----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

18 kwietnia 2012

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Czy dziś Święto Pracy może wywołać jakiekolwiek emocje? W dzisiejszym neoliberalnym świecie mało kto chce się przyznawać do dawnych, lewicowych ideałów. Dramatyzm tamtych dni już dziś tak do nas nie przemawia...

Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy jest niemalże równolatkiem Coca-Coli. O ile jednak napój z charakterystyczną czerwoną etykietą stał się jednym z symboli kapitalizmu, tak 1 Maja jest jednym z najważniejszych elementów socjalistycznej symboliki i kalendarza. Ustanowiony w 1890 r. przez II Międzynarodówkę, do dziś skupia wiele emocji i jest okazją do odnawiania konfliktu między lewicą a prawicą, pracownikami a pracodawcami. Jakie wydarzenie upamiętniono w ten sposób? Wielu wydałoby się to dziwne, ale pierwszego dnia maja wspomina się nie zdarzenia związane z rosyjskim komunizmem czy życiem Marksa, ale zajścia mające miejsce w jednej z dwóch ojczyzn kapitalizmu – Stanach Zjednoczonych, konkretnie zaś w Chicago. Dlaczego to właśnie w USA miały miejsce tak ważne wydarzenia?  Bez wątpienia sprawdza się tu zasada, że tam, gdzie rozkwita jedno zjawisko, obok tworzy się jego przeciwność.

XIX w. to okres rozwoju tzw. wilczego kapitalizmu – intensywnej industrializacji, łączącej się jednocześnie z wielką przemianą społeczną oraz pogłębianiem nierówności i wyzyskiem robotników przez tworzącą się warstwę właścicieli fabryk i zakładów pracy. To wtedy powstają związki zawodowe oraz lewicowe ruchu polityczne – anarchizm, socjaldemokracja czy komunizm. Wśród postulatów robotniczych wiele miejsca poświęca się warunkom pracy, bezpieczeństwo socjalnemu czy ochronie zdrowia i życia pracujących - pamiętajmy, że funkcjonowanie ówczesnych wielkich fabryk to pasmo ciągłych przerw w pracy spowodowanych wypadkami czy pożarami, a śmiertelność wśród proletariatu, gnębionego dodatkowo chorobami i ubóstwem, była wielokrotnie większa niż dzisiaj. Amerykańskie realia nie różniły się pod tym względem od tych, znanych w Europie. Imigranci ze Starego Kontynentu musieli dodatkowo walczyć o przystosowanie się do nowych warunków, nie mając takiego oparcia w trwalszych strukturach społecznych jak w swoich ojczyznach. USA zawsze było krajem wielkiej ruchliwość społecznej i mobilności pionowej – można było zostać zarówno bogaczem, jak i spaść do „podklasy”.

W tej atmosferze, szczególnie wśród niemiecko-czeskich robotników w Chicago, narastał bunt. Tworzyła się socjalistyczna prasa, związki zawodowe czy wreszcie organizacje anarchistyczne, które szykowały się do otwartej walki zbrojnej „w interesie ludzi pracy”. Jednym z najważniejszym postulatów tego ruchu było wprowadzenie 8-godzinnego dnia pracy (do tej pory obowiązywał rytm 12-godzinny). 1 maja 1886 r. przez Stany Zjednoczone przelała się fala strajków robotniczych. Szacuje się, że liczba protestujący w obronie praw pracowniczych mogła sięgnąć nawet milion osób. W samym Chicago na ulicę wyszło od 30 do 40 tys. ludzi. W kolejnych dniach znowu organizowano manifestacje, w wyniku starć z policją zginęli pierwsi ludzie.

4 maja wiec zwołano na tzw. Haymarket Square (róg Randolph St i Desplaines St). Z powodu opadów deszczu, w kulminacyjnym punkcie manifestacji uczestniczyło w niej stosunkowo niewielu ludzi. Mimo to policja postanowiła rozgonić strajkujących. W momencie, gdy stróże porządku ruszyli do przodu, w ich kierunku poleciała bomba domowej produkcji. Zginął jeden policjant, kilku kolejnych zostało rannych. To wywołało reakcję służb porządkowych. Otworzyły one ogień do manifestujących, który spotkał się z odpowiedzią uzbrojonych anarchistów. W wyniku strzelaniny zginęły 4 osoby, rannych zostało kilkudziesięciu policjantów (w większości ostrzelanych przypadkowo przez własnych towarzyszy) oraz nieznana, choć prawdopodobnie jeszcze większa, liczba demonstrantów.

W mieście rozszalała się panika, aresztowano wielu działaczy robotniczych, często nie biorących udziału w wiecu z 4 maja. W głośnym procesie siedmiu aktywistów skazano na karę śmierci przez powieszenie. Ostatecznie dwaj z nich zostali ułaskawieni, jeden popełnił samobójstwo w celi, czterej zaś zostali straceni 11 listopada 1887 r. W drugą rocznicę masakry, w miejscu starcia z policją ustawiono pomnik przedstawiający policjanta zabitego przez wybuch bomby. Ta „przemoc symboliczna” i próba narzucenia rządowej interpretacji wydarzeniom z maja 1886 r. budziła sprzeciw działaczy robotniczych i anarchistycznych. Statua była niszczona w czasie protestów społecznych z przełomu lat 60. i 70. XX wieku, niedługo potem, po odnowieniu, przeniesiono ją do siedziby chicagowskiej policji. Dopiero w początku lat 90. w jej miejsce wmurowano tablicę upamiętniającą manifestacje, zaś w 2004 r. ustawiono tam pomnik, ukazujący przywódców robotniczych przemawiających do tłumu z podwyższenia na zwykłym wozie.

Dziś również kryzys wywołuje głębokie konflikty społeczne o podłożu klasowym. Ruch Occupy Wall Street wyprowadza niezadowolonych na ulicę. Czy wydarzenie z 4 maja 1886 r. mogą się powtórzyć? Chyba nie – inne czasy, inna władza i strajkujący, inna mentalność. Warto jednak pamiętać o tym, co 126 lat temu zdarzyło się na Haymarket Square.

Tomasz Leszkowicz

tleszkowicz@gmail.com



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor