi Pawłowi Bielawnemu o niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy w dokumencie. W miesiąc później Najwyższa Izba Kontroli publikuje swój raport o katastrofie smoleńskiej. Jest on bardzo krytyczny, przede wszystkim dla strony rządowej. Zarzuca on brak spójnego systemu gwarantującego bezpieczeństwo. Oba samoloty, z dnia 7 kwietnia i 10 kwietnia nie miały prawa wystartować z zamierzeniem lądowania w Smoleńsku. Pod koniec marca MSZ opublikował zapisy rozmów, jakie Radosław Sikorski przeprowadził rano, 10 kwietnia, tuż po katastrofie smoleńskiej.
W dniu 7 kwietnia, na trzy dni przed drugą rocznicą katastrofy, pojawia się kolejny raport, parlamentarnego zespołu Antoniego Macierewicza, według którego przyczyną wypadku nie było uderzenie w brzozę, a dwa silne wybuchy na pokładzie prezydenckiego Tupoleva. Według zespołu Macierewicza w kokpicie nie było generała Błasika, a kontrolerzy lotu świadomie i celowo wprowadzili w błąd pilotów. Załoga podjęła decyzję o lądowaniu, ale 15 metrów nad ziemią wszystkie mechanizmy samolotu przestały działać. Zespół parlamentarny Macierewicza nie odnotował dźwięku uderzenia w brzozę, a mimo to maszyna uległa rozbiciu, jakkolwiek ktoś mógł przeżyć. Zespół kieruje do prokuratura 20 pism o podejrzenie popełnienia przestępstwa.
Jarosław Kaczyński nigdy nie wierzył, że katastrofa samolotu TU-154 była wypadkiem, ale w emitowanym w przedeń rocznicy programie „Jeden na jeden” w TVN24 posunął się dalej. „Coraz więcej o wskazuje na to, że w Smoleńsku doszło do zamachu, a Państwo polskie nie biorąc tego pod uwagę, tchórzy”, stwierdził. Jeśli do tego dodać raport komisji Antoniego Macierewicza i tezę o dwóch wybuchach, na lewym skrzydle i wewnątrz kadłuba Tupoleva, to nietrudno zauważyć, że im więcej czasu upływa, tym stanowisko PIS w sprawie Smoleńsk wyraźnie się zaostrza. „Jeżeli by było tak, że w stosunkach międzynarodowych była stosowana procedura likwidacji głów państwa, po prostu dlatego, że się komuś nie podobają, to jest to rzeczywiście nowa jakość w stosunkach międzynarodowych”. Tak jak nie ma dowodów na to, że nie było zamachu, tak nie możemy dzisiaj powiedzieć, że był na pewno zamach”, oświadczył Jarosław Kaczyński w rozmowie z dziennikarzem TVN24. Minister Sikorski komentuje, że Jarosław Kaczyński wypowiada teorię spiskową i że to wszystko są brednie, a prezydent Komorowski obstaje przy tym, że przyczyna katastrofy jest znana i jest arcyboleśnie prosta, podkreślając, że nie można podważyć ustawy komisji ministra Millera.
„Tych polityków łączy wspólny interes”, odpowiada Jarosław Kaczyński na zarzut iluzoryczności swych zarzutów. „Gdyby przyjąć, że oni zatajali prawdę, dążyli do tego, żeby prawda nie została ustalona, to podlega to także odpowiedzialności karnej”, sugeruje Kaczyński. „Jeżeli w pewnym momencie ktoś udowodnił Donaldowi Tuskowi, że wiedział więcej niż mówił, a przecież jest już nagranie, w którym minister Klich mówi Edmundowi Klichowi, że wnioski o winie Rosjan nie powinny być upowszechniane, to są to poszlaki bardzo konkretne”.
Tymczasem druga rocznica katastrofy zamiast łączyć, pogłębia podziały polityczne. Własne obchody zorganizowało PIS. Do zebranych przed Pałacem Prezydenckim Jarosław Kaczyński powiedział, że „niezależnie od tego, jakie będą ostateczne ustalenia, wiemy już dzisiaj na pewno, że zostali zdradzeni o świcie”, odwołując się do fragmentu „Pana Cogito” Herberta. Dziękując wszystkim, którzy przyczyniają się do upamiętnienia katastrofy, podkreślił rolę ojca Rydzyka, Radia Maria, Telewizji Trwam i Gazety Polskiej, piszącym prawdę blogerom dążącym do tego, by pamięć trwała. Dziedzictwo ofiar katastrofy stanowiących prawdziwą elitę RP jest wskazaniem kierunku działania w celu stworzenia wielkiego ruchu ku IV RP, podkreślił Jarosław Kaczyński. Swego brata określił mianem pierwszego polskiego prezydenta RP, który był godny tego miana, który nie miał żadnych związków z poprzednim systemem, czego nie da się powiedzieć o jego następcy, oświadczył Kaczyński podczas przemówienia na Krakowskim Przedmieściu.
Politycy prawicy w odniesieniu do katastrofy prezydenckiego samolotu mówią o zamachu z 10 kwietnia. Do takiego wniosku prowadzi przeciągający się impas w śledztwie, poniżenie i blokowanie przez Rosjan dostępu do wraku samolotu i innych materiałów dowodowych, niedopuszczenie do uczestniczenia w ekshumacji eksperta wskazanego przez rodziny, a przede wszystkim brak determinacji polskiego rządu w celu wyjaśnienia katastrofy. Z tych właśnie względów mnożą się pytania dotyczące dlaczego tak się dzieje? Kto i jaki ma w tym interes, aby nie ułatwiać dostępu do prawdy? Komu zależy na prowokowaniu i denerwowaniu Polaków, którzy chcą dowiedzieć się jak zginęli przedstawiciele politycznej elity i na jakim etapie znajduje się śledztwo? Znamienne jest również to, że po dwóch latach od katastrofy wrak polskiego samolotu leży na obcej ziemi. A obserwacja współczesnej Rosji otwiera drogę do przypuszczeń, że Rosjanie mogliby zabić polskiego prezydenta, jako że nie od rzeczy są historyczne i współczesne analogie dotyczące eliminowania niewygodnych dla tego mocarstwa osób i przeciwników politycznych.
Jednak ważniejsze od analizy materiałów dowodowych wydaje się kreowanie mitu poległych sytuowanych w tej samej linii, co ofiary Katynia i innych prześladowań i represji narodowych. W takim właśnie kontekście postrzega katastrofę smoleńską Jarosław Kaczyński i duża część polskiego społeczeństwa doświadczającego bolesnej powtórki z historii polsko-rosyjskiej. W kreacji legendy smoleńskiej pośredniczy także argumentacja religijna i narodowa. Zarzutom zdrady towarzyszy także atak na krzyż, profanacja krzyża, atak na nauczanie historii w szkołach, wycofanie ogólnych przedmiotów na uczelniach wyższych, a także atak na ludzi biednych, emerytów, chorych i grabienie majątku narodowego. Prezes Prawa i Sprawiedliwości elementem dyskursu politycznego czyni także obcą interesom polskim „politykę klientyzmu i narodowej mikromanii w wykonaniu Tuska, Sikorskiego i Komorowskiego”. Wszystko to ma odgrywać decydującą rolę w procesie narodowego odrodzenia i przebudzenia, nabierającego niejako wartości uniwersalnej walki o prawdę i konieczność wykonania swych powinności. Nieprzypadkowo Kaczyński cytuje „Pana Cogito” Herberta z chwytającym za gardło przesłaniem do świadectwa prawdzie, kontynuacji oporu wobec triumfującego zła i nakazu wierności ideałom.
Tymczasem Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej poinformował o znalezieniu metalowych części, które w marcu znaleziono u jednego z mieszkańców Smoleńska, a które, jak się przypuszcza, są szczątkami polskiego Tu-154M. Według agencji ITAR-TASS i RIA-Nowosti, zabezpieczane są też fragmenty odzieży, która prawdopodobnie należała do ofiar katastrofy. Człowiek, który pokazał przedstawicielom lokalnych władz smoleńskich odkupione od zbieraczy złomu szczątki samolotu, miał jak najbardziej dobre chęci, nie chciał sprzedać szczątek, tylko je uratował, informuje burmistrz Ursynowa, który został zaczepiony przez okolicznego mieszkańca w czasie wizyty na miejscu katastrofy.
Kilkadziesiąt lat temu do lasu katyńskiego zawiozła mnie dyskretnie rosyjska przewodniczka. Kiedy z kilkunastoosobową grupą Polaków odczytywaliśmy rosyjski napis na płycie cmentarnej poświadczający winę niemieckich żołnierzy, swe wspomnienia z lat wojny zaoferowała stara kobieta, ponoć mieszkanka okolicznej wioski. Pamiętała strzały i znikających bez wieści mężczyzn, którzy zatrudniali się do pomocy w transporcie. Bezzębni mieszkańcy okolicznych posiołków z pewnością nie wniosą wiele do rozpoznania prawdy o Katyniu, ale kto wie jaką wartość posiadały wyznania starej kobiety w chustce? Jedno jest pewne. Że bez względu na to jakie wersje zostaną nam podane do wiadomości, to danie świadectwa jest ważniejsze od ocalenia i koniunkturalnej wygranej. I jakkolwiek nagrodą za wierność jest, jak zapowiada poeta, „chłosta śmiechu” czy „zabójstwo na śmietniku”, to prawda w końcu ujrzy światło dzienne. Byleby to jednak nastąpiło wcześniej niż dopiero po 70 latach.
Na podst. Onet Wiadomości, Kropka nad i, i TVN24 oprac. Ela Zaworski